To była 49. minuta meczu, kiedy wprowadzony w przerwie na boisko Maxi Oyedele dwukrotnie w jednej akcji stracił piłkę. Ta znalazła się pod nogami Juliusza Letniowskiego, a piłka po jego strzale zatrzepotała w siatce bramki strzeżonej przez Gabriela Kobylaka. Szał euforii w Legnicy i kibice, którzy w jednym momencie zaczęli padać sobie w ramiona. Wydawało się, iż na Stadionie im. Orła Białego po raz kolejny zapachnie sensacją.
REKLAMA
Zobacz wideo Oto kosmiczny stadion Realu Madryt! Pochłonął ponad miliard euro
Legia znów pokazała tę twarz. Feio zaczął tłumaczyć
Legia nie zamierzała się jednak załamywać i gwałtownie doprowadziła do wyrównania. Rzut karny wykorzystał Bartosz Kapustka, a o triumfie zadecydowało trafienie Luquinhasa. Tym samym warszawianie zanotowali już siódme spotkanie, w którym jako pierwsi tracili gola, a mimo to schodzili z boiska z tarczą. Tylko trzykrotnie, tracąc gola jako pierwsi, przegrywali.
Mecze Legii, kiedy traciła gola jako pierwsza:
Piast Gliwice (porażka 1:2)
Brondby (wygrana 3:2)
Brondby (remis 1:1)
Motor Lublin (wygrana 5:2)
Raków Częstochowa (porażka 0:1)
Pogoń Szczecin (porażka 0:1)
Górnik Zabrze (remis 1:1)
Jagiellonia Białystok (remis 1:1)
GKS Katowice (wygrana 4:1)
Miedź Legnica (wygrana 2:1)
Bilans 10 meczów: 4 zwycięstwa, 3 remisy, 3 porażki
Z jednej strony z pewnością jest to powód do euforii - Legia jest w stanie mentalnie udźwignąć stratę gola. Z drugiej może być źródłem niepokojów. Pół żartem, pół serio stwierdziliśmy, iż Legia mogłaby rozpoczynać mecze od wyniku 0:1, bo odrabianie strat idzie jej w tym sezonie wybornie. Spytaliśmy trenera warszawian, jak zapatruje się na tę kwestię.
Czytaj także:
Dziennikarz TVP nie wytrzymał. "Usuń to albo podejmę kroki prawne"
- Przede wszystkim mieliśmy różne momenty sezonu. Strata bramki na 0:1 może przyjść w różnych okolicznościach. Czasami na samym początku meczu - co nam się zdarzyło, czasami - tak jak dzisiaj - nieco później. Czasami jest to wynikiem tego, iż przeciwnik nas dominuje, chociaż nie dzieje się to zbyt często. Czasami jest to wynikiem stałego fragmentu gry. Oczywiście chciałbym w każdy mecz wejść prowadzeniem. Dzisiaj, jeżeli chodzi o poziom gry, to nie jest tak, iż kolokwialnie mówiąc, obudziliśmy się po stracie bramki. To nie jest prawda. Była dominacja w meczu, mieliśmy swoje okazje, był słupek, mieliśmy dobre interwencje Abramowicza. To nie jest tak, iż gra Legii się diametralnie zmieniła na lepsze po stracie bramki. Dobrze by było tej bramki nie stracić, ale przyczyny są różne w różnych meczach - odparł Goncalo Feio na nasze pytanie.
Portugalczyk na pomeczowej konferencji miał zastrzeżenia do innej kwestii. - Uważam, iż powinniśmy lepiej zarządzać tą końcówką meczu. Mieliśmy przynajmniej dwie takie kontry, którymi moglibyśmy zamknąć mecz i strzelić na 3:1. Z punktu widzenia prowadzącego w meczu wolałbym mieć pełną kontrolę - przyznał.
Czytaj także:
Koszmarny błąd Polaka. To będzie się śnić po nocach
Legia Warszawa ma za sobą udany październik. Rozegrała w nim sześć spotkań: aż pięć wygrała (w tym cztery ostatnie) i jedno zremisowała. Ma na koncie sześć punktów w fazie ligowej Ligi Konferencji, do tego awansowała do kolejnej rundy Pucharu Polski. To o tyle istotne, iż w tych rozgrywkach nie ma już dwóch innych wielkich faworytów do wygrania trofeum: Lecha Poznań i Rakowa Częstochowa. Przed warszawskim klubem kolejny mecz ligowy. W niedzielę zmierzy się z Widzewem Łódź. Oba kluby dzielą trzy punkty. Legia plasuje się na 5. miejscu w tabeli i do liderującego Lecha traci aż osiem oczek.