Iga Świątek (3. WTA) pokonała Jelenę Rybakinę 7:5, 6:3 i awansowała do finału imprezy rangi WTA 1000 w Cincinnati. Jej finałową rywalką była w nocy z niedzieli na poniedziałek Jasmine Paolini (9.). Włoszka w drugim meczu półfinałowym wyeliminowała Rosjankę Weronikę Kudermietową 6:3, 6:7, 6:3.
REKLAMA
Zobacz wideo Jak Iga Świątek! Englert, Daniec, Strasburger i wiele innych gwiazd błyszczy na korcie
Początek finału Świątek - Paolini miał sensacyjny przebieg. Polka przegrywała po 14 minutach 0:3. - Serwis na razie nie działa tak, jak w meczu z Jeleną Rybakiną, podobnie jak gra z linii końcowej - ocenił komentujący w Canal+ Sport Dawid Celt. Polka popełniała sporo błędów, w pierwszych trzech gemach aż dziewięć. Zawodził ją szczególnie forhend. - Jest lekko podirytowana - zauważył drugi komentator Żelisław Żyżyński.
Rollercoaster w pierwszym secie
Włoszka grała swoje - dużo walki z głębi pola, wykorzystywanie słabości rywalki, ograniczała liczbę pomyłek do minimum. Nowy szkoleniowiec Federico Gaio mocno motywował ją z trybun. - Niektórzy spodziewali się łatwej wygranej Igi, ale w tenisie nie ma nic za darmo - zauważył Żyżyński. Polscy kibice zaczynali się niepokoić, miny trenera głównego Wima Fissette’a oraz psycholog Darii Abramowicz potwierdzały, iż początek rywalizacji nie układał się po myśli naszej tenisistki.
I wtedy nastąpił zwrot. Zaczęło się od komunikatu, jaki Iga Świątek usłyszała z trybun od trenera przygotowania fizycznego Macieja Ryszczuka: "Szybkie ręce, come on". Po chwili zaczęła grać płynniej, skończyła dwie akcje kapitalnie po linii. Odnalazła adekwatny rytm w budowaniu wymian, grała dalej agresywnie, ale znacznie celniej. Włoszka z kolei stanęła, nie potrafiła zareagować na podniesienie poziomu gry ze strony przeciwniczki, sama też gubiła się, gdy np. popsuła smecz i tak została przełamana. W ciągu następnych 20 minut z 0:3 zrobiło się 4:3 dla faworytki. - Rewelacja. Iga Świątek w najlepszym wydaniu - podkreślił Celt.
Nasza tenisistka wygrała już pięć gemów z rzędu, gdy Jasmine Paolini w końcu przerwała jej serię doskakując do 4:5. I to wcale nie był koniec, bo po chwili niespodziewanie nastąpiło wyrównanie na 5:5. Polka kapitalnie zaczęła dziewiątego gema, wygrywając najdłuższą akcję meczu, miała piłkę setową, ale jej nie wykorzystała. Zaczęła znów częściej mylić się, popełniła podwójny błąd serwisowy, z czego skorzystała Włoszka doprowadzając do remisu.
Wydawało się, iż Paolini może pójść za ciosem, ale nic z tego się nie wydarzyło. Popełniła dwa błędy - pierwsze od tego wspomnianego wyrzuconego smecza w połowie partii. Następnie straciła serwis, a Świątek domknęła seta wynikiem 7:5. W ostatnim gemie serwowała najlepiej, jak mogła - wszystkie cztery punkty wygrane dzięki dobremu podaniu.
Iga Świątek podbiła Cincinnati!
Początek drugiego seta wyglądał podobnie, dalej obserwowaliśmy liczne przełamania. Najpierw Iga Świątek błysnęła, gdy zdominowała przeciwniczkę przy jej serwisie, popisując się m.in. fantastycznym lobem. Kibice wstali z miejsc, by nagrodzić ją gromkimi brawami. Po chwili to Włoszka mogła cieszyć się z przełamania, gdy Polka popsuła kilka forhendów. - Znów za dużo napięcia, brakowało spokoju - ocenili komentatorzy. Paolini grała coraz odważniej, chciała przejmować inicjatywę, stała głęboko w korcie.
Czytaj także: Pokazali, co Nawrocki krzyczał razem z kibicami
I nagle nastąpił kolejny zwrot, bo Włoszka wybita z rytmu kilkoma agresywnymi returnami naszej tenisistki popełniła proste błędy. Patrzyła wymownie na swojego trenera, a ten rozłożył ręce. Panie miały wielkie kłopoty z wygrywaniem własnego podania - Świątek mogła prowadzić 4:2, a zrobiło się 3:3. W tym szóstym gemie zobaczyliśmy najbardziej widowiskową akcję całego meczu. Nasza zawodniczka rozrzucała rywalkę, wydawało się iż Włoszka zaraz padnie na korcie ze zmęczenia, ale doszła do woleja i efektownie minęła Polkę. Kibice znów wstali z miejsc, tym razem zachwyceni postawą finalistki zeszłorocznego Wimbledonu. Woli walki nie można było odmówić Jasmine Paolini.
Ósmy gem okazał się najważniejszy dla losów drugiej partii, bo Iga Świątek wreszcie utrzymała swój serwis. Nie bez problemów - musiała bronić dwóch break pointów, ale wtedy mogła liczyć na podanie, a do tego rywalka przestrzeliła z bekhendu. Po chwili nastąpił koniec tego szalonego spotkania obfitującego w przełamania, momenty lepszej gry ze strony jednej i drugiej zawodniczki. Polka asem serwisowym zakończyła finał.
Świątek może cieszyć się z pierwszego tytułu rangi WTA (Organizacja Kobiecego Tenisa) wywalczonego w tym sezonie. Kilka tygodni temu wygrała Wimbledon, ale to turniej wielkoszlemowy organizowany przez ITF (Międzynarodowa Federacja Tenisowa). W niedzielę rusza w Nowym Jorku US Open, a Świątek będzie jedną z głównych faworytek do zwycięstwa.