Cała Europa zobaczyła, co zrobiły Polki po odpadnięciu z Euro

5 godzin temu
Nawet nie ma czego być szkoda. Niemki pozwoliły przynajmniej przez chwilę uwierzyć, iż Polki mogą je zaskoczyć. Szwedki natomiast rozegrały ten mecz na chłodno, nie pozostawiając żadnych złudzeń, kto za chwilę będzie walczył o medale, a kto pojedzie do domu. Wygrały 3:0, a goli mogły strzelić choćby dwa razy tyle.
Wiedzieliśmy, iż będzie trudno. Ale już pierwsze minuty pokazały, iż będzie jednak trudniej, niż przypuszczaliśmy. Pierwszy groźny strzał Szwedek? Już w 2. minucie. Pierwszy problem Polek z wyprowadzeniem piłki spod bramki? Już w 3. minucie. Pierwsze uderzenie Szwedek w poprzeczkę? Też w 3. Drugie uderzenie w poprzeczkę? Już w 12. minucie. Pierwsza bramka dla Szwecji? W 28. minucie. Odpowiedź Polek? Dopiero w drugiej połowie. Chwilę przed drugą bramką Szwedek.


REKLAMA


Zobacz wideo Kobiety chcą zarabiać tyle samo co mężczyźni? Moura Pietrzak: Potrzebujemy dobrego wynagrodzenia, by móc po prostu grać


Był to znacznie chłodniejszy mecz niż z Niemkami. Mniej było po polskiej stronie momentów, które podrywałyby kibiców z krzesełek i dawały wiarę, iż za chwilę może paść bramka. Nie mamy akcji do rozpamiętywania. Nie było fragmentu, poza dwiema-trzema minutami po przerwie, w którym pomyślelibyśmy, iż Polki są coraz bliżej Szwedek. Nie mamy choćby poczucia, iż gdyby zmienić pewne drobnostki w taktyce, to udałoby się je zaskoczyć. Były bowiem lepsze pod każdym względem. Polki odebrały bolesną lekcję i choćby nie dostały nagrody pocieszenia. Taką byłaby pierwsza w historii bramka zdobyta na mistrzostwach Europy. Najbliżej trafienia, już w doliczonym czasie gry, była Milena Kokosz, której piękny strzał z dystansu wylądował na poprzeczce. Przed Polską już tylko mecz z Danią – w znanym z męskiej piłki schemacie: o honor.
Nina Patalon wciąż powtarzała ten gest. Spokojnie!
Godziny poprzedzające mecze na kobiecych mistrzostwach upływają spokojnie. W centrum miasta nie tańczy się i nie śpiewa, to raczej czas powolnych spacerów. – Pierwszy raz jesteśmy na takim turnieju, trudno się zgrać. Może PZPN powinien trochę w tym pomóc i skrzyknąć ludzi, bo chęci do zabawy nam nie brakuje. Widzieliśmy, iż Niemcy w centrum Sankt Gallen zorganizowali małą strefę kibica, gdzie rozdawali szaliki, puszczali muzykę, zachęcali do kibicowania. Nam bardzo by się coś takiego przydało – mówią mi kibice z Wałcza i Wrocławia, którzy przyjechali na wszystkie trzy grupowe mecze. Kibice ze Szwecji też są lepiej zorganizowani i na stadion docierają wspólnym pochodem. Śpiewają, grają na bębnach. Polacy, dopiero pod stadionem, gdy są już w większej grupie, próbują ich zagłuszyć.
Najbardziej zagorzali polscy kibice – bliscy i rodziny piłkarek – siedzą tuż za ławką rezerwowych i bawią się przez cały mecz. Śpiewają, iż „kto nie skacze, ten za Szwecją", kilkukrotnie intonują „jesteśmy z wami", a w przerwie, z przymrużeniem oka „a teraz idziemy na jednego". Jeszcze podczas rozgrzewki i tuż przed meczem wiele oczu zerka na tę trybunę. Rezerwowe zawodniczki tuż przed hymnem machają, puszczają oczko. Na hymnie piłkarki z podstawowego składu też wbijają tutaj wzrok. Jakby szukały paliwa, żeby jeszcze się napędzić. Ale z tym akurat był największy problem. Polki były zbyt wolne i niedokładne, by zaskoczyć Szwedek kontrami tak, jak robiły to z Niemkami. Ten aspekt gry zrobił spore wrażenie choćby na selekcjonerze Peterze Gerhardssonie, który na przedmeczowej konferencji określił Polskę jako zespół z najlepszymi kontrami na całych mistrzostwach. I poprzysiągł przygotować plan, który wyhamuje Polki. Słowa dotrzymał. Niestety.
Ale piłkarki Niny Patalon zadania za specjalnie mu nie utrudniały. choćby gdy udawało im się odzyskiwać piłkę, to już przy pierwszych podaniach brakowało im precyzji. W efekcie akcje często były wstrzymywane i zamieniane w ataki pozycyjne lub - co gorsza - w ataki rywalek. Patalon nie odchodziła od bocznej linii i bardzo energicznie reagowała na to, co działo się na boisku. Wciąż podpowiadała. Najczęściej jednak wykonywała gest z kategorii "uspokójcie się". Na kilka się to zdawało.


