W drugiej rundzie turnieju WTA 1000 w Miami Magdalena Fręch zmierzyła się z Eleną Gabrielą Ruse. Polka pierwszy raz w historii jest rozstawiona w turnieju na Florydzie. Dzięki temu miała wolny los w pierwszej rundzie i mogła od razu przystąpić do kolejnego spotkania.
REKLAMA
Zobacz wideo Kamery są prawie wszędzie. "Świątek będzie musiała się tłumaczyć"
Celem dla Fręch był nie tylko awans do 1/16 finału w Miami, ale także przerwanie serii czterech porażek z rzędu: w Dosze, Dubaju, Meridzie i Indian Wells. Jej najjaśniejszy punkt w tegorocznych występach to trzecia runda Australian Open, w której przegrała w trzech setach z Mirrą Andriejewą, rewelacją tego sezonu. Wciąż czeka na tak dobry występ, jak w styczniu w Melbourne.
Niewykorzystana przewaga
Chociaż przyznajmy, iż w czwartek do stanu 4:2 wszystko szło w pierwszym secie po myśli Magdaleny Fręch. Grała prawie bezbłędnie, Ruse z kolei psuła na potęgę. Rumunka próbowała przejmować inicjatywę, ale kończyło się zwykle błędami z jej strony.
Czytaj także: Pokaz mocy wielkiej rywalki Świątek!
Jednak od siódmego gema wszystko się zmieniło. Polka posłała nieczysty forhend, dalej skupiała się głównie na obronie, ale to przestało dawać efekt. Dlaczego? Bo Elena Gabriela Ruse coraz częściej trafiała w kort.
- Magda musi przejmować inicjatywę, iść krok do przodu. Sprawiać, żeby to Ruse musiała się bronić - analizowała komentatorka Canal+ Sport, Joanna Sakowicz-Kostecka.
Nasza tenisistka nie posłuchała tych rad. Ze stanu 4:2 zrobiło się nagle po 4:4. Rumunka grała jak w transie - mocno, płasko. Unikała pomyłek. Po kolejnej akcji zakończonej winnerem przez Ruse Fręch rozłożyła szeroko ręce i patrzyła w kierunku swojego trenera Andrzeja Kobierskiego. - Ma do siebie pretensje Magda, iż za bardzo oddaje pole - wskazała komentatorka.
Rumuńska tenisistka grała odważniej i została za to wynagrodzona. Pod koniec partii Polka próbowała przyśpieszyć, zaatakować, ale nie czuła się w tym pewnie. W efekcie wyrzuciła forhend, którego nie kontrolowała i tak przegrała seta 4:6.
Druga odsłona gry zaczęła się źle dla Polki. Ruse gwałtownie odskoczyła na 2:0. Nie zwalniała ręki, grała bardzo skutecznie i zarazem agresywnie. Czuła się swobodniej, często podejmowała ryzyko.
Po chwili było już 4:1 dla Rumunki. - Ogromna niemoc u Magdaleny Fręch. Przyznaje się, iż takiej niemocy u naszej tenisistki w tym roku chyba nie widziałam - komentowała Joanna Sakowicz Kostecka.
Polka (27. WTA) nie kontrolowała uderzeń, oddawała inicjatywę 102. na świecie Rumunce. Ruse w końcówce pojedynku miała kłopoty zdrowotne, przed ostatnim gemem spotkanie zostało przerwane na prawie 10 minut. Gdy panie wróciły do gry, niżej sklasyfikowana z tenisistek przypieczętowała zwycięstwo.
Seria niepowodzeń trwa
Fręch walczyła ambitnie do końca. Odrobiła stratę jednego przełamania, obroniła trzy piłki meczowe. To jednak ostatecznie nic nie dało. Nasza tenisistka wciąż szuka formy po dobrym starcie sezonu w Australii. Jej bilans w tym roku to 3 zwycięstwa - 9 porażek.
W czwartek aż się prosiło, by Polka spróbowała rozrzucać rywalkę po korcie, bo Rumunka występuje w Miami jako kwalifikantka. Przed meczem z Fręch miała w nogach już trzy spotkania na Florydzie - wszystkie trzysetowe. Druga rakieta naszego kraju potrafi mieszać stylem gry, zaproponować skróty, slajsy. Tych wariantów pokazała jednak tym razem zbyt mało.
Podobnie jak w Indian Wells, tak i w Miami Magdalena Fręch odpadła już na etapie drugiej rundy. Zarówno w Kalifornii, jak i na Florydzie w następnym meczu mogła trafić na liderkę rankingu Arynę Sabalenkę. Białorusinka zagra niebawem z Wiktorią Tomową i jeżeli pokona Bułgarkę, będzie rywalizować z Eleną Gabrielą Ruse.