Przed meczem Chelsea z Legią Warszawa na Stamford Bridge mogliśmy obawiać się dwóch rzeczy: wysokiej porażki piłkarzy Goncalo Feio i awantur wszczynanych przez chuliganów Legii. Ostatecznie nie było ani jednego, ani drugiego.
REKLAMA
Zobacz wideo Kto zostanie nowym trenerem Legii Warszawa? Kosecki: Urban, Magiera i Berg to trzy super kandydatury
Legia pożegnała się z Ligą Konferencji tak, iż można tylko jej bić brawo. Piłkarze Feio jako pierwsi w tych rozgrywkach wygrali z Chelsea (2:1), a kibice z Warszawy zachowywali się wzorowo. Fanatyczny doping przez ponad 90 minut okrasiło kilkanaście rac, które ani nie poleciały na murawę, ani w sektory gospodarzy. Gospodarze, którzy obawiali się najgorszego, mogli być tylko pozytywnie zaskoczeni.
Anglicy obawiali się chuliganów
- Anglicy obawiają się zachowania naszych kibiców - w rozmowie z portalem sport.tvp.pl przyznała Kinga Święcicka, dyrektorka Legii ds. organizacji imprez i bezpieczeństwa. Po awanturach w Leicester i Birmingham, jakie miały miejsce przy okazji poprzednich meczów Legii w europejskich pucharach, Anglicy przed czwartkowym spotkaniem wdrożyli szczególne środki bezpieczeństwa.
Po zaleceniach specjalnej jednostki do spraw bezpieczeństwa Chelsea przyznała kibicom Legii tylko połowę biletów dostępnych biletów. Londyńska policja przygotowała większą niż zwykle liczbę mundurowych, a Chelsea specjalnie przygotowywała się na przyjazd kibiców z Warszawy.
Klub ze Stamford Bridge dzień przed meczem wydał specjalny komunikat, w którym informował swoich kibiców, jak mają wchodzić i jak wychodzić ze stadionu w związku z obecnością legionistów. Z jednej z trybun zniknęły też flagi na kijach, które w ostatnich meczach były elementem oprawy.
Brytyjscy dziennikarze przypominali wydarzenia z Leicester i Birmingham, nazywając kibiców Legii jednymi z najbardziej niebezpiecznych w Europie. Ostrzeżenia oczywiście nie były bezpodstawne. Tym razem jednak kibice Legii zachowywali się wzorowo.
"Możecie mi wytłumaczyć, o co tu chodzi?"
Pojedynczych fanów warszawskiego klubu w Londynie można było już spotkać w środę wieczorem. Jednak i wtedy, i w czwartek na mieście nie wydarzyło się nic nagannego. Kibice Legii na Stamford Bridge pojawili się wspólnie po przemarszu, który rozpoczął się chwilę po 18 lokalnego czasu.
Fani spotkali się na oddalonej o 30-40 minut spacerem stacji metra Earl's Court. Pierwsi kibice pojawili się na niej już przed 17. Im więcej kibiców było przy stacji, tym więcej pojawiało się policjantów. W pewnym momencie wokół Earl's Court zrobiło się bardzo tłoczno.
Przechodnie, których zgromadzenie około tysiąca osób bardzo interesowało, mieli problem z przeciśnięciem się między kibicami. Ci bowiem posłusznie gromadzili się na chodniku, nie blokując trwającego ruchu samochodowego.
Między legionistami przechodzili też fani Chelsea, którzy mieli na sobie klubowe koszulki. Nikt nie został zaczepiony, nikomu nic się nie stało, mimo iż policji tylko przybywało. W pewnym momencie pojawili się też mundurowi na koniach, co jeszcze mocniej zainteresowało przechodniów, którzy robili zdjęcia i kręcili filmiki.
"Co tu się dzieje!?" - pytali. "Możecie mi wytłumaczyć, o co tu chodzi?" - zagaiła nas kobieta, która prowadziła auto i przez zgromadzenie stanęła w korku. Ruch został wstrzymany po 18, kiedy legioniści ruszyli w stronę Stamford Bridge.
Pożegnanie z klasą
Kibice pod stadionem pojawili się przed 19. Przez cały czas przemarszu, który pilnowali policjanci nie tylko na ziemi, ale i w powietrzu, nie wydarzyło się nic nagannego. Legioniści zgromadzili się pod Stamford Bridge i spokojnie zaczęli wchodzić na swój sektor.
Ten wypełnili już kilkanaście minut przed rozpoczęciem spotkania i rozpoczęli fanatyczny doping, który trwał grubo ponad 90 minut. Jedyne, do czego pewnie przyczepią się urzędnicy z UEFA to race, jakie legioniści odpalili w drugiej połowie.
Ale i tu - paradoksalnie - kibiców należy pochwalić. Po tym pokazie Anglicy będą mieli tylko miłe wspomnienia, bo żadna z rac ani nie wylądowała na murawie, ani w sektorze kibiców Chelsea. Po odpaleniu pirotechniki fani Chelsea wydali odgłos zachwytu i masowo wyciągnęli telefony, by robić zdjęcia i kręcić filmiki. No widać było, iż robi to na nich wrażenie.
Zabawa w sektorze gości trwała jeszcze długo po zakończeniu spotkania. "Bo Warszawa jest od tego, aby bawić się na całego" - śpiewali kibice Legii, którzy z Ligą Konferencji pożegnali się z wielką klasą. Razem z sektorem gości bawili się i śpiewali fani, którym udało się kupić i odebrać bilety na sektory gospodarzy.
Na koniec zaskoczyli i piłkarze, i kibice. Legia naprawdę może wyjechać z Londynu z podniesioną głową.