Marka Auto Frelik jest powszechnie znana w środowisku żużlowym. Chyba każdy kibic spotkał się z reklamą tej firmy, bowiem jest ona oficjalnym partnerem PGE Ekstraligi i jest mocno wyeksponowana choćby przy transmisjach telewizyjnych. Auto Frelik angażuje się nie tylko w żużel, ale również w wiele innych dyscyplin oraz inicjatyw kulturalnych. Z Maciejem Zielińskim – dyrektorem handlowym firmy i prywatnie wielkim fanem speedwaya – rozmawiamy o początkach współpracy z żużlem, budowaniem rozpoznawalności marki i relacjach z zawodnikami. Zapraszamy!
Jako marka istniejecie Państwo prawie 60 lat. Jak długo sponsorujecie żużel? Kiedy to się zaczęło?
Założyciel naszej firmy, świętej pamięci Tadeusz Frelik, przyjaźnił się z Janem Ząbikiem i ta miłość do żużla wyszła właśnie z tej strony. Pierwsze kroki takiego prawdziwego sponsoringu i opieki nad zawodnikami to była kooperacja z synem Janka, Karolem. To były początki lat dwutysięcznych. Prezes był pasjonatem żużla, ale to chyba właśnie od Janka Ząbika wyszło to „zarażenie” tą dyscypliną.
Jeżeli chodzi o sponsoring sportu, to stawiacie tylko na żużel czy może także na inne dyscypliny?
Koszykówka, siatkówka, kolarstwo, triatlon, tenis ziemny, hokej na lodzie… Trochę tego jest. o ile chodzi o nasz region – województwo kujawsko-pomorskie – i nie tylko, jest to szeroko rozwinięte, niemniej faktycznie – żużel jest tym, od czego się zaczęła ta pasja ze sportem. To też taka nasza świadomość wspierania lokalnego sportu.
Z tych dyscyplin, które Pan wymienił brakuje mi jednej, która jest uważana za narodową, choć sukcesów za dużo w niej nie ma…
Rozumiem, iż chodzi o siatkówkę? (śmiech) Dla mnie narodową dyscypliną, pomimo, iż nie uczestniczę często w meczach, jest siatkówka. Reprezentacja przywozi medale mistrzostw świata, mistrzostw olimpijskich, mistrzostw Europy i tutaj powinna być to „nasza” dyscyplina. Niestety, piłka nożna odgrywa tę rolę, chyba ze względu na popularność i jakieś może niespełnione marzenia od wielu, wielu lat. Ale dla mnie nie jest dyscypliną narodową. A dlaczego piłki nożnej nie ma wśród naszych partnerów? Chociażby dlatego, iż w naszym regionie ta piłka nożna jest na takim poziomie… można powiedzieć niskim. Piłka to też nie jest do końca ten nasz „konik”. Może nikt nas nie zaraził tą dyscypliną we właściwym czasie, ale… niech tak zostanie (śmiech).
Wracając do żużla – często u zawodników widzimy inne marki dealerskie Mercedesa, takie jak Wróbel czy Garcarek. Czy to Wasza konkurencja?
Nie, nie, nie. Bardzo dużo rozmawiamy o żużlu na spotkaniach dealerskich. Z Andrzejem Garcarkiem mam okazję spotykać się co jakiś czas i wtedy żużel to temat obligatoryjny. pozostało Duda w Poznaniu, jest Wróbel, faktycznie. Można powiedzieć, iż ten żużel został zainicjowany w Mercedesie i teraz można zastanawiać się, czy przez Garcarków czy przez Frelików, ale to już nie ma żadnego znaczenia. To się zadziało chyba równolegle i równocześnie gdzieś tam koło żużla zaczęliśmy się pojawiać. Inne firmy dealerskie Mercedesa są też przez nas zachęcane, żeby na swoim lokalnym rynku podjęły tę współpracę, bo z naszej perspektywy naprawdę warto. Widać, iż się kolejne firmy dołączają i nie żałują tych aktywności. Tam, gdzie jest żużel, tam te dealerstwa dołączają. Nie jesteśmy dla siebie konkurentami, nie konkurujemy, kto ma większą liczbę zawodników w „stajni” czy kto ma lepsze kluby. Myślę, iż migracja zawodników między firmami nie występuje, a czasami o nawiązaniu współpracy decydują przypadek czy lokalne predyspozycje. Myślę, iż my i Garcarek to w sumie mamy około pięćdziesięciu zawodników, u nas jest ponad dwudziestu.
