Bunt „bandy czworga” w Poznaniu. Rozeszło się po kościach. Temat zamieciono pod dywan, a „buntowników” wspaniałomyślnie nie ukarano. A niby za co? Że dbali o swoje kości i zdrowie? Ostatnio „foch” Wadima i Gleba w Danii. Ten zaś, „chwilę” później, paradoksalnie, zakończył dzwon Czugunowa w Rybniku na stole. To z jednej mańki. Zawodnicy zaczęli się buntować. Przed sezonem. Zwykle trzymam ich stronę w takich „akcjach”, choć wiem, iż to niebezpieczny trend.
Bywa, iż ten bądź ów przed słabo opłacanymi zawodami o kawałek szkła i uścisk dłoni, zobaczą trudny tor i profilaktycznie… zbierają chętnych do strajku. Koniec końców powinien decydować mądry, roztropny, fachowy arbiter z charyzmą, jak kiedyś choćby Roman Cheładze. Ale skąd takich brać? W 9 na 10 przypadków rajderzy mają rację. Tylko ruszyła liga. Dziengi na torze. Kto by się tam burzył o takie „bzdury” jak bezpieczeństwo. Ten dziesiąty, naciągany przypadek, to wciąż margines. Nomen omen… niebezpieczny margines. Tor wymagający ale pozwalający się ścigać, a tu… bunt. Potem w zawodach „wyższej rangi finansowej” przychodzi ścigać się o kaskę na błotku i pan zawodnik ma problem. Nie wie. Nie umie. Nie ćwiczył. Gubi się. Jest jak dziecko we mgle. To jednak inna historia.
Żużel. Doyle wyszedł ze szpitala. Są nowe wieści, kontuzja odnowiona! – PoBandzie – Portal Sportowy
Żużel. Świącik o zachowaniu Madsena. Pisze o… prowokowaniu! – PoBandzie – Portal Sportowy
Z drugiej mańki sami rajderzy proszą o nieszczęście. Doyle po dzwonie na Narodowym, z całą pewnością połatany i naszprycowany, ale nie zdrowy – wyjeżdża w lidze narażając kolegów i… zalicza kolejny dzwon. Splot nieszczęśliwych okmoliczności? Być może. Znam legendy o krwi wylewanej z żużlowego buta po zawodach. Znam przykłady ścigantów poruszających się po parku maszyn o kulach, a potem wsiadających na rumaka i gnających w wyścigu po… na właśnie. Po co?
Sława, kasa, adrenalina? A może „specjalna” prośba nie do odrzucenia towarzysza Prezesa? No bo wicie, rozumicie. Ja tego nie rozumiem. I nie rozumiem jak można w majestacie prawa do takich rzeczy dopuścic. Że medyk podbił papierek? Na ponowny egzamin z nim. Jak z prawem jazdy za przekroczenie. Nie trzeba studiów żeby rozumieć, iż skoro proces gojenia ma trwać 4 tygodnie do zaleczenia, a ścigant po ledwie kilku dniach startuje w zawodach, to ktoś tu ewidentnie kręci. To bardzo niebezpieczna „zabawa” i żadne naciski nie powinny przekonać ani jednego felczera do złożenia podpisu pod zgodą. Ale bywają ulegli. Judaszowe srebrniki? Możliwe. Siła perswazji? A jakże. Lokalny „układ” albo „miłość” medyka do klubu? No pewnie. W końcu on niczym nie ryzykuje. W odróżnieniu od rajdera i jego kumpli narażanych dodatkowo przez durnego, nieodpowiedzialnego koleżkę. Do zmiany. Pilnej poprawy. Takie historie są, były i będą niedopuszczalne.
Do kompletu mamy kolejny kwiatek. W końcu wiosna. Tenże, to totalny brak wyobraźni i odpowiedzialności w federacji. Gęby się zmieniają (rzadko, bo rzadko ale jednak), a metody te same. Rozumiem reprezentację czy reprezentantów Polski w konkretnych zawodach, wysłanych przez federację z „opiekunem logistycznym”, fizjoterapeutą dbającym o stan mięśni i psychologiem zajmującym się stanem uduchowienia – to byłaby w świetle żużlowej praktyki – przesada. Podobnie czarter awionetki na koszt PZM.
Ale… Wysłali kiedyś Woźniaka do Francji, a ten po odwołaniu lotu, gnał na złamanie karku, żeby zdążyć do Polski na mecz ligowy. Ciasno było. Że o wypoczynku i adekwatnym przygotowaniu nie wspomnę. Wtedy Szymek skwitował to stwierdzeniem, iż zgodził się startować z Orłem na piersi, więc musiał brać pod uwagę niedogodności „lotnicze”. Uciął temat. Nie chciał drążyć.
Żużel. Co była żona Madsena robiła w parku maszyn? Mamy głos Włókniarza ws. awantury! – PoBandzie – Portal Sportowy
A PZM? Naści tu dobry zawodniku kupkę (niewielką) pieniążków na koszty (ryczałtowo) i… radź sobie dobry człowieku. Czy aby na pewno tak powinno wyglądać „powołanie” do reprezentacji? No i w kwestii terminów takoż bez poprawy. Żadnych wniosków. Ostatnio pogonili Antka Mencela do Glasgow. Tam eliminacje SGP2 przeciągnęły się do późnych godzin. Mencel zasuwał bez snu, żeby następnego dnia stawić się w Lesznie na… 13.00 (bo tak wyznaczyli ci sami mądrale, którzy wręczyli Antkowi plastron z ryczałtem na wyjazd) i wziąć udział w zawodach ligowych. Chore. Nieuzasadnione. Nieprzemyślane. To najdelikatniejsze określenia jakie przychodzą mi do głowy. No i jeszcze na koniec. Żaden ze mnie adwokat Mencela . Żeby nie było, iż się chłopak skarży, albo o coś prosił. Nic z tych rzeczy.
Wziął niedogodności na klatę jak wcześniej Szymon Woźniak i wielu podobnych, przegnanych po drogach i bezdrożach Europy, z delikatną sugestią, by się przepisami ruchu drogowego specjalnie nie przejmować. W końcu codziennie dosiadają smoka bez hamulców więc… Co im tam. Teraz rozumiecie dlaczego zawodnik zatrudnia dwóch/trzech mechaników z prawem jazdy? Taki suchar. Apeluję o rozsądek. Ten nic nie kosztuje. Jedynie odrobinę „chłopskiego rozumu”. Po co dodatkowo narażać chłopaków na stres, niewyspanie i zupełnie nie dbać o ich szanse by sami zadbali o siebie. Znaczy – adekwatne przygotowanie do startu, a to o kondycję, fizjoterapię (którą sami opłacają), dietę (którą sami opłacają), wreszcie czystość względem POLADA (ktorej sami muszą pilnować). A snusy? „Pomagają” przetrwać pomysły marynarek, acz… też nie wolno. Co z tego, iż powszechne. Zabronione. Jak którego złapią, to pan działacz powie: „Zupełnie nie rozumiem. To nieodpowiedzialne. Będziemy surowo karać”. I choćby przez moment nie najdzie go refleksja, iż owe, to efekt jego szkodliwych decyzji. Jakoś chłopaki muszą sobie radzić, żeby nie przysnąć nad kółkiem.
Wracając zaś do głównego wątku. Pora chyba na krótką rozprawę między trzema osobami – Kołodziejem, Doylem i Cegielskim. To by strona zawodnicza zaczęła mówić jednym głosem. Z drugiej mańki pytanie – jak zmusić klubowych lekarzy i działaczy centrali do przewidywania i …rozsądku?
Przemysław Sierakowski