Magdalena Fręch (28. WTA) pokonała w pierwszej rundzie imprezy WTA 500 w Stuttgarcie Włoszkę Sarę Errani 7:5, 4:6, 7:6 (5). W kolejnym meczu w Niemczech trafiła na Jessikę Pegulę.
REKLAMA
Zobacz wideo Kamery są prawie wszędzie. "Świątek będzie musiała się tłumaczyć"
Amerykanka była zdecydowaną faworytką tego starcia. Od kilku dni znów jest na trzecim miejscu w rankingu. To efekt zwycięstw w turniejach w Austin i Charleston oraz finału w Miami, gdzie lepsza od niej okazała się Aryna Sabalenka.
Co za start Peguli
Pegula jest zdecydowanie na fali, czego nie można było powiedzieć o Fręch. Wygrywając z Errani przerwała serię pięciu porażek z rzędu. Po styczniowym Australian Open, gdzie dotarła do trzeciej rundy, obniżyła nieco loty.
Mimo to komentujący w Canal+ Sport nie tracili nadziei przed startem spotkania: "Dla takich meczów trenujesz i grasz całe życie w tenisa. Piękny turniej, pełna hala, w perspektywie pokonanie światowej trójki. Nic, tylko puścić rękę i walczyć". To Fręch mogła, a Pegula musiała wygrać to spotkanie.
Niestety początek meczu nie był udany dla Polki. Po 15 minutach przegrywała już 0:4. W tym czasie zdobyła tylko pięć punktów. Każda krótsza piłka ze strony Magdaleny Fręch kończyła się przejęciem inicjatywy ze strony Jessiki Pegula.
Czytaj także: Niemcy "znienawidzą" Paolini!
Faworyzowana Amerykanka była czujna i raziła siłą uderzeń. - Magda potrzebuje więcej czasu, by przyzwyczaić się do prędkości uderzeń Jessiki - usłyszeliśmy od komentatorów. Polka nie nadążała za odpowiednim ustawieniem się do zagrań rywalki, gdy te wracały tak gwałtownie na drugą stronę.
Pegula serwowała jak w transie, w pierwszym secie przy własnym podaniu straciła tylko jeden punkt. W tej sytuacji nie mogło być inaczej, jak zwycięstwo w otwierającej partii wynikiem 6:1 po zaledwie 28 minutach. - Fenomenalnie dziś wygląda Pegula. Wręcz bawi się na korcie - zachwycali się komentatorzy.
Drugi set zaczął się podobnie - po 16 minutach było 4:0 dla Amerykanki. Polka była zbyt wycofana, grała przewidywalnie dla faworytki. - Graj swoje, idź do przodu - cały czas motywował Magdalenę Fręch jej trener Andrzej Kobierski, który siedział na trybunach w Stuttgarcie. Nasza tenisistka niestety go za bardzo nie posłuchała, ale trzeba też oddać, iż Jessica Pegula jej na kilka pozwalała. - Żal mi jej po ludzku - przyznał komentator Żelisław Żyżyński. Skończyło się 1:6, 1:6 po 60 minutach.
W ostatnim gemie spotkania Fręch doczekała się pierwszego break pointa w tym meczu. To zasługa jej nieco odważniejszej postawy, błędów Peguli, ale Amerykanka obroniła się serwisem i nie pozwoliła na jakikolwiek zwrot akcji. Być może naszej tenisistce dokuczały kłopoty zdrowotne? W środę rywalizowała z Errani przez trzy godziny i 11 minut, miała mało czasu w regenerację. Dodatkowo był to jej pierwszy występ po przerwie spowodowanej kontuzją nadgarstka.
Fręch bez szans
Mieliśmy nadzieję, iż powtórzy się historia sprzed dwóch lat. Wtedy w drugiej rundzie imprezy WTA 1000 w Madrycie Magdalena Fręch także rywalizowała z Jessiką Pegulą. Postawiła się Amerykance, przegrywając dopiero 6:7, 3:6. A pamiętamy, iż Fręch nie grała wtedy tak dobrze, jak chociażby rok temu, gdy doszła m.in. do czwartej rundy Australian Open czy wygrała turniej w Guadalajarze.
Polka jest dziś lepszą tenisistką, ale i Amerykanka rozwinęła się. A najlepsza wersja Peguli to wciąż poziom nieosiągalny dla Fręch. Trzecia rakieta świata jest już w ćwierćfinale, ale liczy w Stuttgarcie na jeszcze więcej. Niedawno w Charlestone wygrała pierwszy zawody na kortach ziemnych, a dotąd słynęła z imponujących rezultatów przede wszystkim na nawierzchni twardej.
W meczu o półfinał w Niemczech Jessica Pegula zmierzy się z Rosjanką Jekateriną Aleksandrową (22. WTA), która niespodziewanie pokonała swoją rodaczkę Mirrę Andriejewą 6:3, 6:2. Transmisje w Canal+ Sport, relacje w Sport.pl.