Rok temu Jakub Szymański zawiódł, odpadając w eliminacjach igrzysk w Paryżu. Uzyskał wtedy czas 13,75 s. Czyli aż o pół sekundy gorszy od rekordu Polski współdzielonego z Damianem Czykierem. Teraz Szymański rozczarował na MŚ w Tokio. Z zawodami pożegnał się na eliminacjach, uzyskując najgorszy czas od roku – 13,74 s.
REKLAMA
Zobacz wideo Swoboda odpadła w półfinale mistrzostw świata w Tokio. "Nie wiem co mam powiedzieć"
Szymański ma warunki fizyczne, ma talent, ma dobre nastawienie, nie boi się ciężkiej pracy. I już ma wyniki. Ale w hali. A wielkie bieganie odbywa się nie tam, tylko na stadionie. I na razie w wielkim bieganiu Szymańskiego nie ma. Niestety.
Szymański zapowiadał rekord. Teraz mówi wprost: "Nie rozumiem"
Trzy tygodnie temu Szymański uzyskał czas 13,28 s na Diamentowej Lidze w Chorzowie i mówił nam, iż celem na MŚ w Tokio będzie bieganie poniżej 13,20 s. Dlaczego skoro chciał bić rekord Polski, wypadł w Japonii aż tak źle?
Swój bieg eliminacyjny Polak skończył na przedostatnim, siódmym miejscu. Z wynikiem trudnym do zaakceptowania. – Występ nieudany – ocenił Przemysław Babiarz, chyba starając się o pewną delikatność w ocenie sytuacji, chcąc oszczędzić Szymańskiego. – Występ zupełnie nieudany – odpowiedział Sebastian Chmara, czyli prezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, który razem z Babiarzem komentuje mistrzostwa w TVP.
A po chwili przed kamerę TVP przyszedł Szymański. I widzieliśmy, iż nie rozumie tego wszystkiego. - W emocjach ciężko mi w ogóle coś powiedzieć. Mam po części czasem dosyć tego dystansu. Zrobiłem dwa treningi życiowe przed tym startem. Tym bardziej nie rozumiem – usłyszeliśmy. - Naprawdę nie zrzucam winy na organizację, bo mi się dobrze tym autobusem jechało, siedem minut. Nie ma na co zrzucić winy – dodawał Szymański, chcąc chyba powiedzieć coś na zasadzie, iż choćby stania w korkach nie było, iż wszystko ułożyło się dobrze. Wszystko, tylko nie jego bieg.
Szymański mówi o psychice. Tu chyba trzeba się zatrzymać
- Na pewno się nie zestresowałem. Rok temu było mi słabo, jak miałem biegać, a w tym roku psychicznie jest spokój – przekonywał jeszcze Szymański. Cóż, trudno akurat w to uwierzyć.
W niedawnej rozmowie Szymański mówił na Sport.pl tak: - Motorycznie, siłowo, szybkościowo wszystko jest super. Ale technika? Raz przyjdzie dzień gorszy, a raz przyjdzie dzień lepszy. Przyjdzie dzień, w którym to, co mam w głowie przeleję na bieg, a przyjdzie taki dzień, iż to, co mam w głowie zrealizuję tylko w 50 procentach. I wtedy mój bieg wygląda źle.
Wygląda na to, iż tym razem Szymański nie zrealizował tego, co miał w głowie. I tego, co miał w nogach. Skoro dopiero co robił życiowe treningi, to fizycznie był dobrze przygotowany do tych mistrzostw. Może ten 23-latek musi ponieść jeszcze ileś porażek, żeby wykorzystać swój wielki potencjał i osiągnąć wielki sukces. Jeszcze większy niż halowe złoto ME.
Kilka minut po eliminacyjnym biegu Szymańskiego w Tokio Chmara przypomniał, iż gdyby nie błąd techniczny (uderzenie w płotek) w końcówce półfinału halowych MŚ, to Kuba pewnie miałby tam medal. Srebrny, bo niepokonanego w hali Granta Hollowaya by nie pobił. Trudno się z tym nie zgodzić. I jednocześnie trudno nie dodać tamtej zaprzepaszczonej szansy Szymańskiego do listy jego porażek na stadionie. Oby tylko czas pokazał, iż nasz naprawdę zdolny i dobrze rokujący lekkoatleta potrafi uczyć się na błędach.