Był sam początek meczu, gdy Mourinho wykonał ten gest. Zobaczył to cały świat

1 tydzień temu
Tam, gdzie lata temu przedstawił się jako "Wyjątkowy", teraz ogłosił się "Największym". Może już nie zapełnia gablot, ale wciąż zapełnia nagłówki. Jose Mourinho wrócił. I napisali o tym wszyscy.
Terminarz Benfiki w Lidze Mistrzów wygląda jak benefisowa trasa Mourinho: na początek mecz z Chelsea, której dał trzy mistrzostwa Anglii, na koniec spotkanie z Realem Madryt, z którym zdobywał mistrzostwo Hiszpanii i Puchar Króla, a po drodze jeszcze wyjazd do Turynu na starcie z Juventusem, z którym kilkanaście lat temu, gdy był trenerem Interu, wyrywał sobie trofea. A iż już przy pierwszej okazji, podczas wyjazdu do Londynu, Mourinho pokazał, iż wciąż bardzo zręcznie szarpie za emocjonalne struny, to szykuje się podróż pełna wzruszeń, nostalgii i obudzonych sentymentów.


REKLAMA


Zobacz wideo Marcin Borski o aferze podczas meczu: Rozpętała się awantura i skończyłem w szpitalu


Zdjęcia Jose Mourinho wciąż wiszą. "Niektóre kluby się tego boją"
Ściany pomieszczenia na Stamford Bridge, w którym Chelsea zorganizowała przedmeczową konferencję prasową, wciąż wypełniają duże zdjęcia, na których Mourinho paraduje z trofeum za pierwsze mistrzostwo w 2005 r. i wyciąga przed siebie trzy palce symbolizujące trzecie mistrzostwo w 2015 r. W takich okolicznościach dobrze mu się wspominało. "The Times" napisał, iż to była audiencja u Jose. Trwała prawie pół godziny. Później Mourinho podał rękę kilku dziennikarzom i zapozował do zdjęć, a zmierzając do drzwi spotkał jeszcze Thresy Conneely, która pracuje w biurze prasowym i jest drugą najdłużej zatrudnioną pracownicą klubu. Wpadli sobie w ramiona i rozmawiali przytuleni. Ten ich uścisk błyskawicznie wygenerował miliony wyświetleń.


- Zawsze będę "niebieski". Jestem częścią ich historii, a oni są częścią mojej. Pomogłem Chelsea stać się większą, a Chelsea pomogła mi stać się większym Jose. To miłe, iż te zdjęcia wciąż tutaj są. Czasami wydaje się, iż kluby boją się tego, co wydarzyło się w przeszłości. Wygląda to tak, jakby chcieli usunąć ludzi, którzy zapisali się w ich historii. Chelsea zawsze będzie moja. Będzie moja przed meczem i będzie moja po meczu - deklarował. Wspominał też, iż wciąż ma mieszkanie blisko stadionu, w który mieszka jego syn, będący niemal na każdym domowym meczu Chelsea.
Na Stamford Bridge wracał już ósmy raz, z czwartym zespołem. Trenerem Benfiki został raptem kilkanaście dni temu, chwilę po zwolnieniu z Fenerbahce. Wygrał tu dotychczas tylko raz - będąc trenerem Interu, z którym następnie zdobył Ligę Mistrzów. I różne to były powroty. Na początku kibice rozkładali przed nim czerwony dywan i oddawali cześć. Później, gdy poprztykał się przy linii z asystentem Maurizio Sarriego część trybun na niego gwizdała. Stojąc w dresie Manchesteru United, słyszał też, iż zdradził i nie jest już "The Special One". Odpowiadał: "Judasz wciąż jest tutaj numerem jeden". Teraz też przypomniał, choć subtelniej, iż przez cały czas jest największym trenerem w historii Chelsea. - Będzie tak, dopóki ktoś nie zdobędzie czterech mistrzostw - stwierdził. Dziennikarze pytali, jakiej spodziewa się reakcji. - Gwizdy? Nie sądzę. Na ulicy kibice Chelsea mnie zaczepiają i chcą mieć ze mną zdjęcia. Oklaski i skandowanie mojego imienia? Wolałbym, żeby to się nie wydarzyło, ale jeżeli się tak stanie, to przez dwie sekundy szczerze wszystkim podziękuję i znów skupię się na zadaniu - deklarował.
A gdy jeden z dziennikarzy zapytał, co sądzi o tym, iż angielska federacja podejrzewa Chelsea o naruszenie przepisów dot. współpracy z agentami piłkarskimi i pośrednikami przy transferach w latach 2009-2022, czyli również wtedy, gdy jej trenerem był Mourinho, odpowiedział tak, iż kibice Chelsea piali z zachwytu. - A to nie Manchester City? - udał zdziwionego, nawiązując do oskarżeń wobec tego klubu i sprawy, która ciągnie się od lutego 2023 r. Zręczne, szybkie, zaczepne. Nie bez powodu Pep Guardiola nazwał kiedyś Mourinho królem konferencji prasowych.