W takim razie kto jest u Was największym nazwiskiem? Czy w ogóle na to tak patrzycie, iż któryś z zawodników jest takim największym motorem tego Waszego przedsięwzięcia sponsoringowego?
Nie patrzymy w ten sposób, iż musimy mieć jakieś nazwiska. Dla nas od wielu lat kooperacja z zawodnikami opiera się na relacjach, na wieloletnich przyjaźniach, to są już przyjaciele naszej firmy i zresztą nie tylko firmy, to też są relacje już prywatne. To jest dla nas taka frajda – rozpoczynamy z zawodnikami tę współpracę na poziomie juniora, bez żadnych sukcesów i widzimy, jak żużlowiec się rozwija. Wtedy to jest ta inicjatywa sponsora, iż bierze zawodnika, w którego inwestuje i on z roku na rok, z biegiem czasu odnosi sukcesy. Przykładem takiego zawodnika jest Szymon Woźniak, z którym podjęliśmy współpracę jeszcze za czasów juniora, a w tej chwili stał się istotną postacią w polskim żużlu, ugruntował swoją pozycję. Wiele przeszliśmy razem i wzlotów i upadków. I właśnie w tym przypadku to są takie relacje już przyjacielskie. Jesteśmy bardzo blisko z sobą, bo trzeba być z zawodnikami też w tych gorszych momentach. Każdy – jak to i w życiu i w sporcie – przeżywa gorsze momenty. My nie przekreślamy takiego żużlowca na zasadzie: „kolego, ty już drugi sezon nie jedziesz, więc znikaj”. Wręcz przeciwnie. Takiemu zawodnikowi pomagamy i jesteśmy z nim. Nie podchodzimy do tego tylko i wyłącznie biznesowo, przez zwroty z jakichś tam social mediów, z ilości kliknięć, czy jakichś innych jeszcze aktywności. Zupełnie inaczej podchodzimy do tego sportu i do tego wspierania, niż przekładając to na wyniki marketingowe czy finansowe.
Jaki jest klucz dobierania zawodników w kwestii sponsoringu? Czy zawodnikowi z województwa kujawsko-pomorskiego jest łatwiej?
Większość takich współpracy zaczęła się przez to, iż dany zawodnik trafił do któregoś z klubów z województwa kujawskiego-pomorskiego, ale są zawodnicy, którzy są „przyprowadzani” czy „podpowiadani” nam przez osoby, z którymi współpracujemy, a nie wywodzą się z naszego województwa. To wszystko się pojawia podczas spotkania, kto jaką jest osobą i w jaki sposób podchodzi. Czy to jest na zasadzie „ja oczekuję, daj mi, ile dostanę od ciebie”, a ile po prostu jest budowania krok po kroku, trochę – kolokwialnie mówiąc – jak w każdym związku. Każdy niech da coś od siebie, a nagle okaże się, iż z roku na rok to się przerodziło w dużą współpracę, w świetne wyniki zawodnika, a później w tą przyjaźń i bycie razem. Kujawsko-pomorskie to jest ten rynek, w którym się przede wszystkim obracamy, ale tak jak wspomniałem, różne osoby z innych klubów też do nas docierają, które nigdy w Toruniu, w Bydgoszczy czy w Grudziądzu nie jeździły albo można powiedzieć były to epizodyczne występy, roczne czy dwuletnie.
Wasz sponsoring rozciągnął się również na cykl Grand Prix, którego byliście Państwo sponsorem. Mówimy o tym w czasie przeszłym, dlaczego?
Mieliśmy podpisaną umowę i współpracowaliśmy jeszcze z BSI. Ta nasza kooperacja pojawiła się trochę od drugiej strony. Jesteśmy partnerem PGE Ekstraligi – ta umowa została przedłużona w tym roku do 2028 roku – i ze względu na to, iż organizatorami Grand Prix w Warszawie są też przedstawiciele PGE Ekstraligi i PZM-u, to ta kooperacja z BSI też się pojawiła na polskich rundach cyklu. Nie chcieliśmy wychodzić na turnieje zagraniczne. W momencie, gdy promotorem zostało Discovery, byliśmy przy stole, rozmawialiśmy na temat przyszłości i wiem, iż choćby ostatnio Discovery wyraziło chęć powrotu do wspólnych działań. Niemniej jednak my chcemy skoncentrować się przede wszystkim na naszym lokalnym, polskim podwórku. I myślę, iż Discovery sobie poradzi.
