Anglicy osłupieli po tym, co zrobili kibice Legii. "O Boże..."

3 dni temu
Na boisku nie było strachu, tylko odwaga i sensacyjne zwycięstwo. Na trybunach nie było zaś awantur, tylko wzorowe zachowanie kibiców z Warszawy. Legia wygrała na wyjeździe z Chelsea 2:1 i mimo iż odpadła z Ligi Konferencji, to żegna się z nią z uśmiechem i podniesioną głową.
"Dziękujemy za puchary!" - skandowali zaraz po meczu kibice Legii Warszawa, którzy dziękowali piłkarzom za występ w tym sezonie Ligi Konferencji. Piłkarze Goncalo Feio dotarli w niej aż do ćwierćfinału, gdzie za mocna (4:2 w dwumeczu) okazała się Chelsea. Ale legioniści schodzili z boiska z podniesionymi głowami, bo na Stamford Bridge sensacyjnie wygrali 2:1.


REKLAMA


Zobacz wideo Kosecki: Chciałbym zobaczyć Feio w Legii z piłkarzami, których ściągnie Żewłakow


A euforia na trybunach trwała jeszcze kilkanaście minut po tym, jak piłkarze Feio zeszli do szatni. Na trybunach śpiewali nie tylko kibice w sektorze gości, ale też ci zgromadzeni na innych trybunach. "Bo Warszawa jest od tego, aby bawić się na całego" niosło się po Stamford Bridge, a kibice Legii, którzy w Londynie zachowywali się wzorowo, zostali wynagrodzeni za rozczarowania, które od lat spotykają ich w ekstraklasie.


Legia dała powody do dumy
- Mimo wszystko to bardzo istotny mecz. Mecz, w którym zaprezentujemy siebie. Mecz, w którym będziemy reprezentować Legię Warszawa jako największy klub w Polsce. Wszyscy czuliśmy, iż przy Łazienkowskiej mogliśmy zaprezentować się lepiej. I teraz mamy na to drugą szansę. Liczę na lepszą grę pod każdym względem: od rywalizacji, przez pojedynki po lepszą organizację i jakość piłkarską - mówił Feio na środowej konferencji prasowej.
- Czy wierzę w awans? To jest sport. Przede wszystkim chcemy zagrać lepiej niż w pierwszym meczu. jeżeli tak będzie, to może jako pierwsi strzelimy gola. Jak się tak stanie, to pomyślimy o kolejnym. A jak padnie i on, to zobaczymy, co wydarzy się dalej - dodał.
I chociaż Legia nie odrobiła strat i nie awansowała do półfinału, to po czwartkowym spotkaniu Portugalczyk może być dumny ze swojej drużyny. Legia zagrała o niebo lepiej niż przy Łazienkowskiej i sensacyjnie wygrała na Stamford Bridge. Legioniści ani nie byli zrezygnowani po pierwszym meczu, ani też nie przestraszyli się przeciwnika. Wręcz przeciwnie, wykorzystali szansę, której nie dali sobie w pierwszym spotkaniu.


Chociaż po pierwszych i dwóch doskonałych, zmarnowanych okazjach Cole'a Palmera mogło się wydawać, iż Chelsea znów zdominuje Legię, ta odpowiedziała w zaskakujący sposób. W 10. minucie gola z rzutu karnego strzelił Pekhart, a 10 minut później na 2:0 mógł podwyższyć Ryoya Morishita, który sprytnie uciekł Marcowi Cucurelli. Japończyk strzelił jednak minimalnie obok bramki Filipa Jorgensena.
Szansę miał też Claude Goncalves, który po dobrym przechwycie chciał zaskoczyć Jorgensena strzałem niemal z połowy boiska. Portugalczyk, podobnie jak wcześniej Morishita, minimalnie przestrzelił. "Maresca był pod wrażeniem tego strzału" - napisał Nazaar Kinsella z BBC.
O ile przed tygodniem w drugiej połowie Legia kompletnie opadła z sił i dała się zdominować Chelsea, o tyle w Londynie goście pokazali się z dobrej strony przez cały mecz. Na początku drugiej połowy gola na 2:1 strzelił Steve Kapuadi, a gdyby drużyna Feio miała ciut więcej szczęścia, mogłaby i prowadzić 3:1. Trudno zrozumieć, jak sędzia Alejandro Hernandez w 70. minucie nie podyktował dla Legii rzutu karnego po faulu Jorgensena na Luquinhasie. Po tej decyzji Feio tylko rozłożył ręce i wściekle krzyczał do sędziego technicznego.
Portugalczyk, który niemal przez całe spotkanie dowodził swoją drużyną przy linii bocznej boiska, co chwilę bił piłkarzom brawo. I miał za co, bo Legia bardzo godnie pożegnała się z Ligą Konferencji, w której osiągnęła jeden z najlepszych wyników w historii występów w europejskich pucharach.


