Abramowicz aż wyskoczyła po tym, co zrobiła Świątek. Zamarliśmy

1 dzień temu
Zdjęcie: Fot. screen: Canal+ Sport 2


Iga Świątek w meczu z Elise Mertens w trzeciej rundzie turnieju WTA 1000 w Miami trwoniła przewagę i musiała grać tie-breaka. A przed nim szczęśliwi byli ci, którzy nie pamiętali, jak źle wiodło się Polce w poprzednich tie-breakach w tym roku. Psychologicznie to był istotny moment. I świetnie, iż Świątek go wygrała. Całe spotkanie skończyło się wynikiem 7:6, 6:1 dla naszej faworytki.
Siedząca na trybunach psycholog Daria Abramowicz aż wyskoczyła ze swojego miejsca i na stojąco oklaskiwała Igę Świątek, gdy ta po ponad godzinie gry w pierwszym secie potężnym serwisem wygrała tie-breaka 7-2. My też odtechnęliśmy, bo kilka minut wcześniej zamarliśmy, gdy przypomnieliśmy sobie o tym, iż jeszcze tydzień temu Iga nie miała żadnych szans w tie-breaku z Mirrą Andriejewą w półfinale Indian Wells. Przegrała go 1-7. Miesiąc wcześniej też nie miała nic do powiedzenia w tie-breaku z Lindą Noskovą w Dosze. Też przegrała aż 1-7. W styczniu w półfinale Australian Open przegrany przez Świątek tie-break bolał najbardziej. Bo oznaczał odpadnięcie o kroczek od finału po batalii z Madison Keys. Tam było 8-10 po pięknej walce, ale kto wie, czy nie z zadrą w sercu Igi, iż chwilę wcześniej miała meczbola i do tie-breaka mogło nie dojść. W każdym teraz razie, gdy Świątek zaczynała tie-breaka w meczu z Mertens, wszyscy którzy pamiętali przytoczone wyżej statystyki - włącznie z nami - musieli czuć dyskomfort.


REKLAMA


Zobacz wideo Kamery są prawie wszędzie. "Świątek będzie musiała się tłumaczyć"


Na szczęście Świątek po nierównym secie z falującą grą zmobilizowała się w decydującej rozgrywce się i pokazała bezdyskusyjną wyższość nad Belgijką. Tie-break wygrany przez Polkę okazale, dał jej sporo potrzebnej pewności siebie. W pierwszej partii Iga tę pewność gubiła. Prowadziła 2:0 i serwowała, ale dała się dogonić na 2:2. Prowadziła 5:2, ale znów dała się dojść, na 5:5. Dobre akcje przeplatała niewymuszonymi błędami. Nie trafiała pierwszym podaniem, momentami wyglądała tak, jakby jej brakowało energii. Na szczęście tie-break pobudził ją do lepszej gry.
Komentator ocenił Świątek. 5/10. No, może 6/10
Trudno zgadywać czy tie-break by ją podłamał, gdyby go przegrała. Na szczęście nie musimy tego robić. Po wygraniu tie-breaka i dzięki temu pierwszego seta, w drugim Świątek gwałtownie wyszła na prowadzenie 4:0. I już naprawdę kontrolowała mecz. Wygrała 7:6, 6:1 i teraz zagra w czwartej rundzie z Eliną Switoliną.
Ukrainka to rywalka z najwyższej półki. Jest inteligentna, sprytna i Polka na pewno pamięta, iż przegrała z nią w ćwierćfinale Wimbledonu w 2023 roku. Iga ma ze Switoliną korzystny bilans (2:1), ale w starciu z tą 22. tenisistką światowego rankingu na pewno będzie musiała zaprezentować się lepiej niż przeciw Mertens. Switolina wygląda w turnieju bardzo dobrze – w poprzednich rundach pokonała Belindę Bencić i Karoliną Muchovą. A Świątek? Po pokonaniu Caroline Garcii 6:2, 7:5 teraz na pewno też nie była najlepszą wersją siebie. - Mocno nieswoja jest Iga, też przygotowanie fizycznie dzisiaj w skali od zera do dziesięciu jest tak na piątkę, może szóstkę – oceniał w trakcie drugiego, już spokojnego, seta Bartosz Ignacik, który komentował mecz w Canal+.
Trudno nie odnieść wrażenia, iż najcenniejszym, co Świątek wyniesie z meczu z Mertens jest ten wygrany tie-break. Psychologicznie to istotny moment. To był dopiero drugi tie-break wygrany przez Igę w tym roku. Na sześć rozegranych. Na takie zwycięstwo Świątek czekała prawie trzy miesiące – od 4 stycznia, gdy w United Cup pokonała Jelenę Rybakinę 7:6 (7-5), 6:4.
Idź do oryginalnego materiału