Wystarczyły 22 minuty. Słowa Świątek nie brzmią już jak ponury żart

4 godzin temu
Gdyby mecz tenisa można było zakończyć po pierwszym secie, media z całego świata ogłaszałyby właśnie, iż Iga Świątek wróciła do trybu niszczycielki, a z kortu ziemnego może zmieść każdego. W wygranym przez Polkę meczu z Dianą Sznajder 6:0, 6:7, 6:4 w czwartej rundzie turnieju WTA 1000 w Madrycie widzieliśmy też i drugą twarz naszej tenisistki - niepewną, niespokojną. Już znaną nam z ostatnich tygodni. Ale warto zapamiętać 22 minuty, które coś mówią.
Diana Sznajder jest 13. tenisistką światowego rankingu. Dopiero co rozbiła w Madrycie 6:0, 6:0 Anastasiję Sevastovą, o której głośno było dzięki temu, iż wcześniej wygrała z Jeleną Ostapenko. Krótko mówiąc: 21-letnia Sznajder przed pierwszym w życiu pojedynