Za kilka dni minie rok od fatalnego w skutkach wypadku Maxa Dilgera, niemieckiego zawodnika, który w swojej karierze reprezentował barwy między innymi polskich klubów z Łodzi, Piły czy Rawicza. W 2024 roku wraz z reprezentacją Niemiec wygrał zawody Speedway of Nations na długim torze. W wyniku wspomnianego zdarzenia we francuskim Morizes doznał licznych złamań oraz uszkodzenia kręgów piersiowych. w tej chwili Max walczy nie na torze, a w domu o powrót do jak najlepszej fizycznej sprawności. O wypadku, walce o powrót do zdrowia oraz planach na przyszłość w poniższej rozmowie z byłym żużlowcem angielskiego Peterborough.
Max, na wstępie, z góry dziękuje za to, iż zgodziłeś się porozmawiać. Domyślam się, iż pewne pytania nie będą dla Ciebie najłatwiejsze w odpowiedzi. Niedługo minie rok od Twojej kontuzji. Możemy wrócić do momentu parę sekund po pechowym upadku? Jakie myśli miałeś wtedy w głowie?
Tak Łukasz, możemy. Godząc się na rozmowę, a trochę się znamy, na łatwiznę się nie szykowałem (śmiech – dop.red). To miały być normalne zawody jakich odjeżdża się wiele. Po prostu kolejne. Stało się tak, a nie inaczej. Na pytanie mogę odpowiedzieć ponieważ nie straciłem przytomności po wypadku. Pamiętam, iż leżałem w połowie pod dmuchaną bandą, a ludzie wokół, aby mi pomóc chcieli mnie wyciągnąć. Pamiętam jak krzyczałem głośno, aby nikt mnie nie ruszał i na tym głównie skupiały się wtedy moje myśli.. Doskonale sobie zdawałem sprawę, iż może się wydarzyć tak, iż chcąc pomóc przypadkowo wyrządzą mi większą szkodę.
Żużel. Co z Unią po zatrzymaniu prezesa? Klub zabiera głos! – PoBandzie – Portal Sportowy
Żużel. Sensacyjne nowe doniesienia ws. prezesa Unii! „Może być mózgiem całej operacji” – PoBandzie – Portal Sportowy
Żużel. 18-latek bohaterem finału i całej Piły! Wychował go Jankowski, będzie trzymał gaz na full! – PoBandzie – Portal Sportowy
Towarzyszący ból musiał być, pisząc delikatnie, bardzo dokuczliwy…
Uczucie było, powiem Ci, po prostu okropne. Wiedziałem, iż nie mogę ruszać nogami, a do tego towarzyszący ból był nie do zniesienia. Prawie trzy godziny czekałem na helikopter i na otrzymanie adekwatnych środków przeciwbólowych ponieważ na początku pojawił się zespół medyczny z niewłaściwą karetką. Dla mnie ten czas to były wtedy, uwierz, wieki. Po prostu wieki. Towarzyszącego bólu nie jesteś w stanie sobie wyobrazić.

