- Pertile po tym tekście już się do mnie w ogóle nie odezwie - powiedział Wąsowicz, widząc, iż spisujemy jego szczere stanowisko o Włochu i decyzjach FIS. Polskim działaczom po tym, co działo się przez ostatnie dwa dni w Wiśle, nie jest wygodnie. A także przez to, iż obrywają nie za swoje działania.
REKLAMA
Zobacz wideo Gorąco wokół polskich skoków. Chodzi o skład na igrzyska
W piątek podczas zawodów kobiet na skoczni i tak było nieco lepiej niż dzień wcześniej. Teraz obserwowało je kilkadziesiąt osób. Wcześniej było ich maksymalnie kilkanaście, a czasem do policzenia kibiców wystarczały choćby palce obu rąk.
To renomie polskich skoków nie przystoi. Przecież uważa się nas za potęgę w tym sporcie, a naszych kibiców za jednych z najbardziej oddanych, wręcz zwariowanych. Skoki kobiet nie są tu jednak na tyle popularne, żeby zachęcić fanów do płacenia za bilety, a przede wszystkim do przyjazdu do Wisły w ciągu tygodnia i to w godzinach, kiedy wielu nie wróciło ze szkół czy pracy. Pozostał żal - choćby dlatego, iż w ostatnim okresie Polki swoimi dobrymi wynikami udowadniają, iż zasługują na obecność kibiców pod skocznią.
Najlepsze skoczkinie świata zdziwione. "Przykro widzieć takie obrazki w Polsce"
Dlaczego trzeba było przeprowadzić wiślańskie konkursy w czwartek i piątek? Początkowo FIS chciał je zmieścić w planach na weekend i bezpośrednio przed zawodami skoczków. To jednak niemożliwe logistycznie i organizacyjnie: pomieszczenie wszystkich na obiekcie w tym samym czasie byłoby bardzo trudne. Wiosną FIS i Polski Związek Narciarski toczyły o to niemalże wojnę podczas spotkań podkomitetów FIS w Pradze. Sandro Pertile otwarcie groził Polakom wyrzuceniem Wisły z kalendarza PŚ skoczków. Ostatecznie udało się utrzymać zawody, a FIS wymusił na organizatorach dołączenie także konkursów skoczkiń - niestety, w ciągu tygodnia, zupełnie przed rywalizacją mężczyzn.
Efekt był łatwy do przewidzenia - zupełne pustki wokół skoczni i brak zainteresowania kobiecymi skokami. - Nas nikt z FIS nie pyta, gdzie i kiedy byśmy chciały skakać. My się dostosowujemy do tego, co FIS postanowi - mówiła Pola Bełtowska. Przyznała, iż fajnie byłoby startować w Wiśle w sobotę i niedzielę, a nie w czwartek i piątek. - Fajnie jest, jak ktoś się nami interesuje, wtedy jest dodatkowa motywacja - dodała. - Tak, dopiero co byłyśmy z Polą wysoko w Falun [na 10. i 14. miejscu] i miałam nadzieję, iż w Wiśle pojawi się trochę więcej kibiców, ale nie jestem rozczarowana, iż jest ich tu niewielu. Może jak kiedyś zaczniemy wygrywać, to ludzie będą wypełniali trybuny - oceniła z nadzieją Anna Twardosz.
Kibiców na zawodach w Polsce brakowało na skoczni nie tylko naszym zawodniczkom. - To trochę smutne, iż nie było tu zbyt wielu osób. To pewnie ze względu na fakt, iż skaczemy w ciągu tygodnia, kiedy wszyscy muszą być w pracy - mówiła ze zrozumieniem Niemka Katharina Schmid. - Szczerze mówiąc, przykro widzieć takie obrazki w Polsce. Tu zawsze pojawiają się wielkie tłumy, a tym razem jest inaczej, także niż podczas Letniego Grand Prix. Tylko co możemy zrobić? To FIS decyduje o tym, kiedy będziemy skakać. Niestety tak wyszło. Zawsze lepiej skakać w weekend, kiedy możemy się tu poczuć naprawdę mile widzianymi i startować dla wielu kibiców - wskazała Nika Vodan ze Słowenii.
