Co z akcjami w Falubazie? Były menadżer wyjaśnia sytuację

speedwaynews.pl 1 godzina temu

Jak nieoficjalnie wiadomo, w ostatnich dniach sporo działo się w Stelmet Falubazie Zielona Góra. Stanisław Bieńkowski, czyli główny sponsor klubu i właściciel firmy Stelmet miał odkupić od miasta akcje w spółce akcyjnej ZKŻ SSA, czyli ze spółki w lidze i miało to na celu to, aby klub w 100% należał do prywatnych właścicieli. Jednak jak się okazuje sprawy potoczyły się zupełnie inaczej. Bieńkowski swoje 30% akcji oddał do stowarzyszenia ZKŻ, a po 10% odkupił od niego prezes Falubazu, Adam Goliński oraz jedna z najważniejszych osób w firmie Stelmet. W dodatku miliarder miał zrezygnował z funkcji przewodniczącego rady nadzorczej. Jak przekazuje Radio Zielona Góra, ma on pozostać jedynie w roli sponsora tytularnego klubu.

Były menadżer mówi o sprzedaży akcji

Jacek Frątczak, były menadżer klubów żużlowych w tej chwili jest radnym miasta Zielona Góra i jest tam szefem komisji sportu. W rozmowie dla Radia Zielona Góra mówił, dlaczego do sprzedaży akcji miasta dotychczas nie doszło z powodów formalnych.

– Znam oczywiście powody, z jakich formalnych przede wszystkim, co doprowadziło do takiego nierozstrzygnięcia tego przetargu w tym roku i mogę powiedzieć, iż przede wszystkim to są względy formalne. Związane i powiem bardzo mocno eufemistycznie, bardzo ogólnie, to jest kwestia związana z dematerializacją akcji, z procesem, który jest niezbędny do tego, żeby to przeprowadzić. A czemu tak jest? Czyli akcje muszą mieć postać elektroniczną, po prostu, a nie fizyczną. Tak jest obowiązek ustawowy i jakby na tym bym poprzestał, biorąc pod uwagę to, iż jest to przestrzeń, co do której nie czuję się na 100% pewny, żeby to komunikować. Jest to proces, który został, z tego, co wiem, albo będzie za chwilkę rozpoczęty i on potrwa kilka miesięcy – wyjaśnia na antenie Radia Zielona Góra.

Jak sam przyznaje, miasto szuka rozwiązania formalnego, które pozwoli na sprzedanie akcji. Ma to na celu spowodowanie, iż te akcje nabiorą wartość, która zostanie przekazana na działalność bieżącą klubu. Ponadto jego zdaniem bardzo ważne jest, by profesjonalne kluby sportowe nie były bezpośrednio powiązane z miastem.

– Dlaczego miasto jakby dąży do tego, żeby z tych akcji wyjść? Po pierwsze jest to zrównanie statusu klubów zawodowych pomiędzy sobą i wyrównanie dystansu miasto, kluby. To jest jakby pierwsza sprawa. Druga sprawa to jest fakt, iż te akcje w gruncie rzeczy od strony biznesowej są nic tak naprawdę nie warte, więc pójście w zakresie, te pieniądze zostały, mówiąc wprost, poprzez emisję tę akcję skonsumowane na działalność bieżącą. I też trzeba jakby odwrócić ten trend. Jesteśmy bardzo mocno zaniepokojeni, bo to nie jest nasz problem, aczkolwiek dyscyplina jest taka mocna jak w poszczególnej ośrodki. Zupełnie inaczej i w innym kierunku podążają koledzy w Gorzowie. Proszę zwrócić uwagę, co tam się dzieje. Dzisiaj to prezydent gwarantuje kredyty, to rada miasta dyskutuje na temat sytuacji finansowej klubu. Tak być nie powinno w sporcie zawodowym. A dlaczego tak jest? No bo właśnie rozwiązanie, które zastosowano rok temu, czyli nabycie akcji, powoduje dzisiaj cały szereg konsekwencji i tylko o to chodzi. – uważa.

Miliarder powoli się wycofuje?

Z informacji przekazanych przez Radio Zielona Góra wynika, iż Stanisław Bieńkowski zamierza ograniczyć swój udział w zielonogórskim klubie, o czym świadczy brak chęci zakupu akcji od miasta i oddanie swoich udziałów. Być może chce on by miasto odciążyło jego z roli „ratowania” klubu w trudnych sytuacjach. Frątczak przyznaje, iż klub jest w dobrej sytuacji finansowej i w najbliższej przyszłości w tej sprawie nie powinno się nic stać, ale nie zaskakuje go pewnego rodzaju frustracja u Stanisława Bieńkowskiego.

– Natomiast ja powiem w ten sposób, ja się Panu Stanisławowi też w dużym stopniu nie dziwię. Wydaje miliony przez lata swoich ciężko zarobionych pieniędzy, a co tu dużo mówić, myślę, iż też w dużym stopniu po pierwsze nie odczuwa tej satysfakcji wynikającej z tego efektu końcowego sportowego, a dwa przez to jakby nie ma co się czarować, ale każdy taki tym bardziej mecenas sportu chciałby mieć ten taki feedback dotyczący, taki czysto emocjonalny. Myślę, iż po prostu to jest efekt tego, co się wydarzyło. Były też aspiracje bardzo duże, skończyło się mówiąc wprost średnio, ale na pewno nie po linii tej sportowej, jaką sobie tam koledzy zaplanowali, o której też my myśleliśmy jako obserwatorzy, kibice z boku. – twierdzi.

Przed Falubazem jest ciekawie zapowiadający się sezon, ale poza tym kibice z Zielonej Góry muszą bacznie przyglądać się działaniom pośród akcjonariuszy klubu.

Przemysław Pawlicki
Idź do oryginalnego materiału