Żaden innych klub nie dostarczył polskiej siatkówce w ostatnich kilkunastu latach tylu dobrej klasy libero co Jastrzębski Węgiel. Jednym z tych, którzy swoją grą potwierdzają tę tezę, jest Maksymilian Granieczny. Mimo iż nie skończył jeszcze 20 lat, debiut w Lidze Mistrzów i PlusLidze od dawna ma już za sobą, a w najbliższym czasie powinien ten zaliczyć pierwszy występ w seniorskiej reprezentacji Polski. Nikola Grbić niedawno wychwalał go za podejście do treningów. A co o szkoleniowcu myśli Granieczny? Czy znajdzie się w składzie kadry na najważniejsze tegoroczne turnieje? Jak wspomina zdawanie matury kilka godzin po zdobyciu mistrzostwa Polski? M.in. o tym Sport.pl porozmawiało z zawodnikiem, który jesienią wróci do klubu, w którym spędził "ponad 30 procent życia".
REKLAMA
Zobacz wideo To już oficjalne! Mamy historyczny rekord frekwencji w PlusLidze. Komentuje Kewin Sasak
Agnieszka Niedziałek: W tym roku podczas dnia medialnego w Spale dziennikarze mogli zobaczyć m.in. trenera Nikolę Grbicia pokazującego wam, libero, jak skutecznie ustawiać się w obronie. Były rozgrywający ma cenne rady w tym zakresie?
Maksymilian Granieczny: Tak. Każdy z nas stara się słuchać uważnie każdego jego słowa, bo ma ogromne doświadczenie - czy to jako zawodnik, czy jako szkoleniowiec. Niezależnie więc od tego, czy trener mówi o obronie, przyjęciu czy o jakiejkolwiek innej rzeczy związanej z siatkówką, słucha się go ze skupieniem i stara się zastosować wszystkie jego wskazówki.
Urodziłeś się pięć lat po tym, jak Grbić zdobył mistrzostwo olimpijskie i miałeś dziewięć lat, gdy zakończył karierę zawodniczą. Nie pamiętasz go pewnie w ogóle jako siatkarza.
Rzeczywiście głównie kojarzę go jako trenera, bo od momentu, gdy zacząłem interesować się w siatkówką i grać w nią, to pełnił już tę funkcję. Oglądałem co prawda jakieś pojedyncze dawne mecze czy fragmenty archiwalnych spotkań w serwisie YouTube, ale na pewno bardziej kojarzę go jako trenera.
W tegorocznych wywiadach często przywoływał z rozbawieniem emocjonalną reakcję na wieść o powołaniu innego debiutanta - Mateusza Czunkiewicza. A jaka była twoja?
Gdy dostałem wiadomość od nieznanego numeru na Whatsappie, to byłem u fizjoterapeuty. Nie otworzyłem jej od razu, bo dużo się przecież teraz mówi o różnych oszustach kontaktujących się m.in. także na Whatsappie. Byłem też już niejednokrotnie dodawany tam do jakiejś grupy przez nieznane mi numery. Tak więc początkowo tę wiadomość troszeczkę zignorowałem, ale potem przeczytałem ją, do tego był podpis "Nikola Grbić", zobaczyłem też zdjęcie profilowe trenera i trochę mnie zamurowało. Bo to było dla mnie zupełnie niespodziewane.
Byłaby niezła historia, gdybyś - obawiając się tego potencjalnego oszustwa - całkiem zignorował tę wiadomość.
Mogłoby się tak zdarzyć, choć raczej prędzej czy później pewnie jednak bym ją otworzył. Ale nauczyłem się już teraz, by jak dzwoni ktoś z nieznanego numeru, to jednak odbierać. Bo nie da się wszystkich numerów zapisać, a mogą się z nami próbować skontaktować różne osoby w ważnych sprawach.
Jakie wrażenie robi na tobie jak na razie trener Grbić?
Na pewno to trener, który wie dobrze, co chce nam przekazać, czego od nas oczekuje i jak chce, byśmy pracowali. I stara nam się to na każdym treningu przekazywać. To, jakimi wartościami mamy się kierować, jakie cele mamy sobie zakładać, jakie myśli mają się nam pojawiać w głowie. Sądzę, iż każdy z nas słucha tego z podziwem i szacunkiem oraz stara się po prostu wcielać to w życie.
Jaki więc cel sobie założyłeś, przyjeżdżając na zgrupowanie w Spale?
U mnie był on taki sam, jak zawsze - czy to mowa o sezonie kadrowym, czy klubowym. Czyli dawać z siebie wszystko na każdym treningu i robić wszystko, co w mojej mocy, by być jak najlepszym, licząc, iż moja dyspozycja będzie na tyle dobra, iż doprowadzi mnie jak najdalej. Jak daleko to będzie, to się okaże. Ale wiem, iż zrobię wszystko, by jak najlepiej trenować, grać i się prezentować.
Mało kto może się pochwalić debiutem w PlusLidze i Lidze Mistrzów jako 15-latek. Co pamiętasz z tamtych meczów?
To było coś niesamowitego. Przed chwilą byłem na treningu w akademii Jastrzębskiego Węgla, a tu dzień przed meczem albo choćby w dniu meczu dowiedziałem się, iż będę w składzie na spotkanie LM. Nerwy nie dawały mi się jednak bardzo we znaki. Skupiłem się na grze, koledzy z drużyny bardzo mi pomagali, publiczność też mocno mnie wspierała. Z debiutu w PlusLidze z kolei pamiętam, iż dobrze mi szło w obronie. Można powiedzieć, iż piłka sama we mnie wtedy trafiała. Czasem zdarzają się takie mecze.
