Jako, iż wyznajemy zasadę, iż warto przyjemne łączyć z pożytecznym i jadąc na żużel jeszcze poszerzać „horyzonty”, to tym razem swoją bazę w Danii „ulokowaliśmy” w Mieście Królów, czyli ponad 60-tysięcznym Kolding, położnym ponad 30 minut drogi na północ od Vojens. Zanim w sobotni poranek zaczęliśmy myśleć o żużlu, skupiliśmy się na historii i obejrzeniu tamtejszego zamku Koldingshus, który był kiedyś siedzibę królów duńskich, o których jeszcze, ale w zupełnie innym kontekście, pisali tu będziemy. W XIX wieku został on spalony przez Hiszpanów.
Żużel. Kurtz mówi o srebrze i wielkim Zmarzliku! Nie powiedział ostatniego słowa! – PoBandzie – Portal Sportowy
Żużel. Zmarzlik rozkleił się po 6. złocie! Robi to dla swoich synów! (WYWIAD) – PoBandzie – Portal Sportowy

Co ciekawe, zamek ten ma również swój polski akcent. W XVII wieku został on bowiem zdobyty podczas wojen szwedzkich przez wojska polskie dowodzone przez hetmana koronnego Stefana Czarnieckiego. Niemal każdy z Was pytany o to, z czym się kojarzy Dania zna przypadki trójki bohaterów Gangu Olsena i ich „wycieczkę” po łupy do Jutlandii. Oprócz faktu, iż Kolding to geograficzna Jutlandia jeden z mieszkańców poinformował nas, iż właśnie z tego miasteczka pochodzi aktor Kurt Ravn, który w filmach o Egonie i jego nieporadnej bandzie grał drugoplanowe role, a w ostatniej filmie o gangu użyczał głosu jednemu z głównych bohaterów komedii – Kjeldowi Jensenowi.
Wprost z zamku udaliśmy się na krótki spacerek w kameralne uliczki starówki w Kolding, aby już tradycyjnie sprawdzić ile to media papierowe piszą o wieczornych zawodach. Spotkał nas srogi zawód. Ani lokalna gazeta, ani ogólnokrajowy Ekstrabladet w swoich sobotnich wydaniach nie wspomniały o zmaganiach w Vojens. W ich sportowych dodatkach królowały, owszem, „dwa kółka”, ale z Hiszpanii w postaci artykułów poświęconych kolarskiej Veulta Espana.
Po spacerze uliczkami urokliwiej starówki kierunek mógł być dla nas już tylko jeden – Vojens Speedway Center, czyli arena, która w miniony weekend obchodziła swoje 50-lecie. Jedno jest pewne – gdyby nie Ole Olsen i jego wieloletnia przyjaźń z właścicielem sklepu odzieżowego NYT TOJ przy Storegade 17 w Haderslev, Aage Sondergaardem, to nie wiadomo czy Vojens zostałoby mekką światowego żużla. To właśnie nie kto inny jak Sondergaaard, u którego w garnitury i nie tylko „stroił” się przed dekadami Olsen, namówił byłego mistrza świata na zbudowanie stadionu w Vojens.
Warto przypomnieć, iż podczas pierwszych zawodów rozegranych na obiekcie liczba fanów żużla była tak duża, iż duńska policja nie mogła sobie poradzić z wielokilometrowymi korkami kibiców, którzy chcieli zobaczyć pierwsze zawody na torze zbudowanym przez ich idola – Ole Olsena. Historia powstawania toru w Vojens znalazła swoje miejsce również w bogatym programie sobotnich zawodów. – Jak Olsen parkował swoje BMW przed sklepem w Haderslev, momentalnie pojawiały się tłumy kibiców, a część z nich oczywiście musiała ubierać się w tym samym sklepie – czytamy w programie.
– To było wtedy szaleństwo. Ludzie na mój stadion jechali choćby z Kopenhagi. Porobiły się takie korki na drogach, iż sporo osób nie dość, iż nie dojechało ostatecznie na zawody, to po prostu zostało na wiele godzin w korkach i wściekało się ze złości – wspominał przed laty na naszych łamach Olsen.
Wracamy do teraźniejszości, ale nie odchodzimy od nazwiska Olsen. Tuż po przybyciu na obiekt oklaskiwaliśmy triumfatorów zawodów klasy SGP4, które wygrał nie kto inny, jak „mały” Tino Olsen. jeżeli zatem kariera rozwijała się będzie prawidłowo, to jest szansa, iż nazwisko Olsen powróci jeszcze w sposób mocno aktywny do duńskiego żużla.