Zawodziła też komunikacja. Szybka zmiana strony nie działała, bo długie zagrania przejmowały rywalki. Dynamiczne wyjście z własnej połowy też nie przyniosło takich szans, jak z Niemcami, bo brakowało piłkarek, które do takiej akcji by dołączyły. Ewa Pajor i jedna ze skrzydłowych to siły zdecydowanie niewystarczające. Wydawało się, iż Polkom najzwyczajniej brakuje sił. Rzadko przyspieszały grę. Przy wyjściu z kontrą trawa nie rwała się pod ich korkami tak, jak jeszcze kilka dni temu. Efekt był taki, iż przez cały mecz oddały tylko dwa celne strzały.
Pamiętajmy, z kim Polki grały. Szwedki zrobiły choćby lepsze wrażenie niż Niemki
Mają pięć medali z mistrzostw świata, pięć z Euro, dwa z igrzysk olimpijskich. I poczucie niedosytu, bo w całej kolekcji jest tylko jedno złoto – za mistrzostwo Europy w 1984 roku. To było pierwsze Euro w historii, więc później, na każdym kolejnym, Szwedki liczyły na powtórkę. I niemal zawsze były blisko, bo aż jedenaście razy w czternastu występach kończyły turniej w najlepszej czwórce. W tym roku też wierzą, a to, iż nie stoją z Hiszpankami i Niemkami w pierwszym szeregu faworytów, postrzegają jako swój atut.
Szwecja to w kobiecym futbolu mocarstwo. Pierwsze kobiece kluby powstawały tam już w latach 60. Ludzie zdążyli się więc przyzwyczaić i zakochać. System szkolenia jest dopracowany w szczegółach, a silna liga dobrze przygotowuje przed transferami do najlepszych klubów. Szwedki grają dziś w FC Barcelonie, Realu Madryt, Chelsea, Bayernie Monachium. Stina Blackstenius w ostatnim finale Ligi Mistrzyń strzeliła zwycięskiego gola dla Arsenalu. Z ostatniego mundialu i Euro odpadały w podobnych okolicznościach – dopiero w półfinale, z przyszłym triumfatorem. W tym roku nie przegrały jeszcze meczu. Ten pierwszy na Euro wygrały 1:0 z Danią, ale wynik nie oddawał skali ich przewagi. Zawodziła skuteczność.
Z Polską było podobnie. Szwedki stworzyły wystarczająco okazji, by strzelić jeszcze kilka goli. Ich liczba bramek oczekiwanych to 3,69. Dwa razy trafiały w poprzeczkę, raz strzał Blackstenius przeszedł tuż obok słupka, dwa razy Polskę uratowała Kinga Szemik. Pierwsze dwie bramki Szwedem padły natomiast po podręcznikowych akcjach. Pierwsza - wznowienie gry przy bocznej linii, zbudowanie przewagi liczebnej i oskrzydlenie akcji, dokładne dośrodkowanie i wykończenie głową przez Blackstenius. Druga – dogranie na skrzydło do Johanny Rytting Kaneryd, krótkie rozegranie z napastniczką, wejście w pole karne, identyczne dośrodkowanie jak przy pierwszej bramce i kolejny gol głową. Kolejna – znów głową, ale po dośrodkowaniu spod chorągiewki.