Maresca się przeliłczył
W kontekście całej rywalizacji Legia mocno Chelsea nie postraszyła, ale jej czwartkowy występ naprawdę trzeba docenić. Drużyna Mareski przegrała pierwszy mecz w Lidze Konferencji i dopiero trzeci raz przegrała mecz u siebie w tym sezonie. Wcześniej w Premier League dokonały tego jedynie Manchester City (2:0) i Fulham (2:1).
Występ Legii trzeba docenić, tym bardziej iż Maresca wystawił zaskakująco silny skład. Mimo wysokiego zwycięstwa w pierwszym meczu Włoch na rewanż wystawił aż pięciu zawodników regularnie występujących w podstawowej jedenastce.
Przeciwko Legii od początku zagrał podstawowy duet ofensywny londyńczyków, czyli Palmer i Nicolas Jackson. Tych wspierali Jadon Sancho oraz najskuteczniejszy w tym roku w Chelsea Marc Cucurella. Od początku zagrał też środkowy obrońca Tosin Adarabioyo, a po przerwie na boisku pojawili się skrzydłowi Noni Madueke i Pedro Neto.
Widać, iż po ostatnim, niespodziewanym remisie z Ipswich Town (2:2) w Premier League Maresca chciał dodać swoim piłkarzom pewności siebie i gwałtownie oraz pewnie rozbić Legię. Włoch kolejny raz się jednak przeliczył i przed decydującym momentem w walce o awans do Ligi Mistrzów ma więcej problemów niż spokoju. A czwartkowy wynik na pewno nie uspokoi coraz bardziej zniecierpliwionych kibiców Chelsea.


"Jak im nie jest zimno?"
Mimo kiepskiej frekwencji atmosfera na Stamford Bridge była bardzo dobra. I to nie dlatego, iż kibice Chelsea w końcu dopingowali swoją drużynę przez cały mecz. Nie, to do Anglików niepodobne. Co innego legioniści, którzy w Londynie bawili się fenomenalnie.
Kibice z Warszawy na Stamford Bridge pojawili się w jednej grupie. Do spotkania doszło na odległej o około 40 minut stacji metra Earl's Court. Po spokojnym przemarszu goście równie spokojnie weszli na swój sektor, który wypełnili już kilkadziesiąt minut przed meczem. I zaczęli nieustannie, donośnie wspierać drużynę Feio.
Doping legionistów naprawdę robił wrażenie. I to nie tylko na nas - Polakach - ale też na brytyjskich dziennikarzach. Tym zaimponowało przede wszystkim to, iż fani z Warszawy przez niemal całą połowę dopingowali swój zespół bez koszulek. "O Boże... Nie jest im zimno?" - rzucił siedzący obok mnie dziennikarz.
Chociaż w drugiej połowie zdecydowana większość legionistów dopingowała już swoich zawodników w koszulkach, to nie znaczy, iż w ich sektorze zrobiło się zimno. Wręcz przeciwnie, w pewnym momencie zrobiło się naprawdę gorąco. "Co to k***a jest?" - śpiewali kibice Chelsea, gdy część kibiców Legii schowała się pod sektorówką w czerwono-biało-zielonych barwach.


Niedługo później w sektorze zajmowanym przez legionistów zapłonęło kilkanaście rac, a fani na Stamford Bridge aż wydali z siebie odgłos zachwytu. Widać, iż na taki pokaz w czwartek czekali. A ci, którzy jeszcze przed chwilą obrażali kibiców z Warszawy, zaczęli ich nagrywać.


Fani Chelsea momentami próbowali odpowiadać na sposób dopingu legionistów. Londyńczycy śpiewali, iż kibice gości to "grube bękarty". Fani gospodarzy sugerowali też, iż legioniści przyjechali na mecz tylko z powodu Chelsea. Na nikim nie robiło to jednak żadnego wrażenia. Legioniści byli bardzo głośni (zwłaszcza po golu Pekharta na 1:0) i - przede wszystkim - spokojni. I za to należą im się brawa.
Jedna z najgorszych frekwencji w ostatnich latach
Jeszcze 20 minut przed rozpoczęciem meczu trybuny Stamford Bridge świeciły pustkami. Chociaż kibice Legii już dawno zapełnili sektor gości, to fanów gospodarzy było jak na lekarstwo. To dobitnie pokazało, iż dla gospodarzy ten mecz nie miał wielkiego znaczenia.
Brytyjscy dziennikarze informowali, iż na trybunach miało zasiąść około 31 tys. kibiców. To najniższa frekwencja na Stamford Bridge od wielu lat. Więcej fanów gromadziły choćby mecze fazy ligowej tej edycji Ligi Konferencji. A w niej Chelsea ani nie grała o dużą stawkę, ani nie mierzyła się z silnymi przeciwnikami. Bo za takich nie można uznać Gentu (38546 widzów), FC Noah (38305 widzów) czy Shamrock Rovers (38467 widzów). Więcej (35280) widzów obejrzało też rewanżowe spotkanie 1/8 finału z Kopenhagą.


Powodów takiej sytuacji było kilka. Przede wszystkim wynik pierwszego meczu i dość wysokie ceny biletów. Chelsea wprowadziła też specjalne restrykcje, które uniemożliwiały Polakom kupna biletów na sektory gospodarzy. Wielu z nich anulowano rezerwacje jedynie ze względu na narodowość. Wszystko w obawie przed zamieszkami na trybunach.
Tych na szczęście nie było. Była za to odważna Legia, która w nagrodę za nastawienie i poświęcenie niespodziewanie ograła Chelsea na jej stadionie. To świetne podsumowanie świetnego sezonu w Lidze Konferencji.
Idź do oryginalnego materiału