"W związku z wydarzeniami na trybunach, do których doszło podczas meczu Polska - Holandia (1:1) na PGE Narodowym w Warszawie, Polski Związek Piłki Nożnej stanowczo oświadcza, iż nie akceptuje zachowań łamiących prawo na stadionie. W szczególności nie ma naszej zgody na odpalanie i rzucanie rac – są to działania niedopuszczalne i nie będą przez nas tolerowane".
REKLAMA
Zobacz wideo Jaki jest Jan Urban? Kosecki: Gdy wchodzi do nowej szatni robi zawsze to samo. To jest DNA Jana Urbana!
"Bezpieczeństwo na stadionie jest priorytetem. Służby odpowiedzialne za porządek, działając wspólnie z policją, podejmują ostateczne decyzje dotyczące tego, kto nie powinien wejść na obiekt. To one również odpowiadają za przeprowadzenie kontroli w taki sposób, aby uniemożliwić wniesienie na stadion przedmiotów niebezpiecznych. Wszystkie te kwestie zostaną poddane szczegółowej analizie po zakończonym meczu" - taki komunikat wydała federacja po piątkowym meczu, w trakcie którego na boisku wylądowały race (czemu towarzyszyły wulgarne okrzyki), rzucane przez ultrasów prowadzących doping (po rzuceniu rac, w okolicach 60. minuty, w ramach protestu zaczęli oni wychodzić ze stadionu).
Mecz Polska - Holandia organizacyjnym chaosem. Mocny głos ws. PZPN-u i służb
Między kibicami a organizatorami było gorąco, a to ze względu na wydarzenia sprzed pierwszego gwizdka - służby nie zgodziły się na wniesienie oprawy, która miała być za duża i nie zostać zgłoszona wcześniej, były także gigantyczne kolejki do wejścia na stadion.
Już po meczu do całego zamieszania odniósł się w Kanale Sportowym Mateusz Pilecki, szef Stowarzyszenia Kibiców Reprezentacji "To My Polacy!", organizującego doping. Z jego ust padło wiele gorzkich słów.
- o ile spędzasz nad czymś tygodnie, wydajesz dziesiątki tysięcy złotych z prywatnych pieniędzy, naszych i kibiców wspierających naszą inicjatywę, spawasz gniazdo, przygotowujesz nagłośnienie... To są kolosalne pieniądze, nikt nam ich nie dał - zaczął. Wtedy dziennikarz dopytał: - PZPN nic nie dokłada? - Oczywiście, iż nie - odparł Pilecki. I kontynuował. - Zostaliśmy potraktowani jak małe dzieci, gdy około godz. 11-12 w dniu meczu powiedziano nam: "W sumie to nic nie wniesiecie. Czemu nie? Bo nie. Bo taka jest decyzja służb, policji" - wyjawił.
- Nie oszukujmy się, ci ludzie wiedzieli o tym wcześniej. jeżeli policja robi jakieś inwigilacje, to nie robi tego w ostatni dzień i nie podejmuje decyzji w ostatni dzień, tylko mogli powiedzieć wcześniej. To był ewidentny prztyczek w nos - ocenił.
Zobacz także: VfL Wolfsburg napisał o meczu Polaków. Nokautująca riposta Urbana
- Wydaje mi się, iż ci ludzie przestraszyli się tego, iż nasza inicjatywa zaczęła nabierać tempa. W niedużym czasie zjednoczyliśmy kibicowską Polskę. Uważam, iż zrobiliśmy coś niesamowitego i pięknego, dzięki czemu moglibyśmy być rozpoznawalni i dumni na całym świecie, a dziwnym trafem komuś zaczęło to przeszkadzać. Jak komuś może przeszkadzać patriotyzm, polskość i to, iż są ludzie chcący wspierać nasz kraj i przede wszystkim naszych piłkarzy? [...] My chcieliśmy dla chłopaków jak najlepiej, dać im 12. zawodnika - oznajmił.
Oto jak policja potraktowała kibiców przed meczem reprezentacji Polski
Następnie Pilecki dostał pytanie o race, które wylądowały na boisku. - Zakładam, iż oprawa główna nie miała nic wspólnego z racami. Zakładam też, iż niektórzy ludzie poczuli się urażeni tym, iż tak późno zostaliśmy poinformowani o tym zakazie. W jakiś magiczny sposób te race się tutaj znalazły... Nie wiem, nie potrafię odpowiedzieć - stwierdził. Po czym ujawnił wręcz szokujące kulisy stadionowej kontroli.
- To kolejna rzecz, w której zostaliśmy upokorzeni. I "upokorzeni" chciałbym użyć innego słowa, ale nie zrobię tego na wizji. Byliśmy osłonieni kordonem policji, było specjalne wejście dla ludzi wchodzących na nasz sektor. Wchodziliśmy do namiotów, gdzie zaglądali nam między pośladki i grzebali nam w majtkach. Byliśmy na wielu meczach, nigdy nie było czegoś takiego - wypalił.
Ta sytuacja była bardzo bolesna dla kibiców. - Na Litwie sama ochrona i policja sama do nas podchodziła i mówili: "Zrobiliście taki doping, iż jeszcze nigdy w historii stadionu czegoś takiego nie widzieliśmy". Dziękowali nam. A nasza policja przy wyjściu? choćby nie będę mówił, jak się do nas odzywali, bo nie wypada - wyznał Pilecki.
Czy po tych wydarzeniach jeszcze wyobraża sobie współpracę przy meczach kadry? - Uważam, iż nasi piłkarze zasługują na najlepszy doping, na 12. zawodnika. Mam nadzieję, iż w tej sytuacji się za nami wstawią. bo wiedzą, iż potrafimy zgotować dla nich coś wielkiego. Jednak w obecnej formie, jeżeli tak mamy być traktowani... Nikt nie chce czuć się jak zdeptane g***o - podsumował.
Kolejny mecz reprezentacja Polski rozegra w poniedziałek 17 listopada. Tego dnia zmierzy się na wyjeździe z Maltą.

2 godzin temu

