Ale jeszcze bardziej imponujące niż ataki Szwedek, była ich organizacja i to jak doskonale czytały grę. Wiedziały, kiedy przytrzymać piłkę i zaatakować spokojnie, a kiedy przyspieszyć. Jak się przesunąć w obronie, by zabrać Polkom miejsce. W tym aspekcie były choćby lepsze od Niemek. Dały się poznać jako drużyna bardzo spójna i wszechstronna. Wieszczymy im sukces.
Ewa Pajor i resztki, które spadły ze stołu
Zasada wszystkie oczy na Pajor obowiązuje w reprezentacji od lat Patrzą na nią koleżanki na boisku i kibice na trybunach. Przed Euro patrzyliśmy wyjątkowo spokojnie, bo Pajor była i w znakomitej formie, i odpowiednio zmotywowana. W pierwszym sezonie w Barcelonie strzeliła 43 gole w 45 meczach, zdobyła mistrzostwo Hiszpanii i krajowy puchar. Na koniec po raz piąty w karierze przegrała finał Ligi Mistrzów, co miało ją podrażnić i dodatkowo zmotywować. To taki charakter – jak coś jej nie wyjdzie, to zasuwa na boisku trzy razy bardziej.
Było oczywiste, iż los Polski na tym turnieju poniekąd będzie zależał od formy Pajor. Że jeżeli ma wyczarować na tym turnieju punkty, to będzie potrzebowała jej magii. Potrafi przecież zrobić coś z niczego. – Rober Lewandowski to egzekutor najwyższej klasy, ale potrzebuje kolegów, by strzelać gole. Sam nie przedrybluje całej obrony przeciwnika. Pajor to potrafi – mówiła Nina Patalon w wywiadzie dla Wyborczej, poproszona o porównanie najlepszego polskiego napastnika z najlepszą napastniczką.
W meczu z Niemcami miała trzy niezłe okazje, ale w żadnej z nich nie trafiła do bramki. Ze Szwecją było jej jeszcze trudniej. W pierwszej połowie adekwatnie nie zbliżała się do pola karnego, a po przerwie wpadała do niego tylko trochę częściej – zwykle już po tym, jak bramkarka trzymała piłkę w rękach. Pajor biegała do – dosłownie! - wszystkich piłek, które kopały w jej kierunku koleżanki. Była jednak sama, brakowało jej wsparcia. Blisko niej były tylko rywalki. Minimum dwie, czasem trzy. Pajor schodziła więc do środka pola i pomagała w rozegraniu, ale i wtedy nie narzekała na nadmiar możliwości do wyboru. Starała się wspierać koleżanki. Dziękowała choćby za niecelne podania. Oklaskiwała choćby ich niecelne strzały. Podpowiadała i motywowała.


Nie miała w tym meczu dobrej okazji, by zdobyć bramkę. Oddała tylko jeden strzał, który rywalki i tak zdołały zablokować. W pamięci zostanie nam jej wślizg z drugiej połowy, gdy ratowała piłkę przed wyjściem za końcową linię, by rywalki nie wznawiały gry od bramki, a z autu. Determinacja godna pochwały. Ale też idealny przykład tego, jaki to był dla niej mecz. Jakimi resztkami próbowała się żywić.
Wymowne sceny po meczu. Ewa Pajor potrzebowała kilkudziesięciu sekund
Widać było, jak bardzo jej zależało i jak kilka mogła zrobić. Gdy tylko mecz się skończył, upadła na murawę. Leżała w bezruchu przez kilkadziesiąt sekund, aż podeszła do niej Ewelina Kamczyk. Później przeszły przytulone do środka boiska, gdzie cała kadra – piłkarki, trenerki, trenerzy i cały sztab – mają w zwyczaju dziękować sobie za mecz w siatkarskim stylu – przechodząc obok siebie w dwóch rzędach i przybijając "piątki". A po chwili wszyscy stanęli w kole i długo słuchali, co do powiedzenia ma Nina Patalon. Kibice najpierw skandowali "chodźcie do nas", ale w końcu odpuścili i dali im ten czas.
A gdy wreszcie piłkarki stanęły pod sektorami, na których było najwięcej polskich kibiców, poza burzą oklasków usłyszały też gromkie "dziękujemy!". Przebijały się też pojedyncze okrzyki: "pięknie było!"; "jesteśmy dumni"; "to początek!". W każdym kolejnym okrzyku wydawało się być więcej prawdy.
Idź do oryginalnego materiału