Z kolarską wizytą u sędziwego Bartka

1 rok temu

Tym razem przejedziemy przez regiony słynne z jabłek i papryki, zagłębimy się w krainę dinozaurów i hutnictwa, zaliczymy kilka górskich podjazdów, by wreszcie dotrzeć do najsłynniejszego drzewa w Polsce. Zapraszam na przejażdżkę do dębu Bartek!

Inspiracją do pokonania tej trasy była… kolej, a konkretnie zakończenie modernizacji torów z Warszawy do Radomia, co znacząco skróciło czas przejazdu z Kielc do stolicy. Otwiera to całkiem interesujące możliwości wyznaczania nieprzesadnie długich eskapad (oscylujących wokół dwóch stówek) w jakże fascynujący dla kolarzy rejon Gór Świętokrzyskich, z których dość sprawnie, jeszcze tego samego dnia, możemy powrócić do serca Mazowsza.

Poniżej pierwsza i z pewnością nie ostatnia propozycja wykorzystania tej kolejowej okazji.

Przez krainy jabłkami i papryką płynące

Widoczna na dole strony mapa prowadzi nas już od granicy stolicy, choć tak naprawdę przyjemne odcinki rozpoczynają się dopiero po około 20 km, gdy opuścimy serwisówkę wzdłuż trasy S8. Zaczniemy się wówczas niepostrzeżenie wspinać na Wysoczyznę Rawską, co objawiać się będzie chociażby coraz bardziej zauważalnymi pagórkami. Jeden z mocniejszych na mazowieckim odcinku trasy zaliczymy tuż za uroczym Tarczynem. To niechybny znak, iż oto wkraczamy w ciągnącą się dziesiątkami kilometrów krainę jabłkowych sadów. Co ciekawe, to, iż uprawy tego owocu są tu tak rozpowszechnione, jest w zasadzie zasługą jednego właściciela ziemskiego, który ongiś zamieszkiwał pałac w pobliskiej Małej Wsi koło Grójca. Kto by pomyślał, iż da to początek jednemu z największych w Europie regionowi uprawy jabłek! Bo o tym, iż tutejsze sady są bardzo rozległe, przekonamy się na tej eskapadzie na własnej skórze. Ciągną się one bowiem przez około 60 km, w zasadzie tylko z krótką przerwą niezwykle urokliwą dolinę rzeki Jeziorki z jej ślicznymi rybnymi stawami, zagajnikami i szuwarami. Na marginesie – jeżeli komuś po pokonaniu tej trasy będzie jeszcze mało jabłek, polecam tę propozycję.

Sady kończą się jak ręką odjął na linii Pilicy. Co ciekawe, rzeka ta związana jest również z kilkoma innymi granicami. Np. ongiś to właśnie na niej kończyło się historyczne Mazowsze a zaczynała Małopolska. Zresztą, ciek ten sam w sobie jest bardzo interesującym motywem wyprawy rowerowej, o czym szerzej pisałem w TU.

Z historycznym Mazowszem i jabłkami żegnamy się, mijając Nowe Miasto nad Pilicą. Ta senna i kameralna miejscowość jest interesująca choćby dlatego, iż w latach 90. zaliczyła dość spektakularny upadek znaczenia i spadek liczby ludności, gdy zlikwidowano tutejszą wojskową bazę lotniczą. Wprawdzie co jakiś czas pojawiają się niezwykle ambitne pomysły wykorzystania terenów tutejszego lotniska (choćby na studia filmowe), ale na razie są to tylko palcem na wodzie pisane.

Po opuszczeniu doliny Pilicy uwagę co baczniejszych obserwatorów mogą przykuć coraz liczniejsze szklarnie. Oto znak, iż wkraczamy w jeden z najważniejszych w kraju rejon uprawy papryki. Zresztą, o fakcie tym przypomni nam dość spory szyld, który miniemy na trasie.

Polityczka ciekawostka: to właśnie z tego regionu pochodzi słynny „Pan Paprykarz”, który swego czasu zasłynął ze skierowanego do ówczesnego premiera Donalda Tuska pytania „jak żyć”.

Tam, gdzie huty i dinozaury

Kolejną dość wyraźną granicą rozdzielającą różne krajobrazy jest miasto Przysucha (samo w sobie nie jest jakoś szczególnie fascynujące, choć stanowi świetne miejsce na postój). Przed nim jechaliśmy głównie przez pola i sady po płaskich mazowieckich równinach. Teraz wjeżdżamy w obszar wyżynny szczelnie porośnięty iglastymi lasami.

Kto uważał na lekcjach geografii, ten pamięta, iż lasy iglaste są charakterystyczne głównie dla ubogich gleb, na których rolnictwo nie ma większego sensu. Owszem, ale to wcale nie oznacza, iż tereny, które teraz będziemy mijać są bezwartościowe. Nazwy okolicznych miejscowości, takie jak choćby Hucisko, podpowiadają bowiem, iż tutejsza ziemia kryje w sobie sporo metalicznych skarbów, głównie rudy żelaza. Nadmienić jednak należy, iż czasy ich eksploatacji już dawno minęły, bo dziś bardziej opłaca się wykorzystywać znacznie lepsze rudy z zagranicy.