Szef Pucharu Świata kazał to zrobić, a później się chował
Jak na to, co się działo w czwartek i piątek w Wiśle reaguje Polski Związek Narciarski? Prezes Adam Małysz już wcześniej pytał dziennikarzy, czy może nie odpowiadać na pytanie o frekwencję w trakcie konkursów kobiet. Gdy zobaczył to, na co zapowiadało się już, zanim pojawiliśmy się w Wiśle, raczej nie był zaskoczony. Za to wyraźnie nie pasuje mu, iż trzeba było zmarnować na tę wizerunkową katastrofę pół miliona złotych.
- Gdyby to były dni wolne od nauki, na pewno dałoby się wypełnić trybuny uczniami. Ale czy takimi metodami należy ratować to, co tu się odbyło? - pytał po piątkowym konkursie szef zawodów zajmujący się skocznią w Wiśle Andrzej Wąsowicz. - Trochę jest mi wstyd. Frekwencja na zawodach kobiet nie była zadowalająca już na północy Europy, a tu działacze FIS zmusili nas do przeprowadzenia wszystkiego w ten sposób. To były fajne zawody, dziewczyny skaczą, poziom jest, ale widzę, iż one też to przeżywają i przykro im jest, iż wokół skoczni są pustki - wskazał prezes Śląsko-Beskidzkiego Związku Narciarskiego.
Na pytanie, czy rozmawiał z dyrektorem Pucharu Świata Sandro Pertile, który na skoczni wyglądał, jakby unikał dziennikarzy, odpowiedział: "Nas też chyba unika". Gdy zasugerowaliśmy, iż można go zapytać, po co organizować takie zawody, Wąsowicz stwierdził, iż Włoch "nie odpowie". - Zauważyłem, iż patrzy na nas z prezesem Adamem inaczej. W czwartek przyszedł się przywitać, ale to nie było serdeczne. Dla nas, organizatorów, to wyzwanie, żeby przeprowadzić te konkursy. Mówimy przecież otwarcie o wydaniu tego pół miliona złotych więcej przede wszystkim na nagrody, które nie są tanie - zaznaczył działacz.
Pertile po konkursach kobiet w Wiśle nie pojawił się w mixed zonie dla dziennikarzy. Na naszą prośbę zgodził się pojawić tam w piątek późnym wieczorem, po kwalifikacjach skoczków (zaczną się o 20.15).
"Dobrze, iż nie nagrywa mnie żadna kamera". Ta reakcja mówi wszystko
Polska ma sposób na to, żeby spróbować zebrać na zawodach skoczkiń więcej widzów. Taki sam jak w przeszłości - rok temu też proponowała oddzielny weekend kobiecego PŚ w Szczyrku. - Będziemy składać ofertę, żeby nie komasować tego wszystkiego razem. 510 pokoi hotelu do wynajęcia to jednak wielkie wyzwanie. Dlatego chcemy organizacji oddzielnego konkursu pań na skoczni w Szczyrku. Gdyby udało się to tam przeprowadzić, a wcześniej odpowiednio nagłośnić, to jestem przekonany, iż byłaby lepsza frekwencja. I dziewczyny miałyby większą satysfakcję ze skakania u nas - przekonywał Andrzej Wąsowicz.
Zapytany, czy PZN ma szansę zostać wysłuchanym Wąsowicz tylko się zaśmiał. - Dobrze, iż nie nagrywa mnie żadna kamera. To są minimalne szanse. Upartość ze strony pana Pertile jest zdumiewająca. A my ten opór musimy postawić, żeby nas nie posądzano, iż jesteśmy usłużni. Szantażowanie nas tym, iż zabiorą nam Puchar Świata mężczyzn, jest nieprzyzwoite - wskazał w mocnych słowach.
Jak informowaliśmy w czwartek, PZN znów musi negocjować z FIS rozwiązanie dla Wisły na przyszły sezon, kiedy kalendarze kobiet i mężczyzn w PŚ w skokach miałyby być już w pełni połączone. Jednak wydaje się, iż zawody powinny się odbyć w podobnym terminie i prawdopodobnie w tej samej formie co w tym roku. Czyli znów może nas czekać frekwencyjna klęska na konkursach kobiet i narzekania, iż przecież można było wykorzystać potencjał polskiej publiczności o wiele lepiej.
Na razie przed nami jeszcze tegoroczne zawody skoczków w Wiśle. Po piątkowych treningach i kwalifikacjach w sobotę i niedzielę odbędą się tu dwa konkursy indywidualne. Na ten pierwszy brakuje już biletów, a drugi jest coraz bliżej wyprzedania. W weekend kibice zatem nie zawiodą. Relacje na żywo z PŚ w Wiśle na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.

1 godzina temu










