Żużel. Niewygodna statystyka Pedersena! Jest niechlubnym rekordzistą!

3 godzin temu

Spadek do niższej ligi zawsze jest ogromną porażką dla wszystkich ludzi związanych z klubem. Przez lata niektórzy żużlowcy otrzymywali łatkę zawodników, z którymi degradacja staje się bardzo prawdopodobna. Nie zawsze była to ich wina, jednak statystyki bywają bezlitosne.

W ostatnich sezonach za „talizman” spadku uchodził Andrzej Lebiediew, który nie zdołał utrzymać kolejno ROW-u Rybnik, Wilków Krosno oraz Unii Leszno. Złośliwi twierdzili, iż podobnie będzie w Gorzowie, ale Stal ostatecznie rzutem na taśmę uniknęła degradacji do Metalkas 2. Ekstraligi. Jest jednak żużlowiec, który z najlepszą ligą świata żegnał się aż sześciokrotnie. Często pomimo fantastycznej dyspozycji wybierał zespoły, które nie były w stanie utrzymać poziomu sportowego. Mowa o Nickim Pedersenie.

Trzykrotny mistrz świata rozpoczął drogę do tego niechlubnego rekordu już w 1999 roku, podczas swojego pierwszego sezonu w Polsce. Start Gniezno, dla którego wtedy występował spadł z ówczesnej pierwszej ligi. Był to sezon przed wprowadzeniem trzech poziomów rozgrywkowych, dlatego klub pozostał w 1. lidze, ale stała się ona już zapleczem elity.

W latach 2001–2003 Pedersen mógł uchodzić za talizman awansów. Z jego pomocą Gdańsk, Zielona Góra oraz Rybnik wywalczyły promocję do Ekstraligi. Po awansie jednak Pedersen i owe kluby nie kontynuowali współpracy. Duńczyk wrócił do Falubazu na dwa sezony (2004–2005). W 2005 roku, mimo iż dwa lata wcześniej stał się indywidualnym mistrzem świata, nie zdołał uchronić zespołu przed spadkiem i ponownie musiał zmienić klub, by pozostać w elicie. Następne lata były najlepszym okresem jego kariery prezentował kapitalną formę i należał do ścisłej światowej czołówki, często będąc choćby numerem jeden na całym globie.

Żużel. Tungate i Lidsey jak… Sullivan oraz Doyle?! Prezes Włókniarza o transferach

Żużel. Grand Prix poza Europą już w 2027?! Trzy kraje zainteresowane

W 2012 roku sensacyjnie przeniósł się do beniaminka z Gdańska. Wybrzeże potrzebowało wyrazistego lidera i kogoś, kto przyciągnie kibiców na stadion. Pedersen dominował w lidze, osiągając średnią 2,605 pkt/bieg. Mimo jego znakomitej jazdy zespół nie stanął na wysokości zadania i spadł z Ekstraligi. Rok później historia powtórzyła się w Rzeszowie. Na Podkarpaciu pamiętano świetne występy Nickiego z sezonów 2006–2007 i również tym razem Duńczyk nie zawiódł, ale reszta drużyny ponownie nie dała rady. Nastąpił czwarty spadek w jego polskiej karierze.

Żużel. Łaguta zaskakuje! Chodzi o kontrakt w Sparcie!

Później nadszedł spokojniejszy okres. Pedersen trafił do Leszna, gdzie ścigał się przez cztery sezony. W 2018 roku, jako zawodnik Unii Tarnów, mimo dobrej formy indywidualnej ponownie doświadczył spadku, który był już jego piątą degradacją. Gdy wydawało się, iż jego kariera w Ekstralidze dobiegła końca, zadzwonił prezes ROW-u Rybnik, Krzysztof Mrozek. Pedersen spróbował raz jeszcze, ale sezon okazał się nieudany. Zespół spadł z elity, a sam Nicki zaprezentował się ze słabej strony. Popadł w konflikty w drużynie i wzbudził dyskusję o zasadności swojego powrotu. Degradacja z Rybnikiem była jego szóstą w historii startów w Polsce.

Przypadek jednego z najwybitniejszych żużlowców w historii pokazuje, iż speedway mimo mocno indywidualnego charakteru pozostaje sportem drużynowym. Jedna gwiazda nie zagwarantuje utrzymania, o czym boleśnie przekonały się kluby zatrudniające Pedersena. Duńczyk najczęściej nie był winny tym spadkom — punkty zdobywał regularnie, ale reszta zespołu „zawalała”. Mimo to pozostaje niechlubnym rekordzistą pod tym względem.

Idź do oryginalnego materiału