Ćwierćfinały kibicom polskiej siatkówki do niedawna kojarzyły się z porażkami na igrzyskach olimpijskich. Tam do zeszłego roku i ogrania Słowenii w Paryżu trudno było nam je przejść. Na mistrzostwach świata od 15 lat zawsze gramy jednak w strefie medalowej. I ćwierćfinał, a wcześniej drugą fazę grupową, przechodzimy. Teraz na Polaków czeka trudne, ale zdecydowanie wykonalne zadanie.
REKLAMA
Zobacz wideo Maria Żodzik wicemistrzynią świata w skoku wzwyż! "Marzyłam o tym medalu"
Zmierzymy się z Turkami - kadrą, przeciwko której gramy rzadko, ale z którą powinniśmy wygrać. To waleczny, ofensywny i odważny zespół. Na pewno nas się nie przestraszy. Brak mu jednak doświadczenia w kluczowych meczach na wielkich turniejach, takich jeszcze nie wygrywał. Tegoroczny wynik już jest ich najlepszym w historii występów na mistrzostwach świata. I choć trudno uwierzyć, żeby wyeliminowali Biało-Czerwonych już na tym etapie rozgrywek, to na pewno mogą sprawić spore problemy drużynie trenera Nikoli Grbicia.
Serb na pewno dobrze pamięta kłopoty, które pojawiły się w polskiej kadrze na poprzednich MŚ. Wówczas w ćwierćfinale graliśmy z Amerykanami i to była definicja zaciętego, dramatycznego meczu. Polaków od odpadnięcia z turnieju dzieliło naprawdę niewiele. Ale pomogła im także niezwykle głośna hala w Gliwicach wypełniona tysiącami fanów tworzących fantastyczną atmosferę podczas domowego mundialu.
Amerykanie wrócili z zaświatów. Ale to po punkcie Polaków hala ryknęła z radości
Polacy nie chcieli zawieść kibiców. Amerykanie jakby byli im pisani w tym turnieju. Grali z nimi już w grupie, i wygrali 3:1. Wiadomo było, iż na ćwierćfinał nie tylko bardziej się zepną, ale zagrają też w jeszcze silniejszym zestawieniu. A nam w pamięci pozostawał "mecz dekady" z 2018 roku - wygrany, ale w bardzo trudnych, wręcz ekstremalnych okolicznościach. Teraz, patrząc z perspektywy zeszłorocznego półfinału igrzysk w Paryżu, możemy powiedzieć, iż my z USA już chyba tak mamy: zawsze gramy z nimi najważniejsze mecze, które stają się dreszczowcami wspominanymi później przez lata.
Trzy lata temu w Gliwicach zaczęło się niewinnie: od dobrej gry Polaków i wygranej do 20 w pierwszym secie. Wydawało się, iż wszystko idzie po naszej myśli. Druga partia, bardzo wyrównana, też przyniosła wygraną. Na przewagi - 27:25. Było 2:0 i wiele osób myślami było już przy tym, z kim zagramy o medale. Wszyscy chcieli już poświętować w Gliwicach i wrócić do katowickiego Spodka, w którym odbywała się faza finałowa.
Amerykanom taki pomysł się nie spodobał. Zawodnicy Johna Sperawa odpowiedzieli najpierw wygraną do 21 w trzecim, a następnie do 22 w czwartym secie i zrobiło się 2:2. Było już 2:0 i 11:11, ale Polacy swojej szansy nie wykorzystali. Teraz musieli powalczyć o nową. Po tym, jak drużyna z USA wróciła z zaświatów, cała hala na chwilę zamarła. Zrobiła się cisza, ale po chwili kibice na trybunach zaczęli się przygotowywać na tie-breaka. Bardzo upodobali sobie "Maria (I Like It Loud)" Scootera. Wyśpiewywali melodię, a po całej hali niósł się rytm piosenki. To ona stała się hymnem tego spotkania i miało poprowadzić naszą drużynę do półfinału. Pojawiały się też gwizdy tak głośne, iż chwilami kibiców musieli uspokajać sami siatkarze.
W tie-breaku, choć nie brakowało dramatycznych zwrotów akcji, lepsi byli Polacy. I to oni wygrali 15:12, a zatem i cały ten thriller 3:2. Weszli do strefy medalowej mistrzostw w sposób, który przyprawiał o problemy sercowe i wielkie nerwy. Ale takie mecze też kochamy i choć chcielibyśmy głównie udowadniać swoją wyższość, wygrywać pewnie, to podskórnie czekamy i o nich myślimy. Bo to je pamięta się po latach i to one tworzą legendę wielu sukcesów. W tym przypadku - trzeciego medalu na MŚ z rzędu. Szkoda jedynie, iż nie złotego, ale srebro też nam wówczas - zwłaszcza po tak trudnych meczach jak ten z USA, czy później w półfinale z Brazylią - smakowało. Po ostatnim punkcie cała hala ryknęła z radości, a zawodnicy podchodzili do kibiców, ciesząc się z wygranej w tak trudnym meczu.
Porażka Polaków byłaby ogromną sensacją. USA? Może w finale
Oczywiście, Turcja to drużyna z kilku półek niżej niż USA. To przeciwnik, z którym odpadnięcie z turnieju oznaczałoby sensację. Nie chcemy tego widzieć, ale jednocześnie rywali trzeba szanować. Zwłaszcza iż potrafią sprawiać problemy największym. I już to udowadniali.
U Polaków już jakoś tak jest, iż ten ćwierćfinał lub półfinał wielkiego turnieju lubi jakby sam się zaognić. Emocje i nerwy pojawiają się tam samoistnie. I choć często wygrywamy, to musimy mieć się na baczności. A USA? Z nimi chętnie spotkamy się w finale.
Początek spotkania z Turkami zaplanowano na godzinę 14:00 czasu polskiego w środę, 24 września. Relacja na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.