Zwrot ws. oszustw Norwegów! Po tym mogą się nie podnieść. "Przerażające"

20 godzin temu
Zdjęcie: Fot. Jakub Balcerski, Sport.pl


Thomas Thurnbichler już po konkursie na dużej skoczni podczas mistrzostw świata w Trondheim mówił o nieprzepisowych wiązaniach, których mogli używać norwescy skoczkowie, w tym Marius Lindvik. Teraz uzyskaliśmy nowe, przerażające informacje od producenta sprzętu, Petera Slatnara. - Na zdjęciach, które otrzymałem, są wiązania, których my nie wyprodukowaliśmy. I nie są zgodne z przepisami - ujawnia w rozmowie ze Sport.pl Słoweniec.
Niedługo po konkursie na dużej skoczni na MŚ norweskie TV2 uzyskało dostęp do zdjęć sprzętu, które według informatorów mają należeć do Mariusa Lindvika. "Na zdjęciu widać, iż lewa strona wiązania została zmodyfikowana i zeszlifowana, tak aby teoretycznie łatwiej było wywierać nacisk na zewnętrzną część narty. Ma to ułatwić uzyskanie płaskości nart, co jest korzystne dla utrzymania wysokości" - czytamy w artykule. Obawy co do wiązań norweskiego skoczka miały zgłosić Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) również inne kraje. Zdjęcie wnętrza wiązań można zobaczyć TUTAJ.


REKLAMA


O temacie szeroko wypowiadał się wówczas Thomas Thurnbichler, twierdząc, iż widział te zdjęcia, wie o sprawie i pewne podejrzenia ws. sprzętu Norwegów zgłaszał do FIS już wcześniej. - Poinformowaliśmy FIS, iż mamy podejrzenia co do czegoś, co nie jest zgodne z przepisami. To były drobne szczegóły, ale po raz pierwszy odkąd obejrzeliśmy nagranie z mistrzostw świata, mieliśmy dowód, iż coś jest nie tak - mówił Austriak dla TV2. Na koniec opowiadał tu o sprawie nagrań ujawnionych przez nas tuż przed konkursem na dużej skoczni w Trondheim, po którym zdyskwalifikowano Mariusa Lindvika i Johanna Andre Forfanga, a później zawieszono trenera Magnusa Breviga, dwóch członków jego sztabu - Adriana Liveltena i Thomasa Lobbena, a następnie kolejnych skoczków: Robina Pedersena, Kristoffera Eriksena Sundala i Roberta Johanssona. Teraz postanowiliśmy pociągnąć dalej wątek ewentualnych nieprzepisowych wiązań. I efekty są wręcz przerażające.


Zobacz wideo najważniejsze spotkanie za zamkniętymi drzwiami w Oslo. Oto kulisy


Producentem wiązań, których używa wiele reprezentacji w stawce Pucharu Świata, w tym Norwegowie, jest firma Slatnar. Jej szef Peter Slatnar w czasie, gdy wybuchł sprzętowy skandal i gdy zaczęły padać oskarżenia dotyczące wiązań używanych przez Norwegów, był na wakacjach. Teraz przyleciał jednak na zawody w Vikersund. Na norweskim mamucie najpierw oglądał, jak daleko na jego nartach lata Nika Prevc, która w ten weekend pobiła kobiecy rekord świata w długości lotu. Ale potem odpowiedział Sport.pl na pytania o wiązania Norwegów. Te, które widzimy na zdjęciu od TV2. I potwierdził to, co znalazło się w artykule TV2 i to, o czym mówił Thomas Thurnbichler. jeżeli słowa Slatnara są prawdziwe, to Norwegowie po wyjaśnieniu tej sprawy przez FIS i śledczych mogą się już nie podnieść.
Jakub Balcerski: (pokazuję Slatnarowi zdjęcie wiązań, które opublikowała TV2) Co powiesz na temat tych wiązań?
Peter Slatnar: Że nie są nasze.
Naprawdę?
- Tak, widziałem wiele zdjęć i jestem tego pewny.


