Raków Częstochowa jest w kryzysie, przegrał cztery z siedmiu ligowych meczów, ale Marek Papszun unika tego stwierdzenia jak ognia. Wydawało się, iż mecz grającym "w kratkę" z Lechem Poznań był idealną okazją na przełamanie. Ale wydarzenia z pierwszej połowy zwiastowały katastrofę, której finalnie Raków uniknął.
REKLAMA
Zobacz wideo Lewandowski, Błaszczykowski i Piszczek utemperowali Nawałkę? Żelazny: Powiedzieli mu "no panie trenerze..."
Raków na deskach, trzy nieuznane gole do przerwy
Od początku meczu to Lech starał się być stroną nadającą tempo gry i będącą bardziej kreatywną. Ale "Kolejorz" nie potrafił przebić się w pole karne lub oddać dobrego strzału z dystansu. Za to Raków kilka potrzebował, by zagrozić poznaniakom. Mógł prowadzić już w 14. minucie, kiedy Ivi Lopez pokonał Bartosza Mrozka w sytuacji sam na sam. Ale Hiszpan chwilę wcześniej spalił akcję, co wychwycili sędziowie, a potem decyzję z boiska potwierdził VAR.
To był sygnał alarmowy dla Lecha, iż należy przyspieszyć grę, wtedy uda się stworzyć sytuację strzelecką. Mistrz Polski zaczął grać bardziej dynamiczny futbol. I to przyniosło wymierne efekty. Prowadzenie w 29. minucie sprytnym strzałem zza pola karnego dał Joel Pereira.
Pod koniec pierwszej połowy Raków został wrzucony na karuzelę, nie potrafił wyjść z własnej połowy. I tylko prawidłowe decyzje sędziów po bramkach Lecha uratowały częstochowian od katastrofy. Przy trafieniu Aleksa Douglasa po rzucie rożnym uznano, iż Timothy Ouma spalił akcję, absorbując uwagę Kacpra Trelowskiego. Przy bramce Mikaela Ishaka z woleja wcześniej był na pozycji spalonej Kornel Lisman.
Ale w doliczonym czasie gry do pierwszej części spotkania Luis Palma podwyższył prowadzenie na 2:0. Popędził prawą stroną, efektownie minął rywala w polu karnym i płaskim strzałem posłał piłkę do siatki.
Raków praktycznie nie istniał w pierwszej połowie. choćby nie pomógł mu rzut wolny pośredni - ten zmarnował Ivi Lopez, który pokusił się o strzał w okienko z piątego metra. Ostatecznie Hiszpan przestrzelił.
Raków blisko remontady
Wydawało się, iż Lech ma wszystko pod kontrolą i rozbije wicemistrza w tym meczu. Ale wszystko zaczęło się sypać od 57. minuty. Wtedy z boiska wyleciał Luis Palma. Hiszpan najpierw zobaczył żółtą kartkę, ale interweniował tutaj VAR. Uznano, iż to było wejście na czerwoną kartkę - została noga przy wślizgu i spowodowała poważny uraz Zorana Arsenicia. Kapitan Rakowa zszedł z boiska z pomocą lekarzy, najprawdopodobniej doszło do poważniejszej kontuzji kostki. Dosłownie wył z bólu po wślizgu Palmy.
Od tej sytuacji Raków był stroną dominującą, co było wcześniej nie do pomyślenia. W mgnieniu oka "Medaliki" wyrównały. W 64. minucie złapały kontakt po golu Petera Baratha. Węgier trafił głową po rzucie rożnym, przy dalszym słupku, zgubił kryjącego go Aleksa Douglasa. Trzy minuty później Ivi Lopez pewnie wykorzystał rzut karny, który został podyktowany po faulu Douglasa na Marko Bulacie. Szwed zaspał przy próbie wybicia piłki i przegapił moment, kiedy rywal wbiegł przed niego, więc zamiast w piłkę, kopnął w niego.
Raków cały czas nacierał, wręcz okopał się pod polem karnym Lecha. Goście tylko raz zdołali wyjść z własnej połowy. Wtedy Mateusz Skrzypczak doszedł do strzału, ale nie zdołał wbić piłki z kilku metrów, był naciskany. Za to częstochowianie nie zwalniali tempa. Mogli prowadzić w 84. minucie po trafieniu głową Jonatana Brunesa, ale VAR dopatrzył się pozycji spalonej u Norwega.
W doliczonym czasie gry Raków miał jeszcze trzy sytuacje, ale w dwóch z nich świetnie zachował się Mrozek. Najpierw zatrzymał Bulata w sytuacji sam na sam, a potem obronił strzał z dystansu Stratosa Svarnasa. W ostatniej akcji meczu Lamine Diaby-Fadiga nieznacznie pomylił się przy strzale głową.
Zobacz też: Ależ sensacja w Pucharze Polski! "Brawo, brawo"
Raków zremisował z Lechem 2:2 i wydaje się, iż remis to sprawiedliwy wynik. To spotkanie miało nieprawdopodobny przebieg. Lech był w stanie pokazać wysoką jakość przez prawie godzinę gry. Z kolei Raków udowodnił, iż nie zapomniał, jak się gra ofensywnie, był bliski wyszarpania wygranej. Może to być punkt zwrotny dla częstochowian w tym sezonie.