Australijski bohater. Jack Holder i jego sezon 2020

stalgorzow.pl 2 godzin temu
Zdjęcie: jack_holder_2


Tą historię zna każdy kibic naszego klubu. Po fatalnym początku sezonu nasi zawodnicy zdołali awansować do finału PGE Ekstraligi. Nie udałoby się to jednak, gdyby nie pomoc od naszego nowego nabytku.

Katastrofalny początek

To był rok, w którym bez wątpienia naszą maksymą była fraza „Nie ważne jak zaczynasz, ważne jak kończysz”. Los sprawił, iż przegraliśmy pierwsze 8 spotkań z rzędu, ale wygrywając pozostałe mecze do końca rundy zasadniczej, daliśmy radę zająć miejsce premiowane awansem do fazy play-off.

Pandemiczne rozgrywki rozpoczęliśmy 14 czerwca. Na naszym torze górą z pojedynku wyszły „Byki” z Leszna, które wygrały 49:41. Dwa kolejne spotkania odbyły się na wyjeździe. W Lublinie mecz zakończył się wynikiem 53:37 dla gospodarzy, ale wisienką na torcie z kategorii tych negatywnych, był pojedynek w Rybniku.

Ówczesny beniaminek rozpoczął sezon jeszcze gorzej od nas, a do tego w Grudziądzu poważnej kontuzji nabawił się Andzejs Lebedevs. Przy ulicy Gliwickiej 72, 12-krotni Drużynowi Mistrzowie Polski nas pokonali 46:44. Żółto-niebiescy kibice mogli mieć mieszane uczucia, ponieważ Kamil Nowacki ograł Szymona Woźniaka i Wiktora Jasińskiego. Tu trzeba zaznaczyć, iż nasz wychowanek został wypożyczony do drużyny ze Śląska, ponieważ ta miała duże problemy z formacją młodzieżową.

Najpierw kontuzji nabawił się bowiem Przemysław Giera, po czym zastąpił go Kacper Kłosok. Ten jednak po pierwszym (i ostatnim) swoim biegu w PGE Ekstralidze, zawiesił tymczasowo swoją karierę. Tuż przed drugą kolejką porozumieliśmy się z „Rekinami” i Nowacki trafił do Rybnika.

Kto w ramach gościa?

Przyczyn porażek należało upatrywać w słabszej postawie seniorów. Swoje problemy mieli Niels-Kristian Iversen oraz Szymon Woźniak. Krzysztof Kasprzak miał w miarę przyzwoity początek rozgrywek, ale później było coraz gorzej. Nie zawodzili jedynie Bartosz Zmarzlik i Anders Thomsen.

W 2020 roku klub z PGE Ekstraligi mógł skorzystać z jednego gościa z niższych lig. Wybór padł na Jacka Holdera, który pozostał w Toruniu po pierwszym spadku w historii „Aniołów” z najwyższego poziomu rozgrywkowego. Jego debiut przypadł na 3 lipca, gdzie planowano rozegrać 4. kolejkę sezonu. Do Gorzowa Wielkopolskiego przyjechał wtedy Eltrox Włókniarz Częstochowa.

Australijczyk przed przerwaniem meczu z powodu pożaru rozdzielni zaprezentował się 3-krotnie naszym kibicom. I trzeba powiedzieć, iż zaczął dobrze. W pierwszej serii startów wywalczył 2 punkty, gdzie przegrał z Pawłem Przedpełskim. Po równaniu wraz z Bartoszem Zmarzlikiem ograli Leona Madsena i Mateusza Świdnickiego. Później trafiło mu się zero, a z powodu już wspomnianego wydarzenia, mecz przerwano i po kilku dniach podjęto decyzję o rozegraniu go ponownie w nowym terminie, gdy skutki pożaru zostaną naprawione.

Co było w międzyczasie?

Szybko okazało się, iż zwrócenie się do Jacka Holdera było dobrym posunięciem. W zależności od okoliczności zmieniał on w składzie Szymona Woźniaka, Nielsa-Kristiana Iversena i Krzysztofa Kasprzaka.

Australijczyk podczas derbów w Zielonej Górze był naszym najskuteczniejszym zawodnikiem. To właśnie on z Bartoszem Zmarzlikiem wygrał podwójnie ostatni bieg przy W69, co pozwoliło nam marzyć o bonusie na Jancarzu. W przerwanym meczu w Grudziądzu zdobył w trzech biegach 4 punkty z 1 bonusem. Z jego usług nie skorzystaliśmy w Lesznie.

9 sierpnia powróciliśmy do naszego domu. Najpierw rozegrano mecz z Motorem Lublin, który padł naszym łupem; wygraliśmy 47:43. Holder był drugim najskuteczniejszym zawodnikiem w naszych szeregach, a do tego 2 biegi z jego udziałem zakończyły się podwójnym zwycięstwem. Dzień później rozegrano mecz z Włókniarzem Częstochowa. Triumfowaliśmy w nim 49:41, a Australijczyk dołożył do dorobku 12 punktów na przestrzeni 6 startów, przy okazji zgarniając aż 3 bonusy. Ponownie kilkukrotnie przyczyniał się do podwójnych zwycięstw.

17 sierpnia nie było szansy, aby ponownie przywdział nasz kevlar, ponieważ drużyna z Torunia miała swój mecz w obecnej Metalkas 2. Ekstralidze. Z tego powodu jako gość wystąpił Nicolai Klindt.

Tydzień później do Gorzowa Wielkopolskiego przyjechał beniaminek z Rybnika. Pewnie zgarnęliśmy komplet punktów, a Holder otarł się o perfekcję. Jako jedyny pokonał go Sergey Logachev. W Częstochowie nie doszło do meczu, gdyż uniemożliwił to stan nawierzchni. Z tego powodu „Lwy” zostały ukarane walkowerem, a my dopisaliśmy do tabeli kolejne 3 punkty.

