To się musiało tak skończyć. Po pewnym zwycięstwie Lindy Klimovicovej nad Rumunką Berteą Iga Świątek wyszła na kort w Arenie Gorzów, żeby dopełnić formalności.
REKLAMA
Zobacz wideo Iga Świątek? "Trudny temat". Karol Strasburger z ważnym przesłaniem
W meczu naszej wiceliderki rankingu WTA z rywalką zajmującą 292. w tym zestawieniu musieliśmy zobaczyć ogromną różnicę w poziomie umiejętności. Świątek była skazana na zwycięstwo i tym samym zapewnienie Polsce wygranej nad Rumunią. Iga zrobiła to błyskawicznie.
Pierwszego gema wygrała do 15 w dwie minuty. Przy serwisie rywalki. Drugiego gema wygrała do zera też w dwie minuty. Przy swoim podaniu. Kolejny gem potrwał aż pięć minut. Rumunka walczyła, ale przegrała na przewagi. W każdym razie i tak po zaledwie dziewięciu minutach było już 3:0. I wtedy nastąpił zaskakujący moment w tym meczu. Przy stanie 3:0 i 15:40 Świątek musiała bronić dwóch breakpointów. "Ajajaj!" – słychać było z trybun, gdy już przy pierwszym z nich wyrzuciła w aut forhend po skosie. Tym samym po 14 minutach Lee mogła odetchnąć z ulgą, iż na pewno nie przegra tego meczu do zera. Ale koniec końców nie osiągnęła wiele więcej. Po 31 minutach było już po pierwszej partii. A całe starcie potrwało w sumie tylko 61 minut. Lee grała naprawdę dobrze, w niektórych wymianach tak mocno stawiała się faworytce, iż polska publika nagradzała ją brawami. Ale koniec końców Rumunka mogła po sobie zostawić tylko i aż dobre wrażenie.
Świątek pewnie choćby o tym nie wie. Wyjedzie z Gorzowa z czymś ważniejszym
Dla Świątek to był ostatni mecz w 2025 roku. Iga wygrała w tym sezonie 64 mecze, a przegrała 17. To świetny bilans, choć zauważalnie gorszy niż w trzech poprzednich sezonach. Na koniec roku 2024 Świątek miała 64 wygrane mecze przy tylko dziewięciu przegranych, rok 2023 skończyła z bilansem 68:11, a rok 2022 – z bilansem 67:9.
Ale zwycięstwo Igi nad Lee jest cenne, bo pozwala naszej tenisistce skończyć już czwarty rok z rzędu z największą liczbą zwycięstw ze wszystkich tenisistek grających w cyklu WTA. Przed meczami Igi w Gorzowie liderką tego zestawienia była Aryna Sabalenka. Białorusinka po raz pierwszy w jednym roku wygrała co najmniej 60 meczów (bilans 63:12). Ale rzutem na taśmę Świątek wyprzedziła ją w liczbie zwycięstw, wygrywając w Arenie Gorzów po raz 63. i 64. w sezonie.
Oczywiście takie zestawienia pasjonują głównie statystyków i kibiców, a nie sportowców. Świątek o tym rankingu może choćby nie wiedzieć. Na pewno dla niej najważniejsze jest to, iż spędziła tydzień w świetnej atmosferze u siebie, w domu. W Polsce Iga rozegrała pierwsze mecze od lipca 2023 roku, gdy wygrała turniej w Warszawie. Z całą pewnością w Gorzowie przypomniała sobie, jak ważna - wręcz wielbiona - jest przez kibiców. Mnóstwo rozdanych przez Igę autografów, wiele wspólnych zdjęć i rozmów – to jest bagaż cenniejszy niż dwa kolejne wygrane mecze. Zwłaszcza iż nad rywalkami notowanymi nisko w światowej hierarchii, bo Rumunka to zawodniczka z trzeciej, a Nowozelandka – z dopiero dziesiątej setki rankingu WTA.
A zatem Świątek wyjeżdża z Gorzowa przede wszystkim z zastrzykiem pozytywnej energii. A to na pewno po ludzku fajne przed urlopem i rozpoczęciem pracy (w pierwszym tygodniu grudnia) z myślą już o nowym sezonie. W nim Polki zagrają w kolejnej fazie Billie Jean King Cup. Walkę o awans do finałów nieoficjalnych drużynowych mistrzostw świata zaplanowano na kwiecień. Rywalek naszej drużyny jeszcze nie znamy. Ale awans mamy pewny już przed deblem kończącym mecz z Rumunkami. W tym deblu wystąpią Katarzyna Kawa i Martyna Kubka.

2 godzin temu
















