Walka do samego końca. Podsumowanie sezonu 2025 w Formule 1

3 godzin temu
Pomarańczowy bolid był częstym widokiem na czele stawki w okresie 2025 / fot.
Steffen Prößdorf (CC BY-SA 4.0)

To pierwsza taka sytuacja od 2010 roku, gdy w finałowym wyścigu sezonu szansę na tytuł przez cały czas miało aż trzech kierowców. Choć Lando Norris wreszcie zdobył pierwsze, upragnione mistrzostwo, kilka przeciwności z ostatnich wyścigów prawie pokrzyżowało szyki zespołowi McLarena. Obfity w wydarzenia sezon 2025 z pewnością zapisze się w historii Formuły 1.

Ostateczny rezultat nie przyniósł zaskoczeń i McLaren zdobył oba tytuły – zarówno konstruktorski, jak i kierowców. Od początku sezonu zespół utrzymywał dominującą pozycję w stawce, przywożąc zdecydowanie najmocniejszy bolid. Przez pierwszą połowę zmagań pozycja kierowców pomarańczowej ekipy wydawała się niezagrożona – zarówno Lando Norris, jak i Oscar Piastri regularnie zajmowali najwyższy stopień podium. Wydawało się, iż tylko ta dwójka ma realne szanse na tytuł – zespół nie faworyzował żadnego z kierowców, zezwalając im na walkę na torze. Doprowadzało to do różnych incydentów, jak kolizja w Kanadzie czy sprincie w Austin, ale mimo tego raczej pozostawali niezagrożeni. W połowie sezonu okazało się jednak, iż ostatniego słowa nie powiedział kierowca z numerem 1, który przez resztę zmagań coraz bardziej zbliżał się do rywali. Jak kilkukrotnie przyznawał sam Max Verstappen, był w tej walce tak długo przede wszystkim przez… błędy zwycięskiej ekipy McLarena. Nie brakowało bowiem kontrowersyjnych decyzji – zamiana pozycji kierowców na Monzie, zbyt nisko zawieszone bolidy w Las Vegas, co doprowadziło do nadmiernego starcia deski i w rezultacie podwójnej dyskwalifikacji, czy pozostawienie kierowców na torze podczas przejazdu samochodu bezpieczeństwa w Katarze, zamiast skorzystania z szansy na mniej kosztowny pit stop, jak zrobiła to cała reszta stawki. Dołożyły się do tego pojedyncze straty spowodowane DNF-ami (nieukończonymi z różnych przyczyn wyścigami) kierowców, co finalnie poskutkowało przedłużeniem walki o mistrzostwo do ostatniego wyścigu w Abu Zabi. Norris zdobył tytuł, mimo tego, iż przez większość sezonu nie był do niego faworytem – przez jego większą część punktowo przeganiał go jego kolega z zespołu, Oscar Piastri. Po sierpniowej przerwie wakacyjnej zaliczył jednak spadek formy i kilka słabszych występów (m.in. rozbicie się w Baku), co ostatecznie otworzyło drzwi do pierwszego w karierze mistrzostwa dla Brytyjczyka.

Wśród innych ekip, najmocniej zaprezentował się zdobywca mistrzowskiego tytułu w ostatnich czterech latach – Verstappen. Red Bull nie zaliczył najmocniejszego startu w tym roku – choć ich czołowy kierowca odniósł kilka sukcesów, samochód odstawał od poziomu, jaki prezentował McLaren. Po zmianie szefa zespołu z Christiana Hornera na Laurenta Mekisa i przywiezieniu kilku poprawek po przerwie wakacyjnej, sytuacja diametralnie się zmieniła. Od sensacyjnego zwycięstwa na Monzy, kierowca z numerem 1 stał się jednym z głównych faworytów do zdobycia mistrzowskiego tytułu, w zaledwie osiem weekendów odrabiając ponad 100 punktów straty do lidera klasyfikacji generalnej. Do samego końca nie było jednak łatwo i nic nie zapowiadało cudu… aż do podwójnej dyskwalifikacji McLarena w Las Vegas, po której Holender zrównał się punktami z Oscarem Piastrim. Ostatnie trzy weekendy Max przejechał bezbłędnie, ale zabrakło zaledwie dwóch punktów do piątego tytułu mistrza świata. To on jednak wygrał najwięcej wyścigów w tym sezonie – aż osiem, a także przypieczętował miano generacyjnego talentu, mimo iż w tym roku musiał zadowolić się drugim miejscem.

Konkurencja wśród najlepszych

Czarnym koniem tego sezonu mogło być Ferrari – sensacyjny transfer Lewisa Hamiltona miał być początkiem odbudowy ekipy z Maranello. Rywal dla wieloletniego lidera zespołu, Charlesa Leclerca, ani razu nie stanął jednak w tym sezonie na podium, zaliczając najgorsze występy w swojej karierze. Szczególnie końcówka sezonu nie była łaskawa dla siedmiokrotnego mistrza świata – weekendy bez punktów, rozbicia samochodu czy odpadanie w Q1 (pierwszym segmencie kwalifikacji). Na tym tle Charles Leclerc wypadł o wiele lepiej, prezentując solidną formę i zaliczając kilka wizyt na podium. Choć w tym roku nie udało mu się dowieźć zwycięstwa w wyścigu i tylko raz zdobył pole position, zdecydowanie można stwierdzić, iż wyciągał wszystko, co się dało z czerwonego bolidu, który niestety przez większość weekendów odstawał tempem od innych samochodów z czołówki.