3 dni po nieodbytym spotkaniu doszło do pojedynku z GKM-em Grudziądz. „Gołębie” zostały dosłownie rozszarpane, ponieważ wygraliśmy spotkanie 57:33, chociaż Holder wywalczył „tylko” 6 punktów. W derbach zgarnęliśmy kolejny komplet „oczek”, a Australijczyk dorzucił do dorobku 7 punktów.

Bohater we Wrocławiu

Najważniejszym meczem z naszej perspektywy była potyczka na Stadionie Olimpijskim. Pewny awans do fazy play-off dawała nam jedynie wygrana za 3 punkty. W innych wypadkach nasz los zależał od przeciwników, a nie od nas samych. Tabela rundy zasadniczej była dla nas niekorzystna, więc musieliśmy zrobić wszystko, aby z miasta nad Odrą wyjechać z tarczą. Tutaj należy wyjaśnić sytuację w tabeli.

W przypadku wywalczenia tylko bonusu, mielibyśmy 19 „oczek”. Mecze naszych bezpośrednich rywali były ważne, ponieważ punkty na styku oprócz nas i Spartan miały następujące ekipy: Falubaz Zielona Góra, Włókniarz Częstochowa i Motor Lublin. Mała tabela w większości przypadków układała się dla nas niekorzystnie, więc trzeba było zrobić wszystko, żebyśmy to my zdecydowali o naszych kolejnych planach.

Początek meczu nie układał się po naszej myśli. Spartanie wypracowali sobie w I serii startów 8 punktów przewagi nad nami. Holder rozpoczął rywalizację od „śliwki”, chociaż do końca gonił Fricke’a. Kolejne biegi z jego udziałem miały zdecydowanie inny przebieg.

Jack wygrał bieg numer 6, w którym dojechał do mety przed Taiem Woffindenem. Był to też moment w spotkaniu, gdy nawiązaliśmy kontakt z gospodarzami. Odrobiliśmy bowiem po równaniu aż 6 punktów do Spartan, ale ci ponownie zaczęli nam uciekać.

Po kolejnej przerwie „Kangur” ubezpieczył Szymona Wożniaka w walce z Maksymem Drabikiem. Tym samym po trzech swoich występach miał na koncie 4 „oczka” z jednym bonusem. Po 10 biegach traciliśmy jednak aż 10 punktów do rywali. Wtem na 4 gonitwy przed końcem, obudziliśmy się. Sygnał do ataku wysłali Jack Holder oraz Rafał Karczmarz. Pierwszy pokonał swojego starszego brata, a nasz wychowanek objechał Przemysława Liszkę.

Dzięki kolejnym zwycięstwom w stosunku 4:2 i 5:1 tuż przed finałową jazdą na tablicy wyników wyświetlał się rezultat 42:42. Zwycięstwo, które dało nam upragniony półfinał, zapewnili Bartosz Zmarzlik i Jack Holder. Stalowcy wyszli na podwójne prowadzenie, ale rozdzielił ich Maciej Janowski. Swojego brata do końca gonił również Chris, ale mistrz świata z 2012 roku, tym razem nie dał rady. Niemożliwe stało się możliwe. Po fatalnym początku sezonu zdołaliśmy podnieść się i napisaliśmy niezwykłą historię.

Stal Gorzów WYGRA na Stadionie Olimpijskim!!! To się nie dzieje! No nie, bo to się wydarzyło. Bo przecież + 10 dla Sparty, po 10 wyścigach, a jednak Stal Gorzów – co tu dużo mówić, wygrała 15. bieg 4:2 w ostatnim wyścigu i wygrała cały mecz. 46:44! Uwielbiam takie historie, gdy drużyna rodzi się niczym feniks z popiołów – gdy wygrywa mecz, chociaż wydawałoby się, iż jest on nie do wygrania – komentował zawody na żywo Maciej Noskowicz.

Warto dodać, iż był to pierwszy mecz w historii polskiej ligi, gdy bracia Holderowie stanęli po przeciwnej stronie barykady.

Finał sezonu

W półfinale ponownie spotkaliśmy się z Betard Spartą Wrocław. Gospodarze tym razem nas ograli; spotkanie zakończyło się wynikiem 46:44. Holderowi nie można było jednak nic zarzucić. Wygrał 2 biegi, a ze stolicy województwa dolnośląskiego wyjechał mając przy swoim nazwisku liczbę 10+1.

Na Jancarzu z nawiązką odrobiliśmy straty. Wynik 55:34 dał nam upragniony finał. Młodszy brat Chrisa zdobył wtedy 8 punktów z 1 bonusem.

W finałowym dwumeczu pokazał się z solidnej strony.. Na naszym terenie zaczął od zera, ale potem aż do końca był niepokonany. W Lesznie z kolei wziął udział w biegu sezonu, gdzie co chwila tasował się z Januszem Kołodziejem i Emilem Sajfutdinowem (i oczywiście Bartoszem Zmarzlikiem). Potem wycofał się z zawodów po bolesnym upadku. W ten sposób zakończył on nasze występy dla nas.

Sezon 2020, który zwieńczyliśmy srebrem, był dla niego pierwszym, w którym w PGE Ekstralidze przekroczył barierę średniej 2.0. Sztuki tej dokonał później dopiero w 2023 roku. Jego wkład w nasz sukces był nieoceniony. Teraz Jack Holder powraca do nas, aby spisać się jeszcze lepiej, niż miało to miejsce wtedy, gdy stał się naszym bohaterem.

Idź do oryginalnego materiału