Pomimo, iż do zawodów zostało jakieś parę godzin, to nie brakowało licznej grupy polskich kibiców. Wśród nich znajdowała się również wielka fanka żużla z Gorzowa, Malwinka, która od lat walczy z bardzo ciężką chorobą. Warto zaznaczyć, iż po naszym ostatnim artykule działacze Vojens zaprosili wraz z rodzicami dziewczynkę na zawody, a żużlowcy, mimo, iż w „głowach” zawody, nie szczędzili dobrego słowa, gadżetów czy pozowania do zdjęć. Za doskonały dzień dla Malwinki, jako redakcja, dziękujemy. I klubowi z Vojens, i zawodnikom.
Godzina 14 to kwalifikacje do wieczornych zawodów i spore zaskoczenie. Tuż przed ich rozpoczęciem nad niebem stadionu pojawia się niezwykle nisko wojskowy myśliwiec, który ostentacyjnie i z wielkim hukiem robi koło nad obiektem oraz, jak żużlowi komentatorzy powiadają, „piką” wzbija się z powrotem w chmury. Ostatecznie było ich pięć, ale jeden był dobrze widoczny z parku maszyn i „zakręcił” stosunkowo nisko.
– O kurczę, to na pewno był F-16, aby wesprzeć Zmarzlika. interesujące skąd i jak on się tu wziął i czy pilot to nie fan żużla, a może i Bartka – komentuje ze śmiechem jeden z mechaników duńskiego zawodnika. Team Bartosza Zmarzlika, szykując swojego zawodnika do wyjazdu na tor, również spogląda w niebo. Uśmiech na twarzy znaczy jedno. Też pewnie im się skojarzyło.
– O szczegóły, Łukasz, musiałbyś pytać w naszej bazie wojskowej i znając ciebie może to zrobisz. Wedle moich informacji, nad stadion nadleciały nie F- 16, a był to F-35 duńskich sił powietrznych ulokowanych w bazie wojskowej w Srydstrup, która znajduje się niecałe 10 kilometrów od Vojens. Taka nagła niespodzianka – mówi mi rzecznik prasowy klubu, zapracowany tego dnia Ib Soby.
Kwalifikacje oglądamy, ale jakoś nie wzbudza to naszego większego zainteresowania. Pomysły często do głowy przychodzą nam „różne”. Parę lat temu usłyszeliśmy, iż najlepszy widok na obiekt jest z dachu trybuny głównej. Zatem na dach. Faktycznie widok robi wrażenie, ale wrażenie robi też „wiązanka” puszczona w naszą stronę przez jednego z operatorów stojących tam kamer.

– Panowie, wszystko fajnie, widoki fajne, ale spadajcie i wróćcie po kwalifikacjach. K**** jak chodzicie, to kamera się trzęsie. Obraz lata. Ten dach ma już swoje lata k****. To nie narodowy – mówi nam ze śmiechem polski operator kamery.
Wyjścia nie ma. Schodzimy. Udajemy się w stronę miasteczka Grand Prix, aby tradycyjnie sprawdzić czy jest coś nowego, czy wszystko jak po „staremu”. Jak Vojens, to nie mogło zabraknąć mistrzowskich motocykli Erika Gundersena, na których ścigał się po swoje medale, ale jeszcze w finałach jednodniowych.
Co ciekawe, na środku miasteczka ustawiono zabytkowy ciągnik, który służy jako reklama… wyścigów ciągników, które jeszcze we wrześniu odbędą się na żużlowym torze. Swoje, mocne oblegane przez kibiców stoisko, ma przedstawiciel gospodarzy, czyli Anders Thomsen. Ceny akceptowalne. Koszulka około 220 koron, notes 69, kubek 122, a szalik z nowej kolekcji – 97.
– Oczywiście, iż będziemy kupowały. Jesteśmy fankami Andersa Thomsena. Przyjechałyśmy tu dla niego i liczymy, iż nasz pupil dziś wygra – mówiła nam grupa Dunek, która swoim charakterystycznym, biało czerwonym wyglądem budziła niemałe zainteresowanie.
Do nowych stoisk jakie pojawiły się w miasteczku dokładamy jeszcze punkt sprzedaży hamburgerów i stoisko, znanego choćby ze sponsorowania żużla, koncernu paliwowego OK.
Im bliżej wieczora, tym polskich kibiców pojawia się więcej i nikt z rodaków nie ma wątpliwości kto wyjedzie z Vojens z mistrzowskim tytułem.