Wrócę jeszcze raz do pytania o to, co się dzieje w głowie sportowca w momencie, kiedy dzieją się takie rzeczy.
Na to Ci teraz nie odpowiem, bo trudno opisać to, co się wtedy dzieje. Z perspektywy czasu wydaje mi się, iż ja przez długi czas byłem po prostu w jakimś szoku. Zostałem przetransportowany do szpitala w Bordeaux, od razu na stół operacyjny i lekarze starali się zrobić co w ich mocy. W takich momentach jest chyba, wiesz, szok a nie jakiekolwiek myślenie. Tak mi się wydaje. Wyprzedzając Twoje pytanie, powiem Ci, iż te pierwsze dni po operacji były okropne. Dotyczy się to tak samo fizyczności organizmu, jak i psychiki. Do tego wszystkiego nie mogłem ani zbytnio jeść, ani przyjmować płynów. Nie chcę choćby myślami teraz do tego zbytnio wracać.
Niedługo minie rok od tamtego nieszczęśliwego zdarzenia. W twoich social mediach parę dni temu pojawił się filmik, na którym można zobaczyć postępy w rehabilitacji i Twoją walkę o powrót do zdrowia.
Tak. Pomimo tego, co mi się przytrafiło, wciąż każdego dnia walczę i staram się nad sobą pracować. Co najważniejsze, w tej walce każdego dnia są widoczne postępy. Nie poddaję się.
MAXA DILGERA MOŻECIE WESPRZEĆ TUTAJ
Zdrowy człowiek nie jest w stanie sobie raczej wyobrazić, iż z sekundy na sekundę jego życie może ulec zmianie o 180 stopni. Dla czynnego sportowca znalezienie się nagle po tej drugiej stronie „życia” to tym bardziej niełatwa sprawa. Z pewnością przez te miesiące bywały momenty, w których chciałeś się w swojej walce poddać.
(cisza – dop.red.). Odpowiem tak. Nikomu nie życzę tego całego bólu i wewnętrznego uczucia, które temu wszystkiemu towarzyszy. Myślę, iż dla zwykłej osoby, której nieszczęście nie dotknęło, wykracza to poza granice wyobraźni. Będę szczery. Było wiele momentów przez ten rok, w których prawie się poddałem. To nie były fajne chwile. W tych najgorszych jakoś się z demonami byłem w stanie uporać, leżałem i próbowałem ruszyć nogami do momentu, w którym po prostu się wyczerpałem. Na początku, wiesz, było zdecydowanie najgorzej, ale tak naprawdę teraz wcale nie jest dużo łatwiej, bo nic już w moim życiu nie jest takie, jak było przed wypadkiem.

Wracasz Max w myślach do swojej żużlowej kariery?
Będę z Tobą całkiem szczery. Staram się w ogóle nie myśleć o żużlu, ani tym bardziej o mojej karierze. Powiem Ci więcej. Nie byłem od wypadku w swoim warsztacie… Skupiam się tylko na swojej codziennej rehabilitacji.
Zaraz po Twoim wypadku ruszyła internetowa zbiórka i trzeba przyznać, iż kibice okazali się hojni.
Tak. Jeszcze raz wszystkim tym, którzy mi pomogli bardzo, ale to bardzo dziękuje za wsparcie finansowe. Wszystkie środki poszły na moją terapię. Jestem bardzo wdzięczny również za wszystkie wspaniałe gesty w stosunku do mnie czy wiadomości. Nie na wszystkie reagowałem tak, jak choćby na Twoją sprzed roku, ale proszę o zrozumienie tamtej sytuacji. Jeszcze raz wszystkim za wszystko dziękuje. Generalnie z życia publicznego się mocno wycofałem. Uczciwie – to jest dla mnie po prostu trudne.

Słowo żużel wymazujesz ze swojej pamięci?
Nie Łukasz. Kochałem ten sport i kocham dalej. Tu się nic nie zmieniło. Ryzyko istnieje przy każdym wyjeździe pod taśmę. Osobiście mam tylko nadzieję, iż zmienią się w tym sporcie standardy bezpieczeństwa. Myślę, iż banda dmuchana też nie do końca bezpieczeństwu zawsze służy. Motocykl uderzył w bandę dmuchaną, uniósł ją, a ja poleciałem pod nią w drewnianą bandę. Myślę, iż trzeba coś jeszcze udoskonalić na taką okoliczność.
Jest opcja, iż Max Dilger pojawi się jeszcze w żużlu, ale w innej już roli?
Na razie jest ciężko i nie wybiegam aż tak daleko. Nie mam konkretnych planów na swoją przyszłość. Codziennie wstaję, ćwiczę od trzech do pięciu godzin bez względu czy mam danego dnia na to ochotę, w jakim stanie się znajduję itd. Po prostu to robię z wiarą mniejszą czy większą, iż będzie coraz lepiej.
MAXA DILGERA MOŻECIE WESPRZEĆ TUTAJ
W tym sezonie podobnej kontuzji uległ Daniel Kaczmarek…
Wiem i bardzo mi przykro. Znamy się. Mam wielką nadzieję, iż daję swoją codzienną walką Danielowi choć odrobinę motywacji i siły w walce o zdrowie i walce z mrocznymi momentami, bo takie nam niestety towarzyszą.
Max, jeszcze raz dziękuję za szczerą rozmowę.
Dziękuje Ci za pamięć. Przy okazji pozdrawiam kibiców i jeszcze raz dziękuje za wszelką pomoc.
Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA