Co wspólnego z żużlem ma Colapinto? Okazuje się, że… sporo

speedwaynews.pl 6 godzin temu

Cały ten artykuł nie powstałby, gdyby nie Damian Kuczyński. Nasz kolega z redakcji przebywa w tej chwili na urlopie i wybrał się do Imoli na weekend F1. W międzyczasie dostał informacje od znajomego, iż ojciec Franco Colapinto był żużlowcem. Po tej informacji rozpoczęliśmy poszukiwania, które doprowadziły nas do celu.

Anibal Colapinto na przekór rodzinie

Można powiedzieć, iż w tej rodzinie mężczyzna jest skazany na bycie prawnikiem. Ojciec obecnego kierowcy F1 też nim został, ale w głowie miał również inną pasję. Był nią motorsport. W rozmowie z lanueva.com wspominał, iż gdy sprzedał konia, żeby kupić swój pierwszy motocykl, to jego tata, gdy się zorientował co zrobił, zdenerwował się tak, jakby miał go zabić.

Do tego wszystkiego pracował, ale nie otrzymywał pensji. Pracodawca rozliczył się z nim inny sposób.

– Zamiast płacić mi pieniędzmi, dali mi Gilerę Huevo 150, żebym mógł na niej jeździć, co mi się podobało. Moi rodzice nie chcieli o tym choćby słyszeć – kontynuował w przytoczonej rozmowie.

Anibal Colapinto bardzo często przebywał w warsztacie, którego właścicielem był Lalo Depaoli. Mowa tutaj o przełomie lat 70. i 80. XX wieku. Do Argentyny coraz śmielej przybywali żużlowcy ze Starego Kontynentu. Można tutaj wymienić Johna Davisa, Giuseppe Marzotto i Waltera Grübmullera. Ci dwaj pomogli mu w tym, żeby rozpoczął swoją żużlową przygodę na poważnie.

– Jak dla mnie ledwo dawałem radę jeździć na motocyklu o pojemności 175cc, ale nalegali, mówiąc mi, iż jestem najlepszy na niej. Niemniej ostrzegli, iż gdy wskoczę na 500cc, to będę musiał nauczyć się jeździć od nowa. I mieli rację – dodawał.

Nowy motocykl i… potężny upadek

Ojciec Franco za oszczędzone pieniądze kupił Javę. Jego mechanikiem był Julio Consteras. Colapinto otrzymał zaproszenie na zawody do Punta Alta.

Tam Consteras doradził mu, żeby przetestował sprzęt na torze. Z racji, iż stadion był już oblegany przez kibiców, odmówił, bo nie chciał zrobić z siebie pośmiewiska przed ludźmi, iż na turniej przyjechał kompletnie nieprzygotowany zawodnik. Po latach wyznał, iż jedyny trening… odbył na drodze gruntowej. Wiedział, iż to nie wystarczy, ale zaryzykował.

– Zrobiłem to co na motocyklu o pojemności 175cc; gdy taśma się podniosła, wyglądałem jak mistrz świata. Dojechałem do pierwszego łuku i miałem przewagę około trzech motocykli, ale nie skręciłem, tylko pojechałem prosto. Straciłem przytomność. Myśleli, iż się zabiłem! Ale sprawdziłem czy mam całe kości, naprawili motocykl i wróciłem do zawodów już w kolejnej serii. Wtedy zmieniłem strategię i zacząłem jechać ostrożniej – wspominał we wspomnianej już rozmowie z serwisem lanueva.com.

Koniec z czarnym sportem na lata

Anibal Colapinto na żużlu ścigał się przez 3 lata. Jego przygodę na długie lata zakończyła wojna o Falklandy.

– To były naprawdę piękne czasy. Wtedy na żużlu jeździli m.in. Mati Ferreras, który jeździł widowiskowo, Loco Curzio, Ilacquas… Był także Alberto Albanese, który słabo ruszał, ale wyprzedzał ciebie przy samych bandach. Z żużlem skończyłem w 1982 roku. To był ten sam, w którym wybuchła wojna o Falklandy. Dotarłem do Río Gallegos, a następnie pojechałem do szpitala, gdzie leczyłem najciężej rannych. Byłem członkiem V korpusu – wspominał.

Do czarnego sporu powrócił na krótko pod koniec lat 80. XX wieku. Miał już wtedy skończone studia prawnicze, na które udał się do Buenos Aires. Cały czas jednak interesował się żużlem. Tutaj można go dostrzec na zdjęciu z prawej strony – to on ma na sobie założony pas z ubrań.

Fot. Speedway Argentino 1930-2025

Prawdopodobnie ostatnie zawody odjechał w 1991 roku. Można go znaleźć na liście startowej mistrzostw Argentyny. Z dorobkiem 6 punktów uplasował się wtedy na 28. miejscu. Co interesujące startował on również w wyścigach na 4 kołach.

Fot. Speedway Argentino 1930-2025

Karierę i to całkowicie przerwał mu upadek w zawodach Enduro.

– Nie miałem pieniędzy na trening, zupełnie na nic. Już studiowałem w Buenos Aires i miałem XR600. Były zawody w Pringles i zachęcili mnie, żebym się ścigał. Świetnie mi szło w finale, walczyłem o drugie albo trzecie miejsce, ale zdarzył się wypadek. Próbując przesunąć się o jedno miejsce, jak jakiś kretyn, podskoczyłem niezręcznie, najechałem na mokrą trawę i uderzyłem w największe drzewo jakie było w okolicy. Wtedy się przestraszyłem, ponieważ nie czułem nóg. Moja prawa noga skróciła się o połowę. Kiedy doszedłem do siebie, już nigdy w zasadzie nie wsiadłem na motocykl – zdradził.

Anibal Colapinto nigdy nie kupił motocykla swojemu synowi

Po swoich doświadczeniach z żużlem ojciec obecnego kierowcy F1 zdecydował, iż nie kupi swojemu potomkowi żadnego jednośladu. Tak samo tyczyło się to udziału w zawodach żużlowych, czy też motocrossowych.

– Moje doświadczenia sprawiły, iż nie chciałem, żeby Franco poszedł w moje ślady. Mam tu na myśli oczywiście żużel i inne zawody motocyklowe. Dlatego, gdy już coś miałem mu kupić, to zdecydowałem się na quada. Na siódme urodziny dostał Raptora 350, w którym nie potrafił choćby zmieniać biegów.

W ostatnich dniach fani czarnego sportu z Argentyny namiętnie poszukiwali informacji o żużlowej karierze ojca ich jednego z bohaterów narodowych. Część z nich żartuje, iż gdyby Franco Colapinto urodził się w Bahia Blance, to teraz pukałby do świata Speedway Grand Prix. Zwłaszcza, iż to właśnie tam oglądano w akcji jego ojca.

Ponadto Argentyńczyk używa numer 43, ponieważ Anibal Colapinto regularnie startował z nim w zawodach, ale już samochodowych.

Autorem głównego zdjęcia jest Damian Kuczyński.

Idź do oryginalnego materiału