„W poniedziałek 25 sierpnia w Birmingham odbył się ostatni oficjalny występ „Brumm” na swoich starych śmieciach. Ale po kolei.
Poniedziałek w UK był dniem wolnym od pracy, więc można się było spodziewać, iż będzie spore zainteresowanie tym spotkaniem. Do tego temperatura sięgała 28 stopni Celsjusza. Niestety tutejsi organizatorzy, jak to mieli w zwyczaju, dali ciała. Nie spodziewali się takiego najazdu fanów i już po 19.10 zamknęli główne wejście do kas biletowych. Całe spotkanie również trzeba było przesunąć, aby Ci, co już szczęśliwie stoją w kolejce, mogli zobaczyć pierwszy bieg!
Ja nabyłem bilet VIP w cenie 40 funtów, co miało mi zagwarantować loże, ciepłe przekąski, zimne napoje, wstęp do parku maszyn, widok z murawy dwóch biegów oraz program zawodów. Niestety, po dotarciu do kasy okazało się, iż mogę dostać dwie „kserówki”, bo programy już dawno ,,wyszły”! Swoją drogą warto śledzić ich cenę na portalach internetowych, być może za niedługo będą „białym krukiem”.
Po dotarciu do loży VIP okazuje się, iż napoje i jadło również „wyszło”. Dobrze, iż jeszcze klima leciutko dogorywała żywota, bo na dwóch dolnych piętrach już nie działała. Rozglądając się po obiekcie i widząc z minuty na minutę znikające elementy wyposażenia zacząłem się zastanawiać czy może tej klimatyzacji niżej już dawno po prostu nie było.
Co do znikających elementów, jeszcze nie tak dawno na półpiętrze była galeria sław wyśmienitych rajderów tego klubu. Niestety w poniedziałek nie było już choćby elementów mocujących! Tylko puste otwory świeciły do przechodzących fanów. Mało tego, choćby w oficjalnym sklepiku, poza paroma książkami, nie szło już nic kupić na pamiątkę. Ni czapeczki, ni choćby długopisu!
Fani przybyli z całego świata! Z UK niektórzy jechali po 300 mil, a byli też nasi krajowi fanatycy z Gorzowa, Gdańska czy Wrocławia. Na piętrze z główną gastronomią duchota (pamiętamy – 28 stopni na plusie za oknami). Część wyposażenia baru już poznikała, wiszące okablowanie po dawnych monitorach i brak pełnego oświetlenia dopełniały czary smutku po pięknym, jeszcze w tamtym roku, obiekcie. Wyróżnić trzeba jednak komplet publiczności, ba nadkomplet! Do tego ci, którzy się na obiekt nie dostali. Nagłośnienie też zniknęło, więc trzeba się było posiłkować paroma głośniczkami dostawionymi na stojakach.
Smutny widok znikającego obiektu z mapy światowego żużla… Po trzecim biegu szybki wypad pod parking, gdzie grupa posiadaczy biletów VIP miała zostać przeprowadzona na murawę stadionu. Tu kolejne zdziwienie. Owszem, zawody od środka zobaczycie, ale do parkingu niestety już nie wejdziecie w obawie, iż w ramach „pamiątek” z ostatniego spotkania może ten parking tego nie przeżyć (czytaj: Co nie przykręcone, tego już nie upilnujemy).
W ramach rekompensaty zawody „od środka” trwały praktycznie do 10. biegu. W ramach targu o pamiątki próbowałem wycyganić ostatnią i jedyna tego dnia taśmę startową, ale grzecznie mi odmówiono, ponieważ ma się jeszcze przydać na ostatnią pożegnalną imprezę, już tylko dla sponsorów i to za „zamkniętymi drzwiami”.
Niestety ostatni mecz w elicie ligi brytyjskiej i ostatni oficjalny na tym pięknym jeszcze do niedawna obiekcie Birmingham przegrało do 32 z Lwami, które zostały w tej chwili jedynymi przedstawicielami tego sportu w tym rejonie. Mi na pocieszenie zostało troszkę oryginalnego toru z linii startowej (który w tej chwili suszę), by pozostał dla „potomności” oraz zmasakrowana zrywka z, jak ten stadion przystało, poniedziałkowego wieczoru”.