Dokładnie 62 lata temu na świat przyszła duńska legenda czarnego sportu – Jan Osvald Pedersen. Zawodnik ten zdołał zrealizować swoje marzenie, zostając w 1991 roku indywidualnym mistrzem świata.
Początki Duńczyka z żużlem były bardzo ciekawe. Szybciej zaczął on dosiadać inne maszyny. Styczność z motoryzacją miał od najmłodszych, a pierwszy motocykl musiał konstruować mu dziadek, gdyż Jan był… bardzo niski.
– Pamiętam, iż miałem trzy lata, gdy jeździłem już sam małym ciągnikiem, choć wiem, iż brzmi to nieprawdopodobnie. Gdy miałem cztery i pół roku, prowadziłem fiata 500, takiego bez dachu i drzwi. W wieku lat sześciu miałem swój pierwszy motorek, który musiał dla mnie zbudować dziadek, ponieważ byłem bardzo mikrego wzrostu. Mieliśmy niewielką farmę warzywną i tam też powstał mały tor, na którym zacząłem swoje treningi. Po raz pierwszy, tak na poważnie, ścigałem się na torze w Fjelsted, gdy miałem trzynaście lat, czyli w 1976 roku – wspominał niegdyś dla nas były żużlowiec.
TU PRZECZYTASZ DUŻĄ ROZMOWĘ Z JANEM O PEDERSENEM
Żużel. Spięcie Stali i Falubazu! Jedni okleili busa, drudzy wysyłają fakturę!
Na stałe w kartach historii zapisał się w 1991 roku. Wtedy to na torze Goeteborgu został najlepszym zawodnikiem świata. Czasu do świętowania nie miał dużo, gdyż w następnych dniach miał przed sobą masę obowiązków.
– Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. W dniu imprezy zostałem w domu pod Göteborgiem, ale miało to swoje pewne uzasadnienie. Poprzednie dwa finały odbyły się beze mnie. W 1989 roku, pięć dni przed turniejem w Monachium, odniosłem kontuzję. W 1990, przed finałem w Bradford, historia się powtórzyła, tylko iż dziesięć dni przed rywalizacją. Tym razem postanowiłem nie kusić losu. Zostałem w domu. Na stadion pojechali moimi mechanicy – John Olsen i Hans Rosendal. Silniki były przygotowane na finał od Otto Weissa. Ja w samotności szykowałem się mentalnie. Na stadion dotarłem dopiero półtorej godziny przed zawodami. Zawody wygrałem i zaczęła się niesamowita radość, ale jednocześnie szaleństwo z przemieszczaniem się. Pędziłem prosto ze stadionu na prom, który o północy odpływał do Danii. Następnego dnia miałem duńską Superligę w Saeby. A na promie tłum fanów i było fajnie, lekkie świętowanie tytułu. Wtedy też zaczęło do mnie docierać, iż jestem najlepszym żużlowcem świata. Do hotelu wpadłem o 4 nad ranem. Przespałem się i pojechałem na mecz, który zaczynał się o 12. Po spotkaniu miałem zamówiony prywatny czarter, którym dostałem się do Odense, gdzie z kolei byłem gościem duńskiej telewizji w programie emitowanym na żywo – wspominał nam Duńczyk
Żużel. PSŻ kończy budowę składu! Dwie nowe twarze w zespole
Pod koniec lat 80. Dania dysponowało jedną z najsilniejszych kadr w historii. Niektórzy uważają, iż silniejszej drużyny nigdy nie było. Podobnego zdania jest dzisiejszy solenizant, który był członkiem tej rewelacyjnej ekipy.
– Tak, to nie ulega żadnej wątpliwości. Mieliśmy zespół, w którym każdy był gwiazdą i byliśmy piekielnie silną ekipą na torze. Jeździliśmy jeden za wszystkich, wszyscy za jednego – stwierdził.
Solenizantowi życzymy wszystkiego najlepszego. Tillykke med fødselsdagen, Jan!
REKLAMA, +18