Z racji tego wczesnego debiutu i ogółem młodego wieku, gdy byłeś zawodnikiem Jastrzębskiego Węgla, często można było usłyszeć, jak inni mówią o tobie "Maksiu". Teraz masz za sobą pierwszy sezon klubowy w roli podstawowego libero i chyba poczułeś się już w większym stopniu Maksymilianem.
Na pewno ma się inne odczucia, gdy się tylko trenuje, a inne, jak przeżywa się te wszystkie boiskowe emocje. Myślę, iż ten sezon dał mi bardzo pod względem takiego boiskowego doświadczenia. Wiem, iż jeszcze wiele przede mną i liczę, iż jeszcze wiele tego doświadczenia będę mógł zdobywać w kolejnych latach, ale na pewno ten miniony sezon to było dla mnie zupełnie nowe rozdanie. Musiałem sobie radzić z różnymi sytuacjami - lepszymi i gorszymi, reagować na porażki oraz zwycięstwa. Na pewno były to cenne lekcje siatkarskie.
Może ty zdradzisz, czym was karmią w akademii Jastrzębskiego Węgla, iż stała się taką fabryką zdolnych libero?
Coś w tym jest. Na pewno cieszy fakt, iż gdzie nie spojrzymy - czy to w PlusLidze, czy w I lidze - to pojawiają się libero z akademii. Kuba Popiwczak, jego brat Filip, Kuba Hawryluk czy Kuba Jurczyk - paru tych chłopaków jest. Cieszę się, iż też mogę być w tym gronie. To pokazuje, iż w akademii kładzie się duży nacisk na technikę, bo w przypadku tej pozycji odgrywa ona główną rolę.
Wspomniany Jakub Popiwczak w tym sezonie ma być podstawowym zawodnikiem reprezentacji Polski. Pod nieobecność Pawła Zatorskiego szansę dostał nie tylko on, ale też otwarta stała się rywalizacja o miano drugiego libero kadry.
Na pewno każdy przyjechał na zgrupowanie, by walczyć o jak najwyższe cele. Nikt nie przyjechał, by potrenować tydzień i wrócić do domu. Myślę, iż każdy ma w głowie to, iż to jest kadra - tu nie trenujesz na pół gwizdka. Każdy daje z siebie 120 procent i najlepszy z nas znajdzie się w "czternastce" na najważniejsze tegoroczne turnieje. Każdy z nas będzie walczył o to i dziwne by było, gdyby ktoś miał inne podejście.
Czy w tegorocznym półfinale LM twoje serce było rozdarte? Z jednej strony bliski ci klub - Jastrzębski Węgiel, z drugiej były współlokator - występujący teraz w Aluronie CMC Warcie Zawiercie Jurij Gladyr.
Sercem jednak byłem za Jastrzębskim Węglem, bo spędziłem tam kupę czasu - czy to w akademii, czy później w drużynie seniorów. W sumie to było siedem lat, więc ciężko coś takiego wymazać z pamięci. choćby po opuszczeniu klubu obserwowałem, jak drużyna z akademii sobie radzi i jak tamtejsze środowisko się rozwija oraz funkcjonuje. Spędziłem w tym klubie ponad 30 procent mojego życia, więc stanowi on na pewno dużą część mnie.
A co dało ci dzielenie pokoju na wyjazdach ze starszym o 21 lat Gladyrem? Bo chyba swego czasu przygarnął cię trochę pod swoje skrzydła.
Na pewno pokazał mi życie profesjonalnego siatkarza - jak powinno ono wyglądać. Mogłem brać z niego przykład pod kątem tego jak pracuje - czy w siłowni, czy na treningu. Bo mimo swojego wieku widać u niego cały czas tę iskrę w oku, tę pasję do siatkówki i to, iż on chce po prostu być najlepszy i wygrać każdy mecz. Życzę sobie, bym za kilkanaście lat mógł być też w takim miejscu, mieć cały czas taki zapał i zdrowie do tego, by jeszcze w tym wieku móc grać.
Kiedyś młokosem w Jastrzębskim Węglu był też Popiwczak. Czy z racji tej samej pozycji i podobnej drogi miałeś z nim mocniejszą więź podczas pobytu w klubie?
W pierwszym roku seniorskiego grania towarzyszyło mi dużo emocji i potrzebowałem dużo wsparcia oraz wskazówek od innych. Kuba na pewno był jedną z tych osób, które zawsze służyły mi pomocą, dobrą radą czy dobrym słowem. A to, iż gramy na tej samej pozycji, to tylko sprawiło, iż mieliśmy więcej tematów do rozmów.
W minionym sezonie niespodziewanie głośno zrobiło się o wspomnianym też już przez ciebie Jakubie Jurczyku. Jednego wieczora przyjmował w Warszawie na twarz piłki uderzane przez siatkarzy PGE Projektu w meczu o brązowy medal mistrzostw Polski, a następnego ranka pisał maturę. Przerabiałeś coś podobnego?
Może nie miałem aż tak drastycznej sytuacji jak Kuba, bo on w tych kluczowych meczach grał, ale pamiętam, iż byłem z drużyną na spotkaniach finału mistrzostw Polski, a następnego dnia rano pisałem maturę. U mnie było o tyle łatwiej, iż nie wychodziłem na boisko wtedy i miałem do pokonania mniejszą odległość, bo graliśmy w Kędzierzynie-Koźlu. Złote medale wywalczyliśmy wtedy u siebie i drużyna świętowała, a ja rano znów musiałem się stawić na egzaminie dojrzałości. Wiem więc, co Kuba przeżywał niedawno i szacunek dla niego, bo dał radę nie tylko w szkole, ale i - mimo niełatwej sytuacji - na boisku.