Jest tam logo waszej firmy, to model wiązań, który wygląda tak jak te, które produkujecie.
- Wiem, to pokrywa wiązania. Partie z włókna węglowego są nasze. Ale reszta wiązania już nie. Są wykonane przez kogoś innego. Miałem okazję na nie spojrzeć. I to widać. Być może wykonała to inna firma, może ktoś konkretny. Ale nie my. Chcę o tym porozmawiać z dyrektorem z norweskiego związku.
Z Janem-Erikiem Aalbu? Stoi w mixed zonie (strefie dla dziennikarzy pod skocznią - przyp.). Ten pan w białej czapce i kurtce norweskiego związku. Możesz z nim później porozmawiać, jeszcze chwilę pewnie tu będzie.
- Byłoby miło. Porozmawiamy sobie.
(Sport.pl był świadkiem konfrontacji Slatnara z Aalbu w mixed zonie chwilę później)


Jan-Erik Aalbu, dyrektor norweskiej kadry (z lewej) i Peter Slatnar, producent wiązań ze Słowenii (po prawej) na skoczni w Vikersund Fot. Jakub Balcerski, Sport.pl


Powiedział w wywiadzie telewizyjnym, iż kupili te wiązania od nas. A my jesteśmy bardzo restrykcyjni, trzymamy się zasad FIS. Produkujemy wiązania i sprzęt dla wszystkich kadr. I produkujemy taki, który jest przepisowy. Bez tego ani rusz. Chcemy być niezależni, a nie wiązać się z niektórymi nacjami. choćby nie ze Słoweńcami. Jesteśmy poważną firmą. Nie możemy się zabawiać w taki sposób z naszymi pracownikami. To nie jest fair, to nie jest sport. To nie jest wbudowane w naszą kulturą. To u nas nie przejdzie.
Skoro te wiązania są nieprzepisowe to, w jaki sposób nikt nie został z nimi złapany, jeżeli używał ich podczas zawodów, a to jest sugerowane przez wiele osób? Przecież kontroler sprzętu Christian Kathol musi znać zasady. Wie, jakich wiązań się używa. jeżeli zauważyłby coś nielegalnego, to przecież powinien zdyskwalifikować kogoś, kto to ma.
- To dość trudne do uchwycenia. I w skokach narciarskich FIS ma wiele zasad. Wiele przepisów do przestrzegania i elementów do sprawdzania w kontroli sprzętu. Dużo do zrobienia, dużo do skontrolowania. Wydaje mi się, iż czasem nie myśli choćby o wiązaniach czy takich innych, niezbyt często sprawdzanych elementach sprzętu. To zresztą nie jest w porządku.
jeżeli jednak kontrolowałby właśnie wiązania, w taki sposób, jak powinno się to robić, zobaczyłby to?
- Powiem tak: sam wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Widziałem zdjęcia z niektórych kadr, które były do mnie wysyłane. I pytali mnie: to legalne, czy nie? Odpowiadałem pytaniem: skąd to macie? I dowiadywałem się, iż oni z tym skaczą. Nie miałem pojęcia. Ja też byłem tym absolutnie zaskoczony.
A to przecież także złe dla waszej firmy. Skaczą z nazwą "Slatnar" na pokrywie i w świat w przypadku oszustw idzie przekaz, iż to wasza robota. Oni sami mówią, iż to od was kupili. Pan się z takim działaniem pewnie nie zgadza, prawda?
- Dzięki Bogu, iż te fałszywe wiązania są zrobione zupełnie inaczej niż nasze.


To łatwo udowodnić, wyjaśnić?
- Każdy człowiek zobaczy sporą różnicę w tym, jak zostały wykonane.