A skoro o bogactwach geologicznych mowa, warto też wspomnieć, iż okoliczne tereny słyną wśród paleontologów z licznych śladów po prehistorycznych gadach – jednym z przykładów jest choćby rezerwat Gagaty Sołtykowskie. Niestety, według mojej wiedzy do żadnego z tego typu miejsc nie dostaniemy się łatwo na rowerze szosowym.

Początkowo trasa przez wyżyny będzie relatywnie płaska. Zacznie się to jednak zmieniać w rejonie miejscowości Odrowąż. Roztaczający się z niej całkiem imponujący widok na okolicę to niewątpliwy znak, iż oto wjeżdżamy w rejon Gór Świętokrzyskich, gdzie przerzutki w naszym rowerze zaczną pracować znacznie bardziej intensywnie.

Tu warto zrobić małą dygresję – czy Góry Świętokrzyskie to faktycznie góry? Najkrócej mówiąc, to zależy od definicji, po którą sięgniemy. Jedna mówi np. o deniwelacjach powyżej 300 metrów (to kryterium na styk spełniają okolice Łysej Góry), a inna o występowaniu piętrowości roślinnej (tego tu nie uświadczymy). Tak czy inaczej dla nieprzystosowanych mazowieckich nóżek niektóre podjazdy mogą się jawić niemal jako górskie.

Lecz świętokrzyskie są nie tylko góry, ale i puszcza. Tę również będziemy mijać i w miarę możliwości warto się nią pozachwycać. Przyrodnicy cenią ją bowiem zarówno ze względu na wiek drzewostanów, dzikość i występowanie rzadkich zbiorowisk jodłowo-bukowych.

Kolejną ciekawostkę krajoznawczą uświadczymy w miejscowości Samsonów. Gdy pierwszy raz zobaczyłem tutejsze ruiny, pomyślałem, iż to niechybnie jakiś stary zamek. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, iż to… ruiny huty z XIX wieku. To, iż jest ona w takim kiepskim stanie, to „zasługa” okupanta rosyjskiego, który zniszczył ten obiekt, po tym, jak podczas powstania styczniowego pracował on na potrzeby polskich powstańców.

Ruiny huty w Samsonowie

Finisz po kielecku

Minąwszy ruiny huty znaki drogowe będą nas już kierowały do głównego bohatera wycieczki, czyli dębu Bartek. Ze względu na swoje rozmiary i rozłożystość nie sposób go przeoczyć! To z pewnością jedno z najbardziej znanych i najokazalszych drzew w Polsce, choć – warto podkreślić – wcale nie najstarsze (to znajdziemy na Dolnym Śląsku). Różne są szacunki dotyczące wieku Bartka, choć najczęściej padają liczby w okolicach 650-700 lat. Oznacza to, iż pamięta on chociażby bitwę pod Grunwaldem!

Dąb Bartek

Niestety, PESEL dębu robi swoje i już na pierwszy rzut oka widać, iż jego kondycja nie jest najlepsza – świadczą o tym choćby liczne podpory konarów. Choć naukowcy dwoją się i troją, by ratować to drzewo, to z pewnością nie warto zwlekać z odwiedzinami Bartka!

Opuszczając głównego bohatera naszej wyprawy, teraz pozostał nam już tylko dojazd do dworca kolejowego w Kielcach, a ten jest całkiem przyjemny, bo w dużej mierze prowadzi po nowo wybudowanej, całkiem przyzwoitej drodze dla rowerów. Warto nadmienić, iż jadąc nią, zaliczymy najwyższy punkt trasy położony około 400 metrów nad poziomem morza.

W samych Kielcach, jeżeli zostało nam jeszcze trochę czasu do odjazdu pociągu, z pewnością warto zachwycić się kosmiczną architekturą miejscowego dworca autobusowego, ostatnio gruntownie odnowionego. Wygłodniali cykliści powinni zaś przejechać się ul. Sienkiewicza (czyli lokalnym deptakiem) w poszukiwaniu utraconych kalorii. dla wszystkich znajdzie się tu coś miłego! Ja ze swojej strony polecam świetną pizzerię „Pizza pod Trójką”.

Wujek dobra rada

  • Ruch na trasie jest generalnie niewielki, lokalnie w porywach do umiarkowanego.
  • Niestety, na trasie jest kilka odcinków z gorszym asfaltem. Te uświadczymy choćby za doliną Jeziorki oraz po wjechaniu do województwa świętokrzyskiego za Przysuchą.
  • Na trasie nie powinno być problemów z zaopatrzeniem. Dogodne punkty na przystanek (ze stacjami benzynowymi) to: Nowe Miasto nad Pilicą, Przysucha oraz Zagnańsk (czyli zaraz za Bartkiem).
  • Wracając pociągiem z Kielc, warto kupić bilet przynajmniej dzień wcześniej. Nierzadko w letnie weekendy jest bowiem problem z brakiem miejsc na rowery!
Idź do oryginalnego materiału