– Ten Kurtz jest kozak, ale Bartek to nasz „kocur” i dzisiaj sobie nie da wyrwać tytułu. Przyjechaliśmy tutaj z Warszawy i jesteśmy pewni, iż wrócimy z tytułem – mówi nam jedna z rodzin.
– Jestem z Rybnika. My pewnie z ligi spadniemy, ale na osłodę pozostanie mi dzisiaj szósty tytuł Bartka. Nie mam jakichkolwiek wątpliwości, choć gdyby zdarzył się cud i wygrał Kurtz, to pogrzebu nie będzie. W końcu jeździł niedawno dla nas – dodaje Pan Marek ze Śląska.
Z miasteczka ustawionego w Vojens tym razem przy kasach udajemy się na obiekt, aby zająć się tradycyjnie gastronomią – tą zwykła, jak i tą dla gości specjalnych, czyli VIP. Pierwszy przystanek – budka z jedzeniem. Tradycyjnie króluje Speedway Polse, czyli duńska kiełbaska w cenie 50 koron. W przeliczeniu na złotówki niemało, ale jest doskonała. Mamy wrażenie, iż przed pieczeniem była jeszcze lekko gotowana.
– Smakuje? Musi smakować. Nasze Speedway Polse są najlepsze, pewnie nie tylko w żużlowej Danii – mówi nam ze śmiechem ekspedientka.
Tym, którzy nie jedli, polecamy. Do popicia z kolei szeroki asortyment napojów gazowanych, ale co schodzi najlepiej? Oczywiście piwo. Cena 50 koron, a małoktóry kibic odchodzi bez charakterystycznego, podłużnego sześciopaka w dłoni. Pomimo, pisząc ze śmiechem, niełatwej nocy z kolekcjonerem gadżetów żużlowych Radosławem, spędzonej na żużlowych rozmowach przy czymś mocniejszym i danej sobie obietnicy „sobota bez procentów” – jednego piwa spróbować trzeba. Tuborg trzyma poziom.
Już bez piwa udajemy się w stronę przygotowanych dla gości namiotów VIP. Tradycyjnie przygotowano trzy, w zależności od zasobności portfela kibica, czy statusu w klubie ewentualnego sponsora lokalnego żużla. Złoty, srebrny i brązowy. W tym pierwszym schodzi nam sporo czasu w rozmowie z Jerzym Kanclerzem, który – jak jest Grand Prix – to wiadomo być musi.
– Ja dzisiaj Panie Łukaszu nic nie typuję. Wiadomo za kim serce bije. Z Vojens jedziemy prosto do Leszna i oby prognozy się nie sprawdziły, bo nie są najlepsze – mówił nam włodarz bydgoskiej Polonii.
W namiotach przeludnienie. Gości VIP naprawdę sporo. Przed namiotem silver kolejka do wejścia ogromna, ale są znajome twarze. – Panie Łukaszu, ja mam dziś komfort. Kto by nie wygrał, będzie dobrze. Jak widzicie, mam barwy trzech zawodników. Zmarzlika, Kurtza i Bewleya – mówi nam ze śmiechem Rafał Kożuch z firmy Eco dla Biznesu, sponsor nie tylko wrocławskiego klubu, ale i Brady’ego Kurtza oraz Dana Bewleya. W firmie Eco dla Biznesu zadowolenie jest na pewno. Dwóch podopiecznych stanęło na mistrzowskim „pudle” Anno Domini 2025.
Asortyment jedzeniowy, mamy wrażenie, jest lepszy od ubiegłorocznego. Są oczywiście napoje alkoholowe i bez, jest oczywiście jedzenie. Od różnego rodzaju sałatek poprzez „dziwne” zapiekane dania, po mięsiwa.
– Wiecie co. Nie wiem czy to duńskie danie czy nie, ale makaron z ziemniakami i sosem śmietanowym to połączenie wybitne smakowo. Jestem in plus zaskoczona – mówi nam jedna z rodaczek siedząca obok nas.
Nadchodzi godzina 19 i start zawodów. Kwestie sportowe opisujemy zawsze gdzie indziej. To polscy kibice wracali do kraju z szóstym złotym medalem Zmarzlika, choć to Australijczyk ma na swoim koncie, jako jedyny, pięć wygranych turniejów z rzędu i do ostatniego biegu miał szanse na złoty medal.
– Ja gdybym był na jego miejscu, to wiadomo nie dałbym poznać po sobie, ale pewnie wieczorem w łóżku bym się mocno wk******. Tyle pracy, taki sezon w Grand Prix i na koniec przegrać jednym punktem. Gdyby nie te sprinty, on byłby mistrzem – mówi nam jeden z kibiców wrocławskiego klubu. „Gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka” – śpiewał swego czasu Kazimierz Staszewski.