Jesteście partnerem całych rozgrywek. Skąd pomysł właśnie na to, żeby wyjść poza województwo i „uderzyć” bezpośrednio całej PGE Ekstraligi?
To wyszło podczas jednej z rund Grand Prix w Warszawie. Jednej z pierwszych, podczas której była duża koncentracja, by turniej był „spektakularny”, na zupełnie innym poziomie, niż dotychczas. Miała być duża parada samochodów z pojazdami z najwyższej półki. I tych samochodów miało być osiemnaście, tyle, ilu zawodników, a nie tylko trzy. To było dla nas duże wyzwanie, żeby to były podobne albo choćby identyczne samochody. To się udało, a przy okazji mogę dodać, iż podczas tegorocznej rundy Grand Prix w Warszawie na prezentację wyjechało chyba dziewięć dokładnie takich samych mercedesów, nie różniły się choćby żadnym kodem wyposażeniowym. To było dla nas istotne, żeby zrobić coś spektakularnego. I te kilka lat temu, kiedy dostaliśmy możliwość obsługi tej ceremonii otwarcia czy rundy finałowej podczas Grand Prix w Warszawie, ta kooperacja zaczęła się rozwijać. Potem pojawiła się myśl podczas dyskusji w trakcie organizacji Grand Prix, iż może faktycznie przejść w stałą współpracę z Ekstraligą Żużlową, żeby też być partnerem logistycznym.
Do tego podeszliśmy stricte biznesowo: wyjście w telewizję, banery, które są podczas meczów. To się faktycznie rozwijało z roku na rok. To nie było tak, iż usiedliśmy sobie, zbudowaliśmy jeden wielki schemat działania. Oczywiście budowaliśmy sobie jakieś plany dwu-, trzyletnie, ale też je modyfikowaliśmy, rozwijaliśmy je i ostatnie pomysły zostały przełożone na papier. Dlatego tę umowę przedłużyliśmy. Nasze relacje i podejście Ekstraligi Żużlowej do partnerów cenimy bardzo wysoko. Świetnie się z nimi współpracuje i uważamy, iż marketingowo to, co zrobiła Ekstraliga powinno być pokazywane w innych dyscyplinach sportu. Mówimy to obiektywnie, patrząc na to, jak się to rozwinęło w perspektywie kilku ostatnich lat, czyli jaka jest oglądalność w telewizji, jak wyglądają stadiony, jak wygląda oprawa tych meczów, jak wyglądają transmisje. Wielki szacunek, bo wiemy też, jak trudną do pokazywania dyscypliną jest żużel. I o ile na rynkach lokalnych, to zainteresowanie jak zawsze jest, to żużel zaczyna być postrzegany szerzej i zaczyna zaglądać w zupełnie inne rejony Polski. To bardzo cieszy.
Jeśli mówimy o sponsoringu, to często pojawia się stricte temat reklamy. Czy Wasze zaangażowanie w sport przekłada się na wzrost zainteresowań Waszymi usługami?
Przede wszystkim na pewno nie jesteśmy firmą anonimową. Jesteśmy kojarzeni z żużlem, szczególnie w miastach, w których ta dyscyplina jest popularna, czy wśród sponsorów, którzy też widzą swój potencjał albo są miłośnikami sportu. Mówią „Auto Frelik – widziałem Was w telewizji, Wasze logo na kevlarze zawodnika”. Faktycznie, ten żużel przysłonił nasze inne aktywności sportowe, ale też kulturalne. Współpracujemy z Centrum Kulturalno-Kongresowym Jordanki w Toruniu, gdzie realizowane są koncerty i różnego rodzaju inne inicjatywy. Wracając do sportu – poznajemy bardzo fajne firmy, bardzo fajnych ludzi i to przekłada się później też na biznes. Po prostu poznaliśmy się przy żużlu, a to się przerodziło we współpracę biznesową. Zaczęliśmy firmom dostarczać samochody czy korzystaliśmy z różnych świadczeń innych firm, które są na rynku, a też są przy żużlu. Coś nas łączy i później na płaszczyźnie tego żużla budujemy swoją współpracę. A wracając do pytania – nie mierzymy tego bezpośrednio. Ilu dzięki temu pozyskaliśmy klientów, to choćby ciężko byłoby nam policzyć. Bardziej podchodzimy właśnie przez tę współpracę, poznawanie nowych firm, nowych partnerów w biznesie. Szczegółowy raport z liczbami mamy po każdym turnieju Grand Prix w Warszawie. Wiemy, jaka jest oglądalność, wiemy, jakie to są świadczenia i to też determinuje nas do tego, żeby przy tym pozostać.
