Było 5:2, gdy Świątek wstała i wyszła. Pierwszy taki mecz dla Polski

1 godzina temu
"Wzięli jakąś Ukrainkę" - komentowali niektórzy, widząc, iż w reprezentacji Polski tenisistek zadebiutuje Linda Klimovicova. Nasza Czeszka dała w niedzielę koncert gry oklaskiwany między innymi przez Igę Świątek. W pierwszym singlu w ramach meczu Polska - Rumunia w Billie Jean King Cup w Gorzowie Wielkopolskim Klimovicova pokonała Elenę Ruxandrę Berteę 6:2, 6:1. Świątek już przy stanie 5:2 czuła, jak to się skończy i wyszła rozgrzać się przed swoim występem.
W czwartek dostała burzę braw od dziennikarzy. Za to, iż na konferencji prasowej odważyła się mówić po polsku. W piątek zadebiutowała w reprezentacji Polski. I po deblowym występie razem z Martyną Kubką usłyszała, iż to był sztos. Słusznie, bo Linda i Martyna pokonały 6:2, 6:2 Nowozelandki, które miały w składzie dwukrotną mistrzynię US Open właśnie w deblu i byłą liderkę rankingu deblistek, Erin Routliffe. W sobotę siedząc obok Świątek przez prawie godzinę rozdawała autografy fanom tego sportu, a zwłaszcza Igi, którzy zjechali do Gorzowa Wielkopolskiego. A w niedzielę Linda Klimovicova decyzją kapitana Dawida Celta zaczęła mecz z Rumunią decydujący o awansie do następnej fazy nieoficjalnych drużynowych mistrzostw świata.

REKLAMA







Zobacz wideo Iga Świątek? "Trudny temat". Karol Strasburger z ważnym przesłaniem



To jest całkiem niezły początek przygody z polskim tenisem w wydaniu reprezentacyjnym prawda? Klimovicova Polką jest od roku. Nasze obywatelstwo dostała w październiku ubiegłego roku – cztery miesiące po ukończeniu 20 lat. Skąd się u nas wzięła? Gdy zaczynał się gorzowski turniej, nie brakowało ludzi, którzy widząc w mediach społecznościowych skład Polski, komentowali, iż "pewnie wzięliśmy jakąś Ukrainkę". Nie, Linda to utalentowana dziewczyna z czeskiego Ołomuńca leżącego mniej więcej 100 km od polskiej granicy. Utalentowana na tyle, iż w 2022 roku była półfinalistką juniorskiego Wimbledonu. Wtedy jeszcze grała dla Czech. Ale z Polską też była już związana, bo od 2019 roku jest zawodniczką klubu BKT Advantage Bielsko-Biała. Linda nie ukrywa, iż jako mała dziewczynka wzorowała się na Petrze Kvitovej, a nie jak jej koleżanki z polskiej kadry na Agnieszce Radwańskiej. Ale w ojczyźnie Radwańskiej tej dziewczynie po prostu łatwiej było się przebić. Czeski tenis, zwłaszcza damski, to kopalnia talentów. Tam perspektywiczna zawodniczka z drugiej setki światowego rankingu ma dużo dłuższą drogę do międzynarodowego grania niż u nas. A iż u nas Linda w sumie też czuła i coraz bardziej czuje się jak u siebie, to podjęła niełatwą decyzję i teraz gra z orzełkiem na piersi.
Czesi uznali, iż to zdrada. A nas decyzja Lindy cieszy
Ta decyzja była niełatwa, bo Czesi mówili i pisali o zdradzie. Utrata Klimovicovej ich zabolała, mimo tego bogactwa, jakie mają, jeżeli chodzi o ludzki potencjał. W sumie się nie dziwimy. Na Lindę patrzy się z wielką przyjemnością. Gra atrakcyjny, wszechstronny tenis, jest waleczna, ambitna. Kiedy mówi, iż marzy jej się dojście do pozycji liderki listy WTA, to choć widzimy, jak dużo jej jeszcze brakuje – w tej chwili jest 146. – nie mówimy, iż to się nie uda. Za to, żeby spełniła drugie ze swych największych marzeń - jest nim wygranie Wimbledonu (na razie Klimovicova dochodzi "tylko" do ostatnich rund kwalifikacji turniejów wielkoszlemowych) - też ściskamy kciuki.
I na razie doceniamy dobrą robotę, którą zrobiła w Gorzowie. W niedzielę mierzyła się z 30-letnią Rumunką Eleną Ruxandrą Berteą, tenisistką numer 319 w rankingu WTA. Linda była faworytką, musiała unieść presję, musiała nie rozczarować m.in. Igi Świątek, która oglądała jej mecz i liczyła, iż sama wyjdzie na kort zaraz po niej przy stanie 1:0 dla Polski.
Linda swoje zrobiła. W naprawdę twardym graniu gem za gem po 30 minutach przy aplauzie ponad pięciu tysięcy widzów przełamała rywalkę i wyszła na prowadzenie 4:2. – Li-nda! Li-nda! Lin-da! – skandował klub kibica reprezentacji Polski, wybijając rytm na bębnie. Kapitan Celt aż wstał po akcji na to 4:2. A za nim wstało pewnie z pół hali.



Dwie, może trzy minuty później Klimovicova podwyższyła na 5:2. Wtedy z miejsc wstała cała nasza kadra, łącznie z Igą Świątek. A po chwili Iga wyszła z hali. Oczywiście przy wiwatach kibiców. Wygląda na to, iż już wtedy nasza liderka poszła powoli rozgrzewać się przed swoim występem.
Świątek prawdopodobnie już da Polsce awans
Od przełamania na 4:2 Linda grała tylko lepiej i lepiej. Na 6:2 ponownie przełamała Rumunkę, wygrywając gema do zera. Pierwszego seta wygrała w zaledwie 38 minut. A w drugiej partii rywalka Klimovicovej pierwszy punkt wygrała, dopiero gdy było 2:0 i 40:0 dla naszej tenisistki. Tamten punkt nie dał Bertei nic. Po zaledwie kwadransie drugiego seta Klimovicova prowadziła już 6:2, 4:0 (do tego momentu przegrała zaledwie jeden punkt w całej partii!). I chyba dla wszystkich stało się jasne, iż ten mecz długo już nie potrwa.


Teraz, w drugim singlowym starciu meczu Polska – Rumunia, zagra Iga Świątek. Jej rywalką będzie Gabriela Lee (292 WTA). Trudno wyobrazić sobie inny scenariusz niż wygraną wiceliderki światowego rankingu. A jeżeli Świątek zwycięży, to Polska będzie już pewna pierwszego miejscu w gorzowskim turnieju i awansu do kolejnej fazy Billie Jean King Cup bez względu na wynik debla, który skończy nasz mecz z Rumunią (zagrać mają Katarzyna Kawa i Martyna Kubka).
Kolejna faza nieoficjalnych drużynowych mistrzostw świata jest planowana na kwiecień 2026 roku.
Idź do oryginalnego materiału