FK Novi Pazar to klub z tradycjami, który został założony w 1928 roku. Pomimo lat gry najpierw w lidze Jugosławii, a później Serbii, nie był to zespół jakkolwiek wyróżniający się pod względem sukcesów. Do najwyższej klasy rozgrywek w kraju powrócili dopiero w okresie 2020/2021. I to nie ze względu na wyniki sportowe, ale restrukturyzację ligi oraz fakt, iż posiadali nowy stadion, który spełniał standardy UEFA.
REKLAMA
Zobacz wideo Co dalej z Goncalo Feio? Żelazny: To polski Manchester United
Wtedy pewnie ich fani nie spodziewali się, iż za kilka lat będą mogli wyruszyć w podróż do Europy w celu dopingowania swojego zespołu, ale tak właśnie się stało. Chociaż po rundzie zasadniczej Novi Pazar zajmował dopiero 8. miejsce, czyli ostatnie w grupie mistrzowskiej, to w niej spisał się już znakomicie. Do ostatniej kolejki odniósł tam 3 wygrane (w tym 2:1 z Partizanem), 2 remisy (w tym 3:3 z hegemonem ligi - Crveną Zvezdą) i tylko jedną porażkę. To sprawiło, iż na finiszu sezonu walczył na wyjeździe z OFK Belgrad o awans do europejskich pucharów. Mecz zakończył się sukcesem przyjezdnych, którzy ze stolicy kraju wywieźli wygraną 3:2 po ostatnim golu strzelonym w 86 minucie meczu.
Tym samym FK Novi Pazar stał się klubem, który po raz pierwszy w historii zagra w europejskich pucharach. Wygrana zapewniła im 54 punkty trzecie miejsce w lidze, za Crveną (100 pkt) i Partizanem (73 pkt). Taka pozycja oznacza, iż Novi Pazar zagra w drugiej rundzie kwalifikacji do Ligi Konferencji.
W Polsce znani ze skandalu. Ich kibole grozili piłkarzowi wyłupaniem oczu
FK Novi Pazar to klub, który w Polsce jest znany prawdopodobnie tylko nielicznym fanom bałkańskiej piłki. Głośno zrobiło się o nich w 2023 roku, ale bynajmniej nie z powodów sportowych. Kiedy wówczas przegrali 1:5 z Crveną Zvezdą, a następnie ponieśli porażkę 0:1 z grającą w dziesiątkę FK Kolubara, krewcy serbscy kibice wpadli w szał i na stadionie zwyzywali kapitana zespołu Filipa Kljajicia. Jak na Sport.pl dalsze losy sporu opisywał Filip Macuda:
"Piłkarze przedstawili sytuację dyrektorowi Fikretowi Mededoviciowi, a ten postanowił pojednać obie strony konfliktu. Zaprosił przedstawicieli kiboli i Filipa Kljajicia do kawiarni i tam niesnaski miały zostać zażegnane. Stało się jednak zupełnie odwrotnie, a kibole przekroczyli granicę przyzwoitości.
- Doświadczyłem jedynie tragicznego traktowania i dyrektor to widział. Chwycili mnie za głowę, wykręcili mi uszy, zagrozili, iż połamią mi ręce i wyłupią oczy - przekonuje Kljajić, który na szczęście wyszedł z tej sytuacji bez szwanku".
Krótko po tym zdarzeniu Kljajić opuścił klub, którego obecna kadra według portalu Transfermarkt jest warta 11,65 mln euro.
A fani drużyny? Cóż, ci na szczęście byli dalecy od wydłubywania komukolwiek oczu. Do późnych godzin nocnych oczekiwali na przybycie swoich bohaterów do miasta, których powitali przy akompaniamencie okrzyków i odpalanych rac.