Żużel. Widziane zza Odry. O Heńku, co jechał za milion i licencjach z nowotworem (FELIETON)

4 godzin temu

Jesteśmy trochę za połową listopada i już kibice wiedzą w jakich klubach pojawią sią w przyszłym sezonie ich bohaterowie czarnych torów. Pytanie rodzi się tylko jedno. Czy aby kluby, w których ich pupile mają startować nie znikną niedługo z żużlowej mapy Polski? A zniknąć, wedle regulaminu i zdrowego rozsądku, powinny. Chyba, iż ktoś, kto zarządza polskim żużlem i klubami robi sobie po prostu z obowiązujących przepisów, zawodników i – co gorsza – kibiców płacących za bilety, pisząc otwarcie, jaja.

Wedle przepisów, na których nie ukrywam do końca się nie znam, istnieje jakiś tam zapis, iż do dnia tego i tego kluby winny być z zawodnikami i urzędami rozliczone, aby móc starać się o licencję. I co? Przepisy jedno, życie drugie, a trzecie to to, iż w ciemno obstawiam, iż wszystkie kluby, pomimo iż niektóre z nich nie tkwią, a toną w długach niczym Titanic w 1912, licencję zobaczą.

Weźmy ot taką Krajową Ligę Żużlową. Po terminie swoich zobowiązań uregulowanych nie miały kluby choćby z Gniezna, Piły czy Opola. Nie stoi to jednak na przeszkodzie, aby mając zadłużenie za poprzedni sezon, wszem i wobec ogłaszać zawodników, przepraszam, „frajerów” na kolejny rok startów. Frajerzy, bo dobrowolnie godzą się narażać swoje życie, aby wynagrodzenie w dużej części otrzymać w ostatnim kwartale przyszłego roku. To w optymistycznym wariancie. Jest też wariant pesymistyczny. Jaki? Ano taki, iż nie brak średnio rozgarniętych zawodników, którzy podpiszą papier, iż kasę niby dostali, a z prezesem zostanie zawarta umowa, na mocy której klub zobowiąże się do zapłaty za starty w okresie 2024 załóżmy do czerwca 2025. Nie wspominam już o tym, iż obaj podpisujący ugodę poświadczają nieprawdę. Klub później wszem i wobec ogłasza, że jego działacze są bohaterami, bo po czasie uregulowali wszystkie zaległości. Nie, nie uregulowali! Ugoda na spłatę zobowiązań nie oznacza, iż ich nie ma. Nic to. Komisja licencyjna papiery przejrzy, w teorii zawodnik ma kasę, w praktyce lewoskrętny skamle u sponsora na chleb, ale najważniejsze, iż na kolejny sezon „nowotwór” pod nazwą stabilność finansowa został opanowany.

Żużel. Jasiński skończy z żużlem? „Czekam na rozwój wypadków” – PoBandzie – Portal Sportowy

Żużel. Wzmocniona Sparta zagrozi Motorowi? Nie ma wątpliwości! – PoBandzie – Portal Sportowy

Żużel. Przedpełski mówi o transferze do Stali. Dlatego wybrał Rzeszów (WYWIAD) – PoBandzie – Portal Sportowy

I tak z roku na rok, aż w końcu to, niestety mili Państwo, kiedyś pieprznie i „nowotwór” doprowadzi dyscyplinę do śmierci. Najbardziej zabawne jest to, iż obok wspomnianych, najuboższych klubów mamy ekipy Landshut i Daugavpils, które płacą w terminie, ale awansować wyżej nie mogą. Może ktoś mi sens tego wytłumaczy? W NBA gra kanadyjskie Toronto Raptors i nikogo to nie boli. Słusznie zapytał mnie jeden z prezesów, który ładuje swoją kasę w zabawę pod tytułem żużel: „Panie Łukaszu, niech Pan mi wyjaśni, dlaczego ja działam zgodnie z regulaminem i do końca miesiąca spłacam zawodników. Inni tego nie robią, pozawierają ugody, wyr****** zawodników i na koniec też licencję dostaną?!”.

Prezes Polonii Piła na łamach jednego z portali postulował, aby termin rozliczeń wydłużyć. Ma rację, najlepiej rozliczajmy się do połowy sezonu 2028. Piszę to złośliwe, ponieważ ów prezes przystępując do rozgrywek ich regulamin akceptuje, a w nim jasno jest ujęte do kiedy ma się z zawodnikami rozliczyć. Ci, co nie płacą regularnie mówią, iż zawodnicy winni, bo za duże żądania. Wyjście jest proste. Dogadać się, trzymać jednolite stawki albo zamknąć ligę na rok. „Mamy w Ekstralidze tak, iż zawodnik dostaje milion w najbiedniejszym kraju gospodarczym, a za to objedzie jeszcze trzy ligi”. Tak mówił mi jeden prezesów w wywiadzie, po którym mój telefon rozgrzał się do czerwoności. Nic prostszego. Był lockout w NBA i koszykówka przeżyła. Może być i w żużlu. Zawodnicy gwałtownie by oprzytomnieli. Nie przeżyłaby jednak przerwy w rozgrywkach spora grupa działaczy, która z kierowania klubami nieźle żyje, a poza średniej jakości prezesowaniem nie ma do czego wracać.

No i kwestia następna audyty. Nad tym gorzowskim pastwić się nie zamierzam. Ma się ostatecznie ukazać 25 listopada. Znaczy tyle, iż przed czarnym piątkiem będzie gorzowski czarny poniedziałek. Z niecierpliwością czekam na jego wyniki, a szczególnie na kwestie pewnych zakupów, o których plotkuje się coraz głośniej. Wróble ćwierkają ponoć, że nie wszystko było takie tanie, jak być w zakupie mogło.

Na czym polega audyt w firmie? – To kompleksowe badanie, które ma na celu ocenę różnych aspektów działalności przedsiębiorstwa, w tym zgodności z przepisami prawa, efektywności operacyjnej oraz stopnia realizacji założonych celów strategicznych – tak mówi pierwsza z brzegu definicja w Google. Czekam zatem z niecierpliwością na komunikat, iż wszystkie kluby Ekstraligi po wnikliwej analizie niezależnego, podkreślam, audytora mają wymaganą efektywność operacyjną i gwarantują stabilne funkcjonowanie w okresie 2025. Dla mnie osobiście trudno za audyt z prawdziwego zdarzenia uznać sprawdzanie wyłącznie rozliczeń z zawodnikami i paroma urzędami państwowymi i na tej podstawie określenie „kosmicznej” wręcz efektywności finansowej spółki. Tak, piszę tu o Gorzowie, to nie pomyłka. Wiadomo, iż zobowiązania są tam większe, aniżeli 4,5 miliona, które musiało zostać zapłacone, aby stanąć w ogóle do procesu licencyjnego. Pytanie, jak z reszty zobowiązań wyjść i znaleźć drogę na finansową prostą. Uśmiałem się do łez czytając o renegocjacjach umów z zawodnikami.

– Heniek, masz jechać za milion, nie za półtorej, bo musimy pokazać oszczędności.

– Ok, ale te pół to dostanę od sponsora prawda?

– Prawda.

Niewykluczone, iż powyższy scenariusz, choć fikcyjny, w pewnych przypadkach jest prawdziwy. Także stety lub nie dla mnie te audyty to audyty widmo, które w żaden sposób nie oddają sytuacji finansowej paru klubowych spółek. Tyle. Swoje zdanie mogę mieć.

Żużel. Prezes mówi wprost! „Wiele klubów jest w d****. Powinny być wyrzucane z ligi!” – PoBandzie – Portal Sportowy

Chwała wielka paru zawodnikom, którzy mieli po raz pierwszy „cojones” w spodniach i złożyli odpowiednie pisma do GKSŻ o zaleganiu z płatnościami przez ich byłych pracodawców. W końcu Panowie żużlowcy zaczynają dbać o swoje interesy i nie wszyscy ochoczo łapią za długopis, aby podpisywać jakieś dziwne ugody, aby tylko zadłużony klub udawał przed centralą, iż jest w doskonałej kondycji finansowej. Żeby było ciekawiej, co niektórzy prezesi jak usłyszeli, iż zawodnicy ich pozgłaszali, to chwycili za telefony i obrobili im tyłki u potencjalnych nowych pracodawców. Chcesz swoją kasę? To klubu niewdzięczna „łajzo” już nie znajdziesz, moja w tym głowa. W pełni podpisuję się również pod wnioskiem red. Sierakowskiego, aby jak najszybciej dodać kolorytu dyscyplinie, jak choćby w NBA, upubliczniać budżety klubów, zarobki zawodników, jak i tych, którzy ligami zarządzają…

Co mnie jeszcze ubawiło? Ma się niby odbyć spotkanie przedstawiciela Discovery z polskimi władzami i ma być „opr”za brak „dzikiej karty” dla polskich zawodników. Oby tylko przed poniekąd słusznym „opr” nie padło pytanie: „Panowie dżentelmeni, zanim o kartach, powiedzcie tak szybciutko, gdzie walizka z naszą kasą za gorzowską rundę Grand Prix?”. Na zachodzie umowy w przeciwieństwie do naszego środowiska wśród dżentelmenów zobowiązują.

Na koniec polska kinematografia i pamiętna scena. Wszak „Nikodemów” w polskim żużlu sporo.

Idź do oryginalnego materiału