W tytule jest o królewskiej kawie. Parę lat temu w duńskich kinach pojawił się film o trzech królach żużla – Olsenie, Nielsenie i Gundersenie. Cała trójka oczywiście spotkała się w Vojens. Ole Olsen wiwatowany przez ponad piętnastotysięczną publiczność zawody obserwował popijając kawą właśnie z Nielsenem i Pedersenem na specjalnym podeście, umieszczonym tuż nad strefą stadionową Eriką Gundersena. Zaledwie parę metrów kwadratowych, a dziesiątki medali światowego żużla ku chwale Danii.

– To były wspaniałe czasy duńskiego żużla. Oby kiedyś jeszcze powróciły – komentował Nielsen. Po wywalczeniu tytułu kolejka z gratulacjami w parkingu ustawiła się do mamy Bartosza Zmarzlka, pani Doroty, która z uśmiechem odbierała gratulacje od polskich działaczy i nie tylko. Błyskawicznie w teamie Bartosza Zmarzlika pojawiły się mistrzowskie koszulki, kask czy kevlar, a na wałach trawy tuż przy parkingu obok sporych rozmiarów transparentów ku chwale polskiego arcymistrza żużla świętowali polscy kibice.
Jeszcze tylko konferencja prasowa, którą naszym zdaniem skutecznie „skradł” junior Ancio Zmarzlik, dzwoniąc do taty, aby pokazał mu złoty medal. Naprawdę urocze, jak i fakt totalnej naturalności naszego mistrza, który nie wstydził się łez. Z kronikarskiego obowiązku warto dodać, iż jak na dziennikarką frekwencję na żużlu w Danii to było bardzo dobrze. Akredytowało się około 90 dziennikarzy i fotoreporterów.
Żużel. Wzruszająca chwila Zmarzlika. Syn zadzwonił podczas konferencji! (WIDEO) – PoBandzie – Portal Sportowy
– Bartek jest niesamowity i to chyba mało powiedziane. Był Mauger, był Rickardsson. Powiedz sam, gdyby ktoś ci powiedział 20 lat temu, iż Polak w tak krótkim czasie zrówna się z nimi byś pukał mu w czoło. Czekam na siódmy i kolejne. On to zrobi. Strach pomyśleć jak synowie odziedziczą smykałkę do żużla w genach i tato się nimi zajmie. Może być, iż za dekady nie będzie jeden, a Zmarzlików dwóch – mówił nam z kolei nasz przyjaciel Marek, który wychowanka Stali Gorzów dopinguje od początków kariery. Nic dodać nic ująć.
Minęła 23, pora na wyjazd ze stadionu i drogę w silnie padającym deszczu do domu, ale już ze świadomością, iż sześciokrotnie tytuł mistrzowski zdobywało nie dwóch, ale trzech zawodników. W tym gronie od soboty jest Polak. Do kraju nie wracamy sami. Z nami jadą podpisane egzemplarze polskiej autobiografii Nickiego Pedersena, które niedługo będą na naszych łamach do zdobycia. W Danii książka była parę lat temu hitem.
– Bardzo się cieszę, iż wyszła w końcu po polsku. Fanów żużla zachęcam do czytania. Jestem zaskoczony jak dobrze poszła w Polsce w przedsprzedaży. Liczbę Wam zdradzam, ale na razie to nie do pisania – mówi nam Nicki podpisując egzemplarze. Jako iż z Nickim, jak wiecie, lepiej żyć w symbiozie, liczby zamówionych egzemplarzy nie podamy, ale tak, budzi wrażenie.
Tegoroczny cykl jest zatem za nami. Co przyniesie następny? Czas pokaże, choć słychać o pewnych zmianach z… Tonym Briggsem jako współorganizatorem w roli głównej. Kto dostanie dzikie karty? Czy do lamusa odejdą sprinty, których przeciwnikami podczas spotkania z władzami cyklu w Vojens mieli być wszyscy, podkreślam, zawodnicy? Pytań trochę jednak jest.
Wszystkim Czytelnikom, którzy przez ostatnie lata czytali nasze reportaże z imprez, nazwijmy to, „wyjazdowych” serdecznie jako ich autor dziękuje i pozdrawiam. Nie sądziłem, iż spisywane na luzie wrażenia „pozażużlowe” spotkają się z tak fajnym i miłym Państwa odbiorem. Bardzo było miło.
ŁUKASZ MALAKA