Co za mecz Polski w Lidze Narodów. Było już 0:2. Sceny w ostatnim secie

3 godzin temu
- Jak on to zrobił?! - krzyczał komentator po jednej z wielu świetnych akcji Artura Szalpuka w hitowym meczu Ligi Narodów polskich siatkarzy z Brazylijczykami. Ale nie pomogły ani show mistrza świata 2018, ani desperacki ruch trenera Nikoli Grbicia, ani dwie szanse na tie-breaka. Biało-Czerwoni na koniec turnieju w amerykańskim Hoffman Estates przegrali 1:3 (21:25, 21:25, 25:21, 26:28) i stracili prowadzenie w klasyfikacji generalnej.
To był prawdziwy pojedynek na szczycie. Polacy i Brazylijczycy wymieniali się w ostatnich dniach na fotelu lidera klasyfikacji generalnej Ligi Narodów. Biało-Czerwoni stracili to miano w czwartek, a odzyskali dwa dni później. Nacieszyli się tym niespełna 24 godziny - Canarinhos, w barwach których szalał przede wszystkim Darlan Souza, w niedzielę na przedmieściach Chicago okazali się lepsi, choć ekipa Nikoli Grbicia walczyła do samego końca.


REKLAMA


Zobacz wideo Lewandowski po 7 godzinach przesłuchań. Do sądu nie będzie musiał wracać


Od lat pojedynki Polska - Brazylia to siatkarskie uczy i dostaliśmy teraz - przynajmniej pod kątem emocji - kolejną, choć po dwóch setach wydawało się, iż tym razem skończy się co najwyżej szybką przystawką. Biało-Czerwoni zameldowali się w USA w bardzo mocno rezerwowym składzie, co dało o sobie znać już wcześniej w meczu z Włochami, którzy przylecieli w najsilniejszym zestawieniu. Bo ekipie Nikoli Grbicia od początku tegorocznej edycji LN nie można odmówić ambicji, ale rywale prezentujący najwyższy poziom, obnażają ich słabości. Tak też było w pojedynku z mistrzami świata, choć wtedy urwała ona punkt (2:3). Choć mogła też mieć poczucie niedosytu, bo miała szanse na zwycięstwo. Ze stanowiącymi mieszankę doświadczenia i młodości Brazylijczykami też walczyli dzielnie, ale nie wystarczyło to choćby na doprowadzenie do tie-breaka.
Już przed meczem wiadomo było, iż nie będzie łatwo. W sobotę co prawda Polacy bez problemu uporali się z Amerykanami 3:0, ale trzeba pamiętać, iż gospodarze turnieju wystawili głębokie rezerwy. Brazylijczycy z kolei pokonali wtedy wspomnianych już wcześniej Włochów 3:2. I dzień później potwierdzili, iż nie był to przypadek.
Zawodnicy legendarnego trenera Bernardo Rezende od razu ruszyli na rywali. Mocna zagrywka sprawiała wielkie problemy przyjmującym Polaków. Czasem do piłki biegał Marcin Komenda, a czasem inni gracze próbowali wystawiać, bo rozgrywający nie był w stanie do niej zdążyć. Przewaga ekipy z Ameryki Południowej więc gwałtownie rosła - 6:3 za chwilę zamieniło się na 11:6, a prym wiódł od początku Darlan Souza, który już po rozegraniu 14 akcji miał na koncie 5 punktów.


Brazylijski atakujący nie zwalniał tempa, a po drugiej stronie siatki próbował mu odpowiadać Artur Szalpuk. Przyjmujący od początku sezonu prezentuje się bardzo dobrze i tak było też teraz w pierwszej fazie meczu. Wiadomo było, iż jak tylko będzie okazja, to piłka będzie szła do niego, a on nie zawodził. Prawdziwym popisem była akcja przy stanie 10:12 z perspektywy Polaków, gdy wystawą tyłem popisał się libero Mateusz Czunkiewicz, a "Szalupa" zwieńczył dzieło. Ale popisy mistrza świata z 2018 roku to było za mało.


Podobny przebieg miała kolejna odsłona. Wciąż wicemistrzowie olimpijscy z Paryża zbyt często nie byli w stanie sprawić wystarczająco dużo kłopotów przeciwnikom. W ciągu kilku minut Grbić dwukrotnie poprosił o przerwę. Ale ani przy stanie 12:16, ani przy wyniku 15:19 nie nastąpił przełom. W końcówce zaplusował ponownie blokiem środkowy Jakub Nowak i dołożył do tego atak, ale końcówka znów należała do Brazylijczyków, a kropkę nad i ponownie postawił Darlan.
Biało-Czerwoni od początku zanotowali zryw w trzeciej partii, w której sytuacja kilkakrotnie się zmieniała. W pewnym momencie Grbić zdecydował się na nietypowy manewr - na atak za mało skutecznego Kewina Sasaka wprowadził Aleksandra Śliwkę. Próbował już tego rozwiązania w minionych sezonach jako wariant awaryjny w przypadku kłopotów zdrowotnych atakujących. I przez jakiś czas to rozwiązanie przynosiło świetny efekt. Brylował też wprowadzony w trakcie meczu środkowy Jakub Nowak.
Polacy wygrali trzecią partię i długo brylowali w czwartej. Wydawało się, iż pewnie zmierzają do tie-breaka, ale zaczęli się odradzać rywale. Nie wystarczyły dwie piłki setowe ani obrona piłki meczowej - na koniec w aut zaatakował Kamil Semeniuk.
Teraz przed Polakami dwuipółtygodniowa przerwa. Trzeci i ostatni turniej fazy interkontynentalnej rozegrają w znajdującej się na granicy Gdańska i Sopotu Ergo Arenie w dniach 16-20 lipca.
Idź do oryginalnego materiału