Zwycięzca 379-kilometrowego Biegu Kreta Maurycy Oleksiewicz o trudach biegu

6 miesięcy temu
Zdjęcie: Zwycięzca 379-kilometrowego Biegu Kreta Maurycy Oleksiewicz o trudach biegu


Bieg kreta to najdłuższy bieg górski organizowany w Polsce. Jego dystans to 379 kilometrów i ponad 11 kilometrów przewyższeń. Dzisiaj mamy przyjemność porozmawiać ze zwycięzcą ostatniej edycji – Maurycym Oleksiewiczem, który zdobył sudecki trójkąt (Ślęża-Śnieżka-Śnieżnik) w 68 godzin. Maurycy oprócz ostatniego sukcesu może się też pochwalić zwycięstwami w biegach górskich na różnych dystansach, podczas wielu polskich imprez biegowych, jak np. Łemkowyna, Gorce Ultratrail, Ultrakotlina, a także naprawdę solidnymi życiówkami z biegów ulicznych sprzed wielu lat (m.in. maraton w 2:38).

Adam Stangreciak: Bieg niedawno się zakończył. Na pewno czujesz jeszcze jego trudy. Jak myślisz, kiedy jesteś w stanie wrócić do treningów po przebiegnięciu 379 kilometrów po górach?

Maurycy Oleksiewicz: Dziś mijają trzy dni po ujarzmieniu Kreta, wciąż mam solidny problem z napuchniętą łydką, czuję jakby miała eksplodować. Z powrotem do treningów na pewno nie będę się spieszył. Mikrourazów bankowo powstało mnóstwo, a układ neurologiczny musi odpocząć i to nie tylko kwestia odespania 3 zarwanych nocek (łącznie spałem zaledwie 15 minut). Jak tylko zagoją się nieprzyjemne odciski, to czeka mnie kilka kąpieli solankowych, a później delikatnie zacznę wprowadzać rower.

Czy to był główny bieg sezonu 2024? Czy stawiasz przed sobą jeszcze jakieś równie ambitne cele?

Tak, Bieg Kreta był głównym startem w tym roku i najtrudniejszym w mojej 15-letniej przygodzie z bieganiem. jeżeli powrót do sprawności będzie szedł pomyślnie, to zacznę rozważać kolejne starty, a może i własne projekty.

Kiedy padła decyzja o udziale w Biegu Kreta i kiedy rozpocząłeś trening pod te zawody? Czy wymagało to znaczącej zmiany w Twoich treningach?

We wrześniu zeszłego roku, gdy ukończyłem Główny Szlak Beskidzki (500 km z Bieszczad w Beskid Śląski), poczułem pustkę na mecie i zacząłem szukać nowego wyzwania. Wiedziałem, iż chcę celować w konkretne ultra i myślałem o kilku szlakach długodystansowych, jednak równocześnie korciło mnie, aby sprawdzić się w bezpośredniej wymiernej rywalizacji z innymi szaleńcami :). I wtedy przypomniałem sobie o kwietniowym trójkącie sudeckim i zapragnąłem spróbować sprostać takiemu wyzwaniu. Trening ukierunkowany pod Kreta zacząłem pod koniec listopada. Pod skrzydłami Darka Rewersa, który objął mnie swoją trenerską opieką, dokonała się prawdziwa rewolucja w moim dotychczasowym bieganiu. Schowałem dumę do kieszeni i zacząłem biegać powoli.

Czy jest to zmiana trenera skierowana pod kątem minionego wydarzenia, czy dłuższa współpraca? Czy oprócz zwolnienia (które musi być naprawdę trudne) rozbiegań/treningów zaszły jakieś istotne zmiany?

Decydując się na Darka, kierowała mną oczywiście jego wygrana w zeszłorocznym Krecie. Nie podjąłem jeszcze decyzji co do kontynuacji opieki, na razie odpoczywam i choćby nie myślę o nowych celach. Nie chciałbym zdradzać warsztatu od podszewki, nie czuję się do tego upoważniony. Mogę jedynie stwierdzić, iż zostały umiejętnie poukładane rozsypane puzzle, gdzie każdy dotyczył innego aspektu treningu pod długie ultra.

Jak istotny jest support w takim wyzwaniu i czy możliwe byłoby dotarcie do mety, korzystając tylko z punktów kontrolnych organizatora?

W sprzyjających warunkach pogodowych można ukończyć Kreta choćby w formule bez jakiegokolwiek wsparcia. Są przecież po drodze sklepy, schroniska i noclegi na prywatnych kwaterach. jeżeli chcemy walczyć o najwyższe cele, to na pewno warto zwiększyć swoje szanse, decydując się na korzystanie z regulaminowej pomocy. I tak mamy możliwość żywienia na bufetach organizatora lub własnych. Miałem tę sposobność, iż w moim klubie Szakale Bałut Łódź znalazło się aż trzech chętnych do pomocy kumpli, więc wynająłem kampera i pojechaliśmy zawalczyć o pełną pulę. Regulamin dopuszczał pomoc na całej trasie, dlatego wytypowałem kilka dodatkowych miejsc, gdzie mogłem zjeść i uzupełnić zapasy. Dzięki temu byłem spokojny, iż niczego mi nie zabraknie i nie musiałem targać na sobie ciężkiego plecaka.

