O Robercie Karasiu było ostatnio bardzo głośno. I nie ma co się dziwić, gdyż pod koniec lutego, w związku z tym, iż dwukrotnie został złapany na dopingu przy okazji zawodów triathlonowych w Brazylii i USA, to "zostawił Polskę". Pomaga mu osoba z rodziny królewskiej Bahrajnu, która chce go wykorzystać do promocji kraju. - Z dumą będę reprezentował Bahrajn. Raczej nie żałuję, iż zażyłem te substancje. W przeciwnym razie nie byłoby mnie teraz w tym kraju - podsumował.
REKLAMA
Zobacz wideo Jakub Kosecki był na trybunie kibiców Polonii?! "W Warszawie tylko Legia!"
Robert Karaś brutalnie rozbił rywali. Co za pokaz brutalności
Karaś stoczył ostatni pojedynek we wrześniu 2023 roku, kiedy poległ z Jakubem Nowaczkiewiczem. Nieco wcześniej wygrał za to z Filipem Marcinkiem. Pierwsza odbyła się w boksie, natomiast druga - w kickboxingu. Teraz po dwóch latach wraca do rywalizacji, aby znów zawalczyć w formule bokserskiej. Tym razem: "trzech zawodników, jedna klatka i tylko jeden zwycięzca". Kto zmierzy się z Karasiem? Himi oraz Mister Matii.
Bardzo gwałtownie Himi ruszył do ofensywy, atakując ciosami Karasia. Ten schował się za podwójną gardą i czekał, aż rywal "się wystrzela". Druga runda była dużo spokojniejsza. W trzeciej zmierzyli się Himi i Mister Matii. Mati atakował, trafiał. - Warunki fizyczne robią robotę - rzucili komentatorzy. Na koniec Himi posłał jednak na deski rywala. - Charakter nie pozwala Matiemu się poddać - mówili komentatorzy.
Karaś wszedł do walki i zaczął zwiększać tempo. Coraz częściej uderzał, z uśmiechem i luzem. Widać było, iż ma dużo siły, w przeciwieństwie do rywali, którzy energii mieli zdecydowanie mniej. Karaś zszedł, ale po chwili wrócił do rywalizacji. - Ktoś tutaj padnie - deklarowali komentatorzy w szóstej minucie starcia, przed walką Karasia z Himim. Nie mieli jednak racji.
Tempo było bardzo duże, ale wydaje się, iż brakowało siły w uderzeniach całej trójki. Himi miał już rozbity nos, natomiast nie było wątpliwości, iż będzie walczył do samego końca. Dziewiąta minuta. I koniec, Himi znokautowany przez Karasia. I na "placu boju" pozostało już tylko dwóch zawodników. Trzeba przyznać, iż Karaś rozegrał to fantastycznie - zaczął powoli, na wstecznym biegu i konsekwentnie zwiększał tempo.
Mati opadał z sił, podczas gdy Karaś wyglądał bardzo świeżo. - Nie jest obity na twarzy - zauważyli komentatorzy. 13. minuta i Karaś trafił na splot, aż rywal jęknął z bólu. Ale dalej walczył! Kolejny cios w tułów. I liczenie. Po chwili znów Mati wylądował na deskach. - Bomba z opóźnieniem - zareagowali komentatorzy. Karaś dokończył wreszcie "dzieło zniszczenia" lewym prostym. Sędzia zdecydował się przerwać pojedynek.
- J*ebać to wszystko, każdy wiedział, co chce robić. Ale ch*j z tym plan został zrealizowany - podsumował Karaś. I wyzwał do walki Piotra Lizakowskiego. - Myślę, iż to będzie fajne starcie - przekonywał, dodając, iż chce, by pojedynek trwał 20 minut.