Rajd Dakar 2024 startuje już za niecałe trzy tygodnie. Co więcej – jest już pewne, iż będzie to impreza odmienna nie tylko od poprzednich edycji w Arabii Saudyjskiej, ale innych Dakarów w ogóle!
Trasa niby znana, ale po nowemu
Lista zmian, przetasowań i innowacji jest naprawdę długa. Zacznijmy jednak od trasy, bo ona tą listę zmian de facto otwiera. W tym roku organizatorzy postanowili nieco przetasować i zrezygnować z części „klasyków”, które dakarowa karawana zwykła odwiedzać w Arabii Saudyjskiej. Stawka nie stanie więc w Rijadzie. Miejscem startu nie będzie też Dżudda. Zamiast tego centralną lokalizacją pierwszej części rajdu będzie Alula, a meta będzie miała miejsce w Yanbu. Biwak w Aluli zostanie specjalnie ulokowany w części pustynnej, w okolicy tysiącletnich świątyni, by oddalić imprezę od cywilizacji. Największą nowością będzie jednak etap maratoński na tzw. pustej ćwiartce. Otóż w okolicy miasta Shubaytah rozegrany zostanie zupełnie nowy typ odcinka specjalnego – 48 godzinny maraton. Zapytacie: co w tym nowego? Przecież etapy maratońskie zawodnicy jeżdżą już od lat? Ano nowe jest to, iż wraz z wybiciem godziny 16:00 zawodnicy mają się zatrzymać na pierwszym biwaku, jaki napotkają. Biwaków będzie osiem. Zatem cała stawka zawodników nie spotka się w jednym miejscu, a raczej każdy zatrzyma się na najdalszym „przystanku” na jaki uda mu się dojechać. Dzięki temu uczestnicy nie będą mieli pojęcia (pamiętajmy to etap maratoński – brak kontaktu z serwisem) czy rywale są przed nimi, czy za nimi i dlatego nie ma ich na tym samym biwaku. Ma to też wzmocnić uczucie odosobnienia i walki z trasą / przyrodą / wyzwaniem. Uważam, iż brzmi to całkiem ciekawie, teraz tylko czekać, jak wyjdzie w praniu!
Mamy też nieco zmian, jeżeli chodzi o klasy na rajdzie Dakar 2024. Samochody i motocykle pozostają bez zmian. Quady także. W pojazdach Side-by-side podjęto kolejną próbę uporządkowania stawki, a przynajmniej jej nazewnictwa. Klasa aut produkcyjnych zmodyfikowanych do rajdów wciąż będzie się nazywać po prostu SSV. Natomiast dawna klasa T3, lekkich prototypów, czy jakiekolwiek nazwy jeszcze po drodze przyjmowała, teraz będzie nazwana Challenger. Przypomnę, iż są to pojazdy Side-by-side, ale nie z produkcji seryjnej, a zbudowane od zera jako konstrukcje do sportu.
Zielono na pustynii
Dakar kontynuuje też swoje starania, by w 2030 być rajdem w pełni „zielonym”. W związku z tym pojawił się klasa Mission 1000 (M1000). Nie jest to typowa rywalizacja, a raczej test technologii. Klasa ta pojedzie na specjalnie wydzielonej, oddzielnej trasie, na dystansie 1000 kilometrów. Startować w niej mogą wyłącznie auta napędzane w 100% elektrycznie, w 100% wodorem lub… hybrydowe. Tak czy siak klasa będzie rozgrywana w stylu rajdu na regularność, czyli dojechania w konkretnie zaplanowanym czasie. W zamyśle ma dawać konstruktorom możliwość przetestowania nowych technologii w realnych warunkach.
Mamy jeszcze oczywiście klasę Dakar Classic, która cieszy się niesłabnącą popularnością, z 81 załogami na liście zgłoszeń.
Wojna samochodziarzy
No dobra, a co z zamieszaniem w samych klasach? Bez wątpienia najwięcej przetasowań załóg z czołówki mamy w wśród samochodów. Rywalizacja będzie prawdopodobnie bitwą trzech zespołów: Toyoty, Prodrive, i Audi, które wróci mocniejsze niż rok temu. To nie wszystko. Toyota nie będzie zespołem znanym nam sprzed lat, przynajmniej jeżeli chodzi o zawodników. Największą gwiazdą będzie Giniel de Villiers – gwiazdą jeżeli chodzi o doświadczenie, bo dawno nic poważnego już nie wygrał. Wszystkie „legendy”, jak Nasser i spółka, rozeszły się już do Prodrive i Audi. Japońska marka stara się więc nadrobić ilością i wystawi aż pięć załóg na Dakar 2024 i to nie Giniel może być ich największą nadzieją. Poza zawodnikiem z RPA szeregi Toyoty zasilił też Seth Quintero, który od 2021 w klasie T3 wielokrotnie imponował tempem i bił rekordy, choć rajdu wygrać mu się nie udało. Być może to właśnie młody Amerykanin będzie główną nadzieją Toyoty. Do tej dwójki dołączy Lucas Moraes, który zaliczył w zeszłym roku genialny debiut z trzecim miejscem w generalce. Skład Toyoty uzupełnią 18-letnia nadzieja i spory talent, czyli Saood Variawa oraz Guy Botterill, który zastąpi kontuzjowanego Henka Lategana. Co interesujące Toyota, podobnie jak w WEC, zmienia swoje fabryczne malowanie na… czarne. Mam jednak pewne wątpliwości, czy to aby na pewno dobry wybór na dwutygodniowy rajd po pustyni?