Bieg Kreta dopuszcza możliwość supportowania w trakcie. Czy były jakieś odcinki, które przebiegłeś w towarzystwie Szakali?

Zające mogą towarzyszyć zawodnikowi do 50% objętości trasy. Nie wiedząc, jak mój organizm zacznie funkcjonować po 200 kilometrach biegu, ze względów bezpieczeństwa zdecydowałem skorzystać z tej możliwości za półmetkiem. Teraz z pozycji fotela widzę, iż nie było to niezbędne, bo zachowałem trzeźwość umysłu do samego końca i choćby lepiej od kolegów nawigowałem w terenie, ale nie miałem gwarancji, iż tak rzeczywiście będzie. Ich obecność z pewnością dodawała kolorytu, a rozmowy pozwoliły odciągnąć głowę od trudów wyzwania.

Twój bieg trwał 68 godzin, czyli prawie 3 doby. Czy miałeś na niego przygotowaną strategię (dotyczącą m.in. godzin snu/posiłków), jeżeli tak, to czy bardzo rozjechała się z rzeczywistością?

Oczywiście, miałem bardzo precyzyjną rozpiskę planowanych międzyczasów oraz miejsce na nocleg po drugim zmierzchu (drugi nocleg trzeciej nocy miał być spontaniczny). Zakładała ona stabilną pogodę i brak problemów w trakcie biegu. Nie było sztywnego planu B, a przy komplikacjach miałem zdać się na elastyczność i wykorzystywać dobrą znajomość trasy. Gdy mimo spokojnego tempa czułem trudy biegu już w okolicy Chełmska (140. kilometr), zdecydowałem kawałek dalej, iż złapię nieco snu wcześniej, niż planowałem, czyli już w schronisku w Batorowie (185 km). Zdawałem sobie sprawę, iż przy braku bezpośredniej rywalizacji może mi zabraknąć motywacji do osiągnięcia zakładanego czasu. Sytuacja w sobotę o świcie stała się w miarę klarowna i poczułem się „bezpieczny”, a jednocześnie przypałętał mi się dość silny przeciążeniowy ból w lewym podudziu. Oba te czynniki wpłynęły na moje przejście z trybu walki w tryb przetrwania i możliwie spokojnie oszczędzając nogę, zmierzałem ku mecie.

Klasyczne pytanie pt. mieszkasz w Łodzi, ale wygrywasz w biegach górskich. Czy podbiegi w lesie łagiewnickim to jedyna górska adaptacja? Jaki jest Twój nizinny sposób na biegi górskie?

Mam to szczęście, iż charakter pracy zawodowej, wyrozumiała żona i brak potomstwa pozwalają mi na częste wyjazdy w góry, chociażby na 1 dzień. Bieg górski biegowi górskiemu nierówny, a sposób treningu uzależniony jest od dystansu i charakteru trasy. Blisko 400-kilometrowy Kret jest wbrew pozorom bardziej biegowy niż chodzony (jak np. GSB) dlatego w przygotowaniach do niego nie kładłem dużego nacisku na siłę biegową. Ale do niemal wszystkich poprzednich startów, poza wspomnianymi wyjazdami w góry, wykorzystywałem w przygotowaniach bieżnię na siłowni.

Oprócz szybkiego biegania po górach, w Twoim profilu widzę też bardzo dobre czasy w biegach ulicznych. Jak wyglądało Twoje przejście z ulicy na asfalt?

Po 6 latach półprofesjonalnego startowania na ulicy straciłem z tego radość, zwyczajnie mi się to przejadło. Szukałem rozwiązania i przypomniałem sobie, jak mile wspominam te kilka obozów w Szklarskiej Porębie, gdzie biegając nie tylko po stadionie, ale i w terenie, czułem z tego wielką satysfakcję. Połączyłem kropki i stanąłem na starcie Maratonu Karkonoskiego. Jeszcze w 2016 roku musiałem zapłacić frycowe za brak pokory do gór, ale odrobiłem lekcję i po roku odniosłem na już nierozgrywanym niestety Karkonoskim swoje pierwsze górskie zwycięstwo. Gdy po kilku miesiącach wygrałem Łemko Maraton w Beskidzie Niskim, to już wiedziałem, iż to jest dalsza moja ścieżka.

Jaką najważniejszą radę miałbyś dla górskich debiutantów?

Mierzcie siły na zamiary, biegi górskie są wspaniałą odskocznią od startów ulicznych, ale wymagają uczciwego przygotowania. Skonsultujcie swoje pomysły z bardziej doświadczonymi znajomymi. Dbajcie o bezpieczeństwo własne i innych, wyposażenie obowiązkowe jest obowiązkowe i kropka – nie kombinujcie. Szanujcie przyrodę, bo w górach jesteście tylko gośćmi.

Idź do oryginalnego materiału