Chelsea wygrywa 1:0. Kibice skandują "Jose Mourinho!"
Już pierwsze ujęcia ze Stamford Bridge podpowiadały, wokół czego będzie kręcił się ten mecz. Wystarczyło, iż Mourinho wyszedł z szatni, a operator kamery nie odstępował go na krok. Widzowie zobaczyli go jeszcze w tunelu, gdzie ciepło witał się z Enzo Marescą, obecnym trenerem Chelsea. To był obraz mistrza i ucznia. Mourinho gestykulował i coś tłumaczył, Maresca uśmiechał się i przytakiwał. Po chwili wybrzmiał hymn Ligi Mistrzów, którego Mourinho jako trener Chelsea słuchał najdalej w ćwierćfinale, bo Europę podbili dopiero jego następcy - Roberto Di Mateo i Thomas Tuchel. Portugalczyk pojawił się przy ławce tuż przed gwizdkiem. Do miejsca dotarł, jak sterowany autopilotem. Po wyjściu z tunelu skręcił w lewo. Jak zawsze. W 2023 r. doszło bowiem do zamiany ławek - teraz gospodarze siedzą po prawej stronie, goście po lewej. Mourinho krążył więc po tym samym sektorze, co za czasów bycia trenerem Chelsea. Z ławki podniósł się w drugiej minucie meczu. Kibice natychmiast do dostrzegli i zaczęli skandować jego imię i nazwisko. Pomachał im, przesłał buziaka.


Był spokojny. choćby w 18. minucie, gdy Benfika straciła gol po pechowym odbiciu piłki od Richarda Riosa. Mourinho wszedł też w rolę mediatora, gdy siedzący za końcową linią kibice gości obrażali i rzucali czym popadnie w wykonującego rzut rożny Enzo Fernandeza, ich byłego zawodnika. Podszedł wtedy bliżej trybuny i uspokajał towarzystwo. Ale im bliżej było końca meczu, tym Mourinho był bardziej nerwowy. W dwóch sytuacjach domagał się podyktowania rzutu karnego i coraz częściej pochylał się nad uchem sędziego technicznego. W końcu, już w doliczonym czasie gry, zobaczył żółtą kartkę.
Zachowanie kibiców Chelsea dobrze podsumowało ten mecz. Mimo iż ich zespół prowadził tylko 1:0, oni co kilka minut wznosili przyśpiewki ku chwale Mourinho, jakby zupełnie nie obawiali się, iż zwycięstwo wymknie im się z rąk. I trudno się dziwić - Benfika tylko teoretycznie była blisko wyrównania. Nie pokazała się z dobrej strony. Trzy zrywy - pod koniec pierwszej połowy, na początku drugiej i w końcówce meczu to zdecydowanie za mało. Mourinho w najlepszych latach chętnie pożyczał od Juliusza Cezara stwierdzanie: "Przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem". Część kibiców kpi dzisiaj, iż Mourinho przybył, zobaczył i dostał żółtą kartkę.
Ciasteczka dla Mourinho
Angielscy dziennikarze twierdzą, iż jeszcze nigdy Mourinho nie był przez kibiców Chelsea witany tak miło. "Czas leczy rany" - twierdzą. Nie przyjechał z żadnym innym angielskim zespołem, nikogo też nie uszczypnął. Nie widzieli w nim Judasza, który przejął Manchester United i - co gorsza - Tottenham, tylko trenera-legendę, który w 2005 r. dał im pierwszy od pięćdziesięciu lat mistrzowski tytuł, a później zapełnił gablotę jeszcze dwoma kolejnymi, Pucharem Anglii, Superpucharem i trzema Pucharami Ligi. Tego, który wprowadzał ich w nową erę i gotowy był walczyć z całym światem.


- Nie karmię się wspomnieniami. Karmię się zwycięstwami - stwierdził jednak Mourinho na pomeczowej konferencji. Dziękował kibicom za przyjęcie na stadionie i za każde spotkanie na ulicy. - Mam nadzieje, iż za dwadzieścia lat wrócę tutaj z wnukami - powiedział. Po konferencji dostał jeszcze ciastka od Briana Pullmana, który pracował dla Chelsea przez 56 lat i w zeszłym roku odszedł na emeryturę. Tego wieczoru nie mogło go nie być na stadionie. Dla kibiców Chelsea powrót Mourinho był naprawdę ważny. Przypomniał też o tęsknocie do czasów, gdy klub walczył o mistrzostwo i generował olbrzymie emocje. Dzisiaj ma kadrę pełną utalentowanych zawodników i zwycięstwa w Lidze Konferencji oraz Klubowych Mistrzostwach Świata. Nie ma jednak zwycięskiej aury sprzed lat. Chelsea jest dziś zupełnie innym klubem niż wtedy, gdy Mourinho regularnie siadał na ławce po lewej stronie. Mourinho jest z kolei innym trenerem. Wciąż wdzięcznym do opisywania, ale głównie po konferencjach prasowych, a nie meczach.
Idź do oryginalnego materiału