A możesz wyjaśnić, o co dokładnie chodzi? Dzięki czemu konkretnie one są nieprzepisowe? Co robią inaczej w tych wiązaniach?
- Przynajmniej na ten moment nie chciałbym o tym dużo mówić i wyjaśniać. Pozostanę trochę z boku. Ale gdybym miał to wyjaśniać jakimś prawnikom czy w sądzie, zrobię to. Chyba nie potrzebujemy z tego robić wielkich scen, jak z tego oszustwa z kombinezonami. Nie potrzebujemy kolejnego powodu do wstydu w skokach.
I tak powiedziałeś dużo w tak ważnym temacie, który już wcześniej pojawił się w mediach, więc myślę, iż nie unikniemy sporego zamieszania. To może być też częścią śledztwa.
- I jeżeli tylko badający tę sprawę do mnie trafią, to powiem im, jaką różnicę widzę w moich i tych wiązaniach. I jak funkcjonują.
A oszukiwanie zasad w tym przypadku mocno się różni od tego w przypadku sznurka w kombinezonach?
- To nie daje takich samych efektów. Nie takie duże. To jest przewaga nad innymi, może na mamucie np. dwa-trzy metry, ale to w tej chwili spekulacje. Z mojej strony, to i tak bardzo dużo, pracujemy nad detalami. Ale ogółem to nie jest duży zysk. Ale pytanie np.: ilu skoczków tego używało? Tylko jeden zawodnik czy cały zespół? Na to trudno na razie odpowiedzieć.


Jak często słyszy pan, iż zawodnicy idą do kontroli bez nart?
- Czasem kontroluje się narty. Rzadko, ale się zdarza. Jeszcze rzadziej wiązania. Bardzo rzadko. To ze względu na zaufanie, bo kontroler widzi pokrywę z naszym logo. FIS ma do nas ogromne zaufanie. Ale nie możemy nic zrobić, gdy ktoś używa tylko naszej pokrywy. Wiązanie robi po swojemu, a przykrywa to pokrywą z oznaczeniem naszej firmy. Byłem bardzo, bardzo zaskoczony, widząc te zdjęcia.
Kiedyś pan już tego doświadczył - iż ktoś robił wiązania na własną rękę i sugerował, iż to wasze?
- Nie, nigdy do tego momentu. Czasem robili pewne usprawnienia, modyfikowali je zgodnie z zasadami. I nie tak brutalnie, nie w taki sposób. To znacznie poza zasadami. To nie wygląda dobrze. I nie jest dobre dla skoków narciarskich.
Kiedy teraz rozmawia pan tu ze wszystkimi pod skocznią, to częściej o sprzęcie czy jednak o sporcie?
- W sumie nie chcę wiele mówić o sprzęcie i tym skandalu, bo uważam, iż powinniśmy się skupić na sporcie: on jest piękny. Staramy się poruszać tematy wyników i wszystkiego, co zwykle jest w naszych rozmowach. Ale naturalnie przychodzi temat i tych manipulacji, bo sport jest z nimi powiązany. Cierpi na tym wizerunek dyscypliny i wszystkich z nią powiązanych. Wyniki nagle się nie liczą. To nie fair dla kibiców i zawodników. Oni skaczą i chcą rywalizować w sprawiedliwych okolicznościach. Mam jednak nadzieję, iż ci, którzy oszukiwali, poniosą konsekwencja takich działań. I iż śledztwo wszystko wyjaśni. Nasza firma jest gotowa składać wyjaśnienia. Możemy pokazać, co i jak produkujemy. Po tym wszystko będzie jasne.
Czy na podstawie zdjęć ze skoczni i np. z zapisu telewizyjnego zawodów można zobaczyć, które wiązania były używane podczas danego konkursu?
- Na profesjonalnych i takich, które już były przesyłane wszystko widać. Serwismenie i specjaliści od sprzętu rozpoznają je bardzo łatwo. Zwłaszcza gdy wiązania są bez pokrywy. Widać, iż w środku jest coś innego. Na takich z TV? To nie będzie tak widoczne, ale przez cały czas da się je rozpoznać, tak myślę. Może w locie. Tam widać trochę więcej.


Do protestów dotyczących konkretnych zawodów trzeba byłoby jednak wiedzieć, kiedy te bardziej profesjonalne i ujawniające wnętrze wiązań były wykonane i udowodnić to, prawda?
- Tak. Ale to, co jest w środku, jest naprawdę nietypowe.
Idź do oryginalnego materiału