W Toyotach, ale przygotowanych przez Overdrive, pojadą także Guerlain Chicherit, Yazeed Al Rajhi, czy Juan Yacopini. Pojazdów japońskiej marki na pewno na trasie nie zabraknie.
Mamy zespół Audi. Firma bez żadnych wątpliwości chce i będzie walczyć o najwyższe laury, wracając z poprawionym autem. Kierowcy Mattias Ekstrom, Carlos Sainz i Stephane Peterhansel to bodaj najsilniejszy w tej chwili skład w stawce. Tu nie ma opimpalania się i cel jest jasny: koncern Audi chce odebrać Toyocie królowanie w Dakarze, dodatku przy wykorzystaniu najnowszych, ekologicznych technologii, by wzmocnić ich przebicie rynkowe. Spodziewajcie się ciśnięcia ile akumulatory i fabryka dały.
Mamy wreszcie Prodrive, czyli coraz lepiej zakamuflowaną bestię. Dlaczego? Ano dlatego, iż Prodrive jest w tej chwili w fazie przejściowej budowania projektu dakarowego wraz z koncernem Renault, a konkretnie z marką Dacia. Tak – Dacia ma być liczącą się siłą na Dakarze. Ba! Ma być potęgą! W końcu szeregi kierowców tego projektu zasiliły takie osobistości świata rajdów jak Sebastien Loeb, czy Nasser Al-Attiyah. Do Panów dołączy także Cristina Gutierrez Herrero. Rok 2024 będzie jeszcze startem w znanej konstrukcji Hunter od Prodrive. W 2025 zobaczymy już oficjalną konstrukcję firmowaną znaczkiem Dacii, choć oczywiście zbudowaną głównie przez Prodrive.
Poza gigantami
To wciąż nie koniec bo mamy w stawce Naniego Rome, który dla odmiany związał się z fabrycznym programem Forda nieśmiało wchodzącego do Rajdu Dakar, być może dzięki sukcesom Martina Prokopa z Teamu Orlen. Czech także pojawi się na starcie w sowim Fordzie i nie ukrywa, iż apetyty są coraz większe. Jak już jesteśmy przy Orlenie, to będzie to niestety jedyny reprezentant tego zespołu w Rajdzie Dakar, w kategorii samochodów. Nie zobaczymy w tym roku na starcie Kuby Przygońskiego. Nie oznacza to, iż wśród samochodów nie zobaczymy Polaków! Będziemy mieli swoją załogę w topowej kategorii, bo na trasy Dakaru po latach przerwy wraca Krzysztof Hołowczyc! (który ostatnio znów wtopił przekraczając kilkukrotnie prędkość na filmiku w sieci…)
Oczywiście bardzo się z tego faktu cieszę, ale od razu nieco ostudzę nastroje. Hołowczyc startuje w Mini X-Raidu, które już od dawna nie jest topową konstrukcją w stawce. Rok temu Kuba Przygoński miał poważne problemy by takim pojazdem gonić czołową dziesiątkę. Do tego auto często ulegało awariom. Hołek będzie musiał stawić czoła kawalkadzie Toyoty, Audi i Prodrive, więc samo wejście do pierwszej dziesiątki można będzie uznać niemal za cud.
Motocykle mocne jak nigdy
Klasa motocykli nie zapowiada adekwatnie nic innego, poza zaciętą rywalizacją ogromnej ilości pretendentów do zwycięstwa. Luciano Benavides, Toby Price, Sam Sunderland, Daniel Sanders, Pablo Quintanilla, Ricky Brabec, Skyler Howes, Ignacio Flormio, Adrien Van Beveren, Ross Branch, Kevin Benavides, Matthias Walkner, Rui Goncalves, Joan Barreda… Wymieniłem tylko najbardziej oczywistych, wręcz pewniaków do dobrego tempa i walki o najwyższe laury. Jednak są przecież jeszcze debiutanci i młode wilki w zespołach fabrycznych, jak choćby Tosha Shareina w Hondzie. Nie wiem czy kiedykolwiek w historii stawka motocyklistów była tak mocna, szeroka i wyrównana.