Finalnie Ferrari zajęło czwarte miejsce w klasyfikacji konstruktorskiej, spadając choćby za Red Bulla. Było to o tyle niespodziewanym obrotem spraw, iż w tej ekipie regularnie punktował tylko jeden kierowca – drugi bolid prowadzony przez Yukiego Tsunodę wyraźnie odstawał od reszty czołowych ekip, plasując się na 17. miejscu w zestawieniu kierowców. Znacznie lepszą formę zaprezentował Mercedes, na którego raczej niewielu stawiało na początku tego sezonu. George Russell zaliczył najlepszą kampanię w karierze, utrzymując równą formę i przyzwyczajając kibiców do finiszowania w najlepszej piątce. Udało mu się dowieźć dwa zwycięstwa, jako jedynemu spoza topowej trójki. Dodatkowo to jedyny kierowca z czołówki, który zakończył sezon bez żadnego DNF w wyścigach. Wraz z partnerem zespołowym, debiutującym w F1 Kimim Antonellim, wywalczyli drugie miejsce w klasyfikacji konstruktorów i pokazali, iż są głodni większych sukcesów w kolejnym sezonie.

Wśród innych ekip także obserwowaliśmy wyrównany poziom – niemal każdy miał szansę na punkty, a sezon był bogaty w interesujące kwalifikacje i niespodzianki na podium. Sensacją stał się finisz Nico Hulkenberga w Sauberze czy aż dwukrotnie Carlosa Sainza w Williamsie na trzeciej pozycji. W porównaniu do poprzedniego sezonu ciekawiej prezentowała się rywalizacja w środku stawki – prawie wszystkie zespoły regularnie punktowały. Najbardziej wykazał się Williams, który już na dość wczesnym etapie sezonu zagrzał sobie miejsce na piątej pozycji w klasyfikacji generalnej konstruktorów i utrzymał je bez zagrożeń do samego końca. Najgorzej zaprezentowało się zaś Alpine, które przez cały sezon zdobyło zaledwie 22 punkty – choć i tak w porównaniu z najsłabszymi zespołami poprzedniego sezonu jest to całkiem dobry wynik.

Szkoła dla wschodzących gwiazd?

Sezon 2025 obfitował także w debiuty – aż pięciu kierowców zaliczyło w tym roku pierwszy pełny sezon Formuły 1. Oprócz tego, do rookies zaliczano także kierowców z zespołu Alpine – debiutującego w ostatnim wyścigu sezonu 2024 Jacka Doohana i Franco Colapinto, który zastąpił go w zespole od siódmej rundy. Byli to jedyni kierowcy w okresie 2025, którzy nie zdobyli punktów w żadnym wyścigu. Kimi Antonelli (Mercedes), Oliver Bearman (Haas), Isack Hadjar (Racing Bulls) oraz Gabriel Bortoleto (Sauber) po raz pierwszy pojawili się w F1 w roli pełnoetatowych kierowców i zaprezentowali bardzo wysoki poziom. Aż dwóch z nich w swoim pierwszym sezonie miało okazję stanąć na podium – Antonellemu udało się to trzy razy (plus czwarty w formacie sprinterskim), zaś Hadjarowi – raz. Każdy z nich zaliczył solidne, godne podziwu występy, a trójka występująca w zespołach środka stawki przebiła choćby oczekiwania, w debiutanckim sezonie zdobywając solidną zdobycz punktową. Najtrudniejsze zadanie zdecydowanie stało przed Antonellim, debiutującym w czołowej ekipie i zastępującym tym samym siedmiokrotnego mistrza świata, Lewisa Hamiltona. Oczekiwania i presja ze strony fanów były ogromne. Pomimo kilku trudniejszych weekendów w środku sezonu (technicznych DNF-ów, niskich wyników czy kolizji z innymi kierowcami), finalnie dowiózł świetne wyniki – pobił kilka rekordów, w tym najwięcej punktów zdobytych w debiutanckim sezonie, a także znacząco przyczynił się do zajęcia przez Mercedesa drugiego miejsca w klasyfikacji konstruktorów, który wyprzedził Red Bulla i Ferrari.

Ostatnim zaliczanym do grona debiutantów kierowcą jest Liam Lawson, który zadebiutował w Racing Bulls w połowie zeszłego sezonu – w 2025 początkowo miał jeździć on w Red Bullu, obok Maxa Verstappena. Po dwóch słabych weekendach został jednak zastąpiony przez Yukiego Tsunodę, w zamian otrzymując jego miejsce w Racing Bulls. Początek zmagań miał dość trudny, jednak finalnie się odbudował, zdobywając kilka razy punkty i utrzymując fotel w F1 na kolejny sezon. Trudno jednoznacznie wskazać najlepszego w gronie debiutantów – Kimi Antonelli zgromadził największy dorobek punktowy i kilka podiów, jednak miał też o wiele lepszy bolid niż jego koledzy. Isack Hadjar czy Oliver Bearman zdobyli znacznie mniej punktów, jednak ich forma na przestrzeni całego sezonu była znacznie równiejsza – regularnie finiszowali w pierwszej dziesiątce lub trzymali się blisko niej.

W kolejnych sezonach mocne mogą okazać się zupełnie inne zespoły niż dotychczas. Ekipy środka stawki, takie jak Williams, Haas, Sauber (od sezonu 2026 przemianowany w Audi) czy Aston Martin mogą znacząco poprawić swoje osiągi i wepchnąć się pomiędzy cztery czołowe, dominujące w ostatnich latach zespoły. Wejście w kolejny sezon z nowymi regulacjami technicznymi (m.in. mniejsze i lżejsze bolidy, duże ograniczenie aerodynamiki i oporu, nowe silniki czy likwidacja systemu DRS i zastąpienie go nowym trybem ułatwiającym wyprzedzanie) sprawia, iż karty będą rozdane od nowa. Już teraz możemy się więc spodziewać kolejnego świetnego i pełnego rywalizacji sezonu.

Oliwia GARCZYŃSKA

Idź do oryginalnego materiału