Anioł spadł z nieba. Wraca Ali, znikają kłopoty

4 godzin temu

To symptomatyczne – akurat w meczu, w którym na boisko wrócił Ali Gholizadeh, Lech Poznań nagle zapomniał o wszystkich swoich problemach. Kompromitował się u siebie? Przestał. Nie wygrywał w sposób przekonujący? No to wygrał. Powrót Irańczyka – zwłaszcza, iż ten od razu znajduje się w gazie – to kluczowa informacja dla fanów Kolejorza przed ostatnimi meczami jesieni.

Wraca Ali, znikają kłopoty – to hasło najlepiej oddaje nastroje kibiców Lecha po niedzielnym spotkaniu z Radomiakiem. Obecność Irańczyka w wyjściowym składzie zaskoczyła wszystkich, bo przecież ten leczył uraz od początku sierpnia. Gwiazdor Lecha nie potrzebował czasu w odrdzewienie czy przetarcie po miesiącach w gabinetach lekarzy – gdy tylko pojawił się na murawie, od razu wyglądał tak, jak w końcówce zeszłego sezonu.

A to właśnie wtedy miał życiową formę, przynajmniej jeżeli chodzi o polskie boiska. Gdyby nie Gholizadeh, do Poznania nie zawitałby mistrzowski tytuł. Skrzydłowy ciągnął ofensywę Kolejorza, już na zawsze zostanie zapamiętany mu gol z Legią, jeden z najważniejszych w drodze po tytuł. Straszył rywali swoim znakiem firmowym – zejściem do środka w tłum, drobiąc małe kroczki, by nagle wymyślić coś, czym urywa się przeciwnikom.

Ali Gholizadeh – gwiazda Lecha

Dopiero w ostatnim sezonie można było powiedzieć, iż Gholizadeh odpalił, bo wcześniej był wręcz twarzą rozczarowującej polityki Lecha. Już samo jego przyjście nad Wartę miało karkołomny zamysł – Irańczyk trafiał do nas bowiem z kontuzją, mając wyleczyć się na fazę grupową pucharów, której, jak wiemy, w Kolejorzu nie było. Zamiast tego jego leczenie się wydłużyło, później wyleciał na Puchar Azji, wiosną złapał kolejny uraz…

Rok w plecy, a przecież wydano na niego sporo pieniędzy (1,8 mln euro, wówczas klubowy rekord). Problemy zdrowotne przypomniały sobie w końcówce ubiegłego sezonu, kiedy Gholizadeh czarował na polskich boiskach. Piłkarz zacisnął zęby i dokończył rozgrywki na środkach przeciwbólowych, by wczesnym latem, już po sezonie, oddać się odwlekanemu zabiegowi. Gholizadeh przeszedł go, wrócił na boisko i… odnowił swoją kontuzję. Stąd wyniknęła kolejna pauza i w konsekwencji prawie cała stracona runda.

– Ali Gholizadeh to anioł, który spadł nam prosto z nieba. Z nim na boisku jesteśmy znacznie groźniejszym zespołem – w takich słowa o Irańczyku wypowiedział się Frederiksen, co wiele mówi, bo Duńczyk nie jest wcale znany z wylewnych treści na konferencjach prasowych.

Wygląda na to, iż Lech niespodziewanie zyskał na koniec rundy kolejną gwiazdę. Niespodziewanie, bo tak jak powrotu do zdrowia Gholizadeha można było się spodziewać, tak raczej nikt nie zakładał, iż od razu wróci w tak wysokiej formie. A w meczu z Radomiakiem grał prawdziwy koncert. Ma udział przy dwóch golach swojego zespołu. Przy trafieniu na 2:0 przytomnie odegrał za siebie, przyspieszając grę. Przy trzecim golu znalazł kolegę prostopadłym podaniem. Kiwał, szukał tłoku, grał piętkami, napędzał, podawał prostopadle, świetnie współpracował z Pereirą…

Był dokładnie takim Gholizadehem, jak w rundzie wiosennej sezonu 24/25.

Jaka jest przyszłość Aliego Gholizadeha?

I wtem Lech nagle wyglądał tak, jakby zniknęły jego wszystkie problemy. To aż nie do wiary, ale do meczu z Radomiakiem, Kolejorz nie wygrał w tym sezonie jeszcze ani jednego domowego spotkania w sposób przekonujący. Ostatnie zwycięstwo w ogóle przypadło jeszcze w sierpniu. Od czterech spotkań poznaniacy albo remisowali (trzy razy), albo przegrywali (raz). Notorycznie popełniali babole w defensywie albo dawali sobie wydrzeć punkty z rąk w niedopuszczalnych okolicznościach, jak z Pogonią Szczecin.

I z Gholizadehem Lech nagle zagrał jak za dawnych lat. Zmiażdżył swojego rywala, kontrolował przebieg gry, uniknął nerwowej końcówki, podwyższając wynik spotkania. Powrót takiego gościa do składu to może nie jak anioł zstępujący z nieba, ale bezcenne wzmocnienie na końcówkę rundy, czyli dwa wyjazdy ligowe (Płock i Kraków) oraz trzy mecze pucharowe – z Lausanne-Sport, Mainz, Sigmą Ołomuniec.

I… tylko na te mecze?

Niewiele mówi się o przyszłości Gholizadeha, ale niewykluczone, iż oglądamy właśnie jego ciche pożegnanie ze stadionem przy Bułgarskiej. Kontrakt Irańczyka wygasa wraz z końcem sezonu, a więc to ostatnia szansa, żeby zarobić na 29-latku, który już w styczniu będzie mógł podpisać kontrakt z nowym pracodawcą. Jak pisał na X dziennikarz z Iranu, Hatam Shiralizadeh, Lech latem rozpoczął rozmowy z Gholizadehem na temat nowej umowy, ale o ich efektach na razie kilka słychać. Sam piłkarz jest w wieku, w którym mógłby podpisać największy kontrakt w swojej karierze, pewnie znacznie większy niż ten, jaki może dostać w Polsce.

Nie jest tajemnicą, iż do powrotu do rodzimej ligi gorąco namawia go Persepollis, które praktycznie co pół roku składa Lechowi jakąś ofertę, ale ten jak dotąd nigdy nie był zainteresowany przyjmowaniem jej. Szkoda byłoby wypuścić takiego kozaka, ale akurat w tej sprawie Kolejorz może mieć już kilka do powiedzenia.

WIĘCEJ O LECHU POZNAŃ:

  • Problemy piłkarza Lecha. Wiemy, kiedy wróci do Polski [NEWS]
  • Wielki dzień Lecha. Radomiak rozbity, Agnero z golem!
  • Kontuzje w Lechu Poznań. Trener zabrał głos

Fot. Newspix.pl

Idź do oryginalnego materiału