W kategorii jednośladów znajdują się także nasi reprezentanci: Konrad Dąbrowski, Maciej Giemza oraz debiutujący w Dakarze Bartłomiej Tabin. Będzie za kogo trzymać kciuki!
Małe cztery kółka, polskie cztery kółka!
Najmocniej te kciuki będziemy pewnie trzymać za naszych reprezentantów w klasie Challenger. Dlaczego? Ano dlatego, iż po zeszłorocznym sukcesie w klasie SSV, zespół Energylandia przesiadł się na pojazdy prototypowe. Czy uda się powtórzyć sukces? Cóż, w pierwszym starcie szczerze wątpię. Po pierwsze sprzęt jest dużo bardziej wyżyłowany do sportu, a więc i bardziej wymagający, a czasem zawodny. Po drugie stawka to naprawdę nie są przelewki. Lopez Contardo, Cristina Gutierrez, Ignacio Casale, Nicolas Cavigliasso, Austin Jones i inni. Ta klasa to (jak widać po Quintero) już adekwatnie przedsionek pełnowymiarowych rajdówek. Nie znaczy to wcale, iż jest od nich łatwiejsza, czy mniej wymagająca.
W klasie SSV produkcyjnych także mamy swojego reprezentanta, czyli debiutujących Grzegorza Brochockiego i Grzegorza Komara.
Kolosy i klasyki
Wśród ciężarówek nie zobaczymy Kamazów, jak to z resztą ma miejsce od czasu inwazji Rosji na Ukrainę. Z jednej strony brak topowego zespołu osłabia stawkę. Z drugiej strony ciężarówki powinny w tym roku wyglądać, jak mogłaby wyglądać stawka F1 w 2023 po wykluczeniu Red Bull Racing – sporo naprawdę wyrównanych załóg. Rywalizacja będzie się toczyć oczywiście głównie między załogami Iveco, ale Praga Alesa Lopraisa, czy Tatry też dołączą. No i w teamie Janusa Van Kastereena mamy oczywiście naszego Dariusza Rodewalda. Przypomnę tylko, iż Darek jest już prawdziwą elitą Dakaru, z trzema zwycięstwami na koncie.
Naszych zobaczymy też po raz pierwszy w kategorii Dakar Classic. Na starcie staną cztery polskie załogi w dwóch Porsche, Toyocie Land Cruiser i Suzuki Vitara.
Nadzieja i… nadziei brak?
Na sam koniec zostawiłem sobie dwie klasy. Smutną i ciekawą. Smutną jest klasa quadów, w której na starcie stanie tylko dziesięciu zawodników, bez żadnego Polaka. Kamil Wiśniewski wciąż walczy z kontuzją kolana odniesioną w poprzedniej edycji. Od lat wspominam, iż klasa chyli się ku upadkowi i 10 zgłoszeń to chyba moment, w którym organizatorzy naprawdę muszą przemyśleć plany na przyszłość.
Klasa interesująca to z pewnością M1000, czyli test technologii przyszłości. Tam większość stanowić będą motocykle. Pojawi się jednak też samochód, ciężarówka i SSV. Powinien na liście startowej widnieć (choć teraz go nie widzę) SSV na wodór. Jest to o tyle interesujący projekt, iż jest wspólnym przedsięwzięciem potężnej grupy japońskich koncernów: Toyoty, Suzuki, Kawasaki, Hondy i Yamahy, dotyczącym miniaturyzacji napędu wodorowego, do stosowania w mniejszych środkach transportu. Projekt tylu potężnych firm, na pewno nie przejdzie bez echa.
Już zaraz, już za momencik, w tym dziwnym świecie
Warto wspomnieć też o pewnych kontrowersjach wokół Dakaru 2024. Otóż organizatorzy zapisem w regulaminie zakazali umieszczania flag narodowych na pojazdach, obok nazwisk członków załogi. Zapis wywołał sporo kontrowersji. Organizatorzy wytłumaczyli, iż w związku z niepokojami na świecie (Izrael i Palestyna, czyli konflikt w bezpośredniej bliskości), zdecydowano się na to rozwiązanie dla zapewnienia bezpieczeństwa zawodnikom. Cóż… taki region świata, ale dla mnie uzasadnienie jest jak najbardziej zrozumiałe.
Dakar 2024 może być przełomowy pod wieloma względami i do tego po prostu interesujący sportowo. Od walki tytanów o zmianę warty wśród stawki samochodów, przez walkę całej grupy zawodników o wysunięcie się na czoło w kategorii motocykli, aż po test technologii w klasie M1000. No i oczywiście walkę Energylandii o kolejne sukcesy . Start już 5. stycznia!