Każdy żużlowiec w jakiś sposób musi dotrzeć na zawody. Wiadomo, iż bus to jest jego narzędzie pracy i dla nas istotne jest, żeby w komfortowych, wygodnych i bezpiecznych warunkach dojechał wypoczęty na zawody. Mamy gotowe samochody i to jest to, co nas wyróżnia. Jesteśmy firmą, która przygotowuje w pełni wyposażone busy dla zawodników żużlowych i to robimy w 100 procentach sami. Tworzymy indywidualne projekty samochodów, pod kątem kolorystyki i wyposażenia, o ile żużlowcy sobie tego życzą. I to też dzięki temu właśnie mamy wielu zawodników, którzy sami zgłaszają do nas chęć zakupu takiego busa, a przez to często rodzą się później różne współprace. Mamy też taki standard, iż każdy zakupiony u nas bus staramy się otoczyć opieką – a przez to również samego żużlowca. Bierzemy na siebie serwisy, przeglądy, to wszystko, żeby ten samochód był sprawny i w żaden sposób zawodnik nie musiał zastanawiać się nad tym, czy coś trzeba w nim robić. My tego pilnujemy, zapraszamy do wizyt serwisowych i po prostu wykonujemy to w ramach dobrej współpracy. Różnych zawodników „pozyskujemy”, choć są również tacy, którzy chcą tylko kupić samochód i dalej ta kooperacja sponsorska już nie występuje. Niemniej z reguły zakup samochodu inicjuje współpracę czy bliższy kontakt z zawodnikami.
A może Pan zdradzić, kto ostatnio kupował samochód czy obowiązuje tajemnica handlowa?
Nie, chyba nie będziemy zdradzać. jeżeli zawodnicy sami będą chcieli się pochwalić, to pewnie to zrobią. Powiem tylko, iż jeszcze w tym roku wyjadą od nas do trzech zawodników gotowe busy, które są właśnie indywidualnie zabudowywane. Kolejne będą odbierane w styczniu, więc widać, iż zawodnicy mocno zbroją się na przyszły sezon. Niektórzy żużlowcy będą chcieli to pokazać, więc jeżeli o tym zadecydują, to będziemy konkretnie komunikować.
Żużel to oczywiście świetnie zorganizowane imprezy, ale też – jak pokazuje przykład ostatnich lat – afery mniejsze i większe. Czy Was, jako mecenasa, jako sponsora sportu żużlowego to trochę nie martwi, iż takie rzeczy się pojawiają, jak ostatnio w Gorzowie Wielkopolskim?
Można to z wielu stron obserwować i komentować. Niektórzy powiedzą, iż w okresie ogórkowym, gdy żużla nie ma, to fajnie, iż się o dyscyplinie mówi, a nie, iż wpada ona w zimowy sen i budzimy się dopiero w marcu. Ja uważam, iż można byłoby mówić o tym żużlu w zupełnie innych kategoriach, na pewno nie takich, o których w tej chwili ostatnimi czasy słyszeliśmy. A czy nas to bezpośrednio dotyka? W jakiś sposób prawdopodobnie tak, bo w Gorzowie mamy zawodników, z którymi współpracujemy – Martin Vaculik, Oskar Fajfer, Anders Thomsen, Oskar Paluch, więc praktycznie cały zespół gorzowski z nami współpracuje. Przyglądamy się tej sytuacji, a cały rozgłos jak w przypadku Stali Gorzów nie jest pozytywny, ale z drugiej strony czasami bywa tak, iż musi taka sytuacja się pojawić, żeby pozostałe kluby czy środowisko żużlowe zmobilizowało się do tego, by więcej taka sytuacja się nie powtórzyła. Jestem przekonany i wierzę, iż akurat osoby, które zarządzają Ekstraligą Żużlową mają na to pomysł i zostanie wdrożone rozwiązanie, by „pilnować” i ograniczać kluby, żeby nie doprowadzać do takich sytuacji. To jest takie trochę nasze, polskie – „zastaw się, a postaw się”, a później będziemy się martwili. To później przyjdzie wcześniej, niż nam się wydaje. Rykoszetem dostają kibice, środowisko, pasjonaci, sponsorzy, żużlowcy, a osoby, które do tego doprowadziły często są po prostu bezkarne. Czas najwyższy to uporządkować, więc tylko i wyłącznie patrzymy na to, jako taki impuls do zmiany i wierzymy, iż już w nowym sezonie jakieś ruchy, jakieś zmiany zostaną wdrożone, wprowadzone i będzie to uporządkowane.
Na koniec rozmowy zwykle pytamy o przewidywania co do kolejnego sezonu, ale tym razem zaproponuję inaczej. Polonia Bydgoszcz w PGE Ekstralidze w 2026 roku, a w kujawsko-pomorskim będzie co najmniej jeden medal. Co Pan na to?
Powiem w ten sposób i to zawsze powtarzam w rozmowach z prezesami, z dyrektorami klubowymi, z menadżerami, też z zawodnikami. Pokora w tym sporcie odgrywa ogromną rolę. W wielu dyscyplinach na pewno, ale w sporcie żużlowym szczególnie. Taka ilość sytuacji losowych, które mogą się wydarzyć w sporcie żużlowym, to chyba mało kiedy występuje w innych dyscyplinach. Wracając do tej piłki nożnej, o której już o samym początku rozmawialiśmy – kontuzja jednego, dwóch zawodników nie zmienia tak dużo, bo ławka jeszcze jest szeroka, ale przy żużlu jeden uraz kluczowego zawodnika zmienia wszystko, a takie sytuacje już mieliśmy. Zmiana pogody, inne sytuacje terminarzowe, defekty motocykli, sprzęty – wiele decyduje o wyniku.
W awans Polonii głęboko oczywiście wierzę i trzymamy kciuki za to, bo Polonia na to zasługuje, uważamy, iż po tylu latach, a przede wszystkim po tym, co zostało w klubie zrobione, to po prostu na to zasługuje. Był tam straszny marazm, pan Kanclerz zastał w tej Bydgoszczy naprawdę bardzo trudne zadanie, ale te lekcje zostały zrobione. Teraz faktycznie brakuje już tylko wyniku sportowego i akcentu w postaci awansu do PGE Ekstraligi. Jestem obserwatorem tego, co się dzieje w Bydgoszczy i widzę, iż oni naprawdę są przygotowani do powrotu i do odegrania fajnej roli w najwyższej klasie rozgrywkowej. Tam jest fajny tor do ścigania, to istotny aspekt. Niemniej, jak mówię – pokora i trzeba robić swoje, realizować swój cel, oczywiście ambicja, ale pokora. Co do PGE Ekstraligi – Toruń wygląda świetnie na papierze, ale co będzie, to czas pokaże. Mamy zawodników w wielu różnych klubach, nie tylko w Toruniu, nie tylko w regionie województwa kujawsko-pomorskiego, ale w wielu innych klubach.
I podsumujmy to tak, jesteśmy naprawdę kibicami sportu żużlowego, serce jest oczywiście gdzieś bliżej poszczególnych klubów, ale podchodzimy do tego jako kibice żużla, kibice sportu żużlowego i kochamy tą dyscyplinę, więc niech będą fajne widowiska, fajny sport i tylko i wyłącznie sportowo niech się o nich mówi. Mamy w województwie trzy drużyny, ten sport u nas odgrywa dużą rolę i powiem tak – życzymy sobie, by w przyszłym sezonie derby były nie tylko w Lubuskiem, ale też u nas, choć z udziałem trzech drużyn.
Tego życzę i dziękuję bardzo za rozmowę.
Dziękuję również.
Rozmawiał PAWEŁ PROCHOWSKI