Na stronie WTA pisano o czystej furii, a na stronie Roland Garros Igę Świątek określano jako bezwzględną i skuteczną. Trudno się dziwić - w ubiegłym roku w 1/8 finału paryskiej imprezy pokonała Anastazją Potapową 6:0, 6:0 w zaledwie 40 minut. W Cincinnati nie należało się raczej spodziewać aż takiego bezstronnego meczu ze względu choćby na całkowicie inną, bardzo szybką nawierzchnię. Ale zbyt wielkiej różnicy na tablicy wyników to jednak nie zapewniło.
REKLAMA
Zobacz wideo Iga Świątek przeszła do historii Wimbledonu! "Gwiazda na skalę wszechświata"
Potapowa jest dwa miesiące starsza od Świątek i w dziecięcej oraz juniorskiej rywalizacji to ona uchodziła za tę zdolniejszą i bardziej utytułowaną. Wygrała wtedy też wszystkie cztery ich pojedynki. Ale po przenosinach do seniorskiego tenisa role się odwróciły. To Polka przebojem wdarła się na szczyt światowego rankingu i zdobyła 23 tytuły (w tym sześć wielkoszlemowych), a Rosjanka wygrała trzy imprezy i najwyżej była w zestawieniu WTA na 21. pozycji. A ich pamiętny mecz w Paryżu był dobitnym dowodem na to, jak wiele się zmieniło w ich tenisowych życiorysach przez ostatnie lata.
- istotny będzie początek. Potapowa nie może myśleć o tym, co się wydarzyło w ubiegłym roku - zaznaczał na wstępie komentujący spotkanie w Canal+ Dawid Celt.
Rosjanka po sześciu minutach już mogła odetchnąć - wiadomo było, iż po raz drugi z rzędu nie odjedzie na "rowerze", jak w żargonie tenisowym nazywana jest przegrana bez wygrania gema. Tylko iż niewielkie to było dla niej pocieszenie, bo w pięciu kolejnych gemach górą była rywalka. Na Potapowej mściła się przede wszystkim słaba dyspozycja serwisowa - w tej odsłonie miała zaledwie 38 procent skuteczności pierwszego podania. Przy stanie 2:1 dla Polki zaliczyła aż dwa podwójne błędy i trudno się było dziwić, iż po chwili doszło do pierwszego przełamania.
- Idzie po swoje - skwitowała partnerująca za mikrofonem Celtowi Klaudia Jans-Ignacik po efektownym winnerze Świątek przy stanie 3:1.
Trener Rosjanki motywował ją i powtarzał, by pilnowała obniżenia środka ciężkości, ale nie dawało to zbytnio efektu. Po 26 minutach było już po secie, w którym 44. rakieta świata zaliczyła zaledwie jedno uderzenie wygrywające i aż osiem niewymuszonych błędów.
Świątek cztery tygodnie temu niespodziewanie wygrała Wimbledon. Pierwszy występ po przenosinach na korty twarde - zgodnie z przewidywaniami - był wyzwaniem. Przegrała niespodziewanie w 1/8 finału w Montrealu z Dunką Clarą Tauson 6:7, 3:6. Mówiła potem, iż czuje, iż wciąż musi się jeszcze przestawić na grę na kortach twardych. A te mecze są po to, by się jej niejako ponownie nauczyć. Dało to o sobie znać w drugiej partii sobotniego pojedynku.
Początek tej odsłony jeszcze nie wskazywał, iż będąca trzecią rakietą świata Polka może mieć za chwilę kłopoty. Potapowa, która ponad dwóch miesięcy nie była w stanie wygrać ostatnio meczu, denerwowała się po błędach, a faworytka była pewna i spokojna. Do czasu jednak, bo po trzecim gemie Świątek zaliczyła mały kryzys. Brakowało jej energii, serwis zaczął szwankować, a przeciwniczka z tych kłopotów skorzystała i wyszła na prowadzenie 4:3.
- Musi Iga wrócić do gry, bo Potapowa zaczęła wierzyć, iż coś może zdziałać - przestrzegał Celt.
Polka, półfinalistka dwóch poprzednich edycji imprezy w Cincinnati, z kryzysu budziła się stopniowo. W pewnym momencie zaliczyła efektowną serię wygranych punktów, ale za chwilę denerwowała się po błędzie. Zamknęła jednak to spotkanie w dwóch setach.
Polka kontynuuje świetną passę w otwieraniu turniejów i potwierdza, iż zasługuje na miano "Królowej Regularności". Właśnie po raz 64. z rzędu wygrała pierwszy mecz w turnieju uwzględnianym w klasyfikacji WTA. Wyrównała tym samym wyczyn Moniki Seles z okresu 1990-96.
W trzeciej rundzie Świątek zmierzy się z Ukrainką Martą Kostiuk (27. WTA), która w sobotę wyeliminowała Niemkę Tatjanę Marię (41.) 6:0, 6:1.