Antyreklama skoków w Wiśle. Małysz aż nie chciał o tym mówić

1 godzina temu
- Powiem szczerze: było mi wstyd - mówi Adam Małysz. Prezes Polskiego Związku Narciarskiego nie ma wątpliwości - w formule jaką narzuca nam Międzynarodowa Federacja Narciarska konkursy skoków w Polsce nie mają sensu. Żadnego. To jest antyreklama tej dyscypliny, skoro na zawody Pucharu Świata w Wiśle nie sprzedało się choćby 100 biletów.
Anna Twardosz była dziesiąta, a Pola Bełtowska zajęła 14. miejsce. To się wydarzyło ledwie pięć dni temu, w Falun. Czy wobec rekordowych występów Polek można było się spodziewać sporego zainteresowania ich występami w Wiśle? Niestety, nie. To się nie mogło udać. I kompletnie się nie udało. Wiadomo, dlaczego.


REKLAMA


Zobacz wideo Gorąco wokół polskich skoków. Chodzi o skład na igrzyska


Kwalifikacje w czwartek o godzinie 12, a konkurs o 17.15. Natomiast w piątek kwalifikacje od godziny 10, a zawody – już od 11.30. Taki plan na Wisłę mają najlepsze skoczkinie świata. One występują tu wtedy, kiedy ludzie są w pracy i w szkole. One stąd wyjadą, gdy zjadą tu turyści z różnych stron Polski, żeby w sobotę i niedzielę obserwować rywalizację najlepszych skoczków świata. jeżeli szef FIS Sandro Pertile uważa, iż takie łączenie kalendarza startów mężczyzn i kobiet ma sens i iż jakakolwiek obecność pań w tych miejscach, w których startują panowie stanowi dla pań jakąś promocję, to będąc w Wiśle możemy z całą stanowczością stwierdzić, iż to do takiej promocji trzeba dodać przedrostek „anty".


Skoczkowie będą mieli komplet widzów. A skoczkiń nikt nie ogląda
Organizatorzy skoków w Wiśle cieszą się, iż na sobotnie zawody mężczyzn rozeszły się już wszystkie, a na niedzielę - prawie wszystkie bilety. – A ile biletów sprzedaliście na zawody kobiet? – zapytaliśmy Adama Małysza między czwartkowymi kwalifikacjami a konkursem. - Mogę nie odpowiadać na to pytanie? – usłyszeliśmy od prezesa Polskiego Związku Narciarskiego.
- No, jest to trudne. My wiedzieliśmy od początku, iż to, co jest narzucane i wymuszane, nie będzie łatwe. Proponowaliśmy wielokrotnie, iż chcemy te zawody zrobić, ale oddzielnie, czy to będzie w Szczyrku, czy choćby w Wiśle, ale żeby to było weekendowe. W momencie, gdy nam to narzucono, my nie mieliśmy wyjścia i musieliśmy to zrobić to w tygodniu, dlatego, iż nie mamy takiego zaplecza, żeby wszystkich pomieścić w weekend. To nie jest Zakopane, to nie jest, nie wiem, Vikersund, to po prostu nie jest skocznia, na której znajduje się 20, 30 czy choćby 40 szatni. My po prostu nie mamy tylu szatni, żeby zrobić zawody i kobiet, i mężczyzn w weekend, technicznie musimy to rozdzielić – tłumaczy Małysz.
Szef światowych skoków groził Wiśle
Pertile to wszystko wiedział, ale i tak uparł się przy swoim. Zagroził choćby Wiśle odebraniem męskich zawodów, jeżeli dwa dni i dzień przed nimi nie odbędą się damskie. Jak wyszło? Tak, jak widać – tu jest pusto i smutno, tu po prostu nikogo nie ma. Nie na takie zawody zasługują skoczkinie, które chcą swój sport rozwijać, promować.


- FIS powinien się nad tym zastanowić, czy faktycznie to jest dobry kierunek, bo ja twierdzę, iż nie. Wielokrotnie to powtarzałem. jeżeli FIS chce za wszelką cenę od przyszłego sezonu połączyć kalendarze, to co zrobi z zawodami kobiet w Zao i Ljubnie? Faceci tam pojadą? Nie wyobrażam sobie – słyszymy od Małysza.
I rzeczywiście, trudno sobie wyobrazić, iż ktoś w FIS-ie zabierze męski Puchar Świata jednej ze stałych lokalizacji i będzie kazał jechać panom do tych ośrodków, w których dużym zainteresowaniem cieszą się skoki pań. Najpewniej przy łączeniu kalendarzy działacze uznają, iż to generalnie mniej popularne skoki kobiet muszą się podporządkować. Bardzo możliwe, iż nikt nie będzie się specjalnie przejmował Zao i Ljubnem, gdzie gromadzi się spora i żywo reagująca publika skoczkiń.
Polki mówią wprost: nas nikt nie pyta
- Nas nikt z FIS-u nie pyta, gdzie i kiedy byśmy chciały skakać. My się dostosowujemy do tego, co FIS postanowi - mówi nam Pola Bełtowska, w czwartek 37. I przyznaje, iż fajnie byłoby startować w Wiśle w sobotę i niedzielę, a nie w czwartek i piątek. – Fajnie jest, jak ktoś się nami interesuje, wtedy jest dodatkowa motywacja – mówi.
Nasza 19-latka nieśmiało marzy o konkursach w Zakopanem. – Chciałabym, bo bardzo lubię tę skocznię. Fajnie by było. Zwłaszcza iż mieszkam w Zakopanem, czuję się tam fajnie i też może tam byłaby większa szansa niż tu, iż przyjdzie dużo kibiców – mówi Pola. W Zakopanem chciałaby też startować Anna Twardosz. I to bez względu na potencjalnie wyższe zainteresowanie ze strony kibiców.


Ale Małysz od razu wyjaśnia, iż my mamy inny pomysł. Lepszy. – FIS uważa, iż chcąc podnieść rangę zawodów kobiet, trzeba je robić w tym samym czasie, co zawody mężczyzn, a ja uważam, iż to zły pomysł. – mówi. - Było mi przykro już po kwalifikacjach, na którym widziałem tylko dziennikarzy i paru pracowników technicznych, a kibiców nie widziałem wcale. choćby nie pamiętam ile dokładnie tych biletów jest sprzedanych, ale chyba 100 czy 200 – dodaje prezes.


Antyreklama, wstyd. Ale Twardosz mówi, iż nie rozczarowanie
Nieoficjalnie od osób z PZN-u usłyszeliśmy, iż na czwartkowych zawodach nie było choćby setki widzów. To była po prostu antyreklama skoków kobiet.
- Wiecie, ja pamiętam Letnie Grand Prix kobiet kiedyś, jak jeszcze było tu robione po facetach. Była tam przerwa, pojechałem z ministrem sportu na Kubalonkę, żeby mu pokazać trasy biegowe i powiedzieć, co byśmy chcieli tam zrobić. gwałtownie wróciliśmy na zawody kobiety, no i powiem szczerze, było mi wstyd. Naprawdę mi było wstyd, iż po prostu wszyscy kibice wyszli. Nie został prawie nikt, tylko garstka takich faktycznie prawdziwych fanów skoków narciarskich no i my jako obsługa – mówi Małysz. – Uważam, iż w Polsce konkursy skoków kobiet powinny być w Szczyrku. Mamy tam fajne trybuny, zaplecze, mamy fajną skocznię, uważam, iż moglibyśmy zrobić w Szczyrku świetne zawody, ale FIS nam nie daje tej szansy – dodaje szef polskiego narciarstwa.
I przede wszystkim tam, w Szczyrku, mamy głód wielkich, światowych zawodów. Tam rzeczywiście skoki kobiet mogłyby się przyjąć jak w Zao czy Ljubnie, oczywiście pod warunkiem, iż pomogłyby w tym nasze zawodniczki. A one bardzo chcą pomóc.


- Tak, dopiero co byłyśmy z Polą wysoko w Falun i miałam nadzieję, iż w Wiśle pojawi się trochę więcej kibiców, ale nie jestem rozczarowana, iż jest ich tu niewielu. Może jak kiedyś zaczniemy wygrywać, to ludzie będą wypełniali trybuny – mówi nam Anna Twardosz, dwudziesta w czwartkowym konkursie.
Twardosz już w piątek postara się o lepszy wynik. Jak podkreśliła, w pierwszym dniu startów w Wiśle trochę poniosła ją ambicja, stąd gorszy skok w pierwszej serii (była 24.). A i drugi nie był tak dobry, jakiego liderka naszej kadry by chciała. – Najgorsze za mną, stres związany z występowaniem u siebie już minął. A skoro z takimi gorszymi skokami byłam dwudziesta, to nie jest źle i będzie lepiej – podkreśla Twardosz.
Idź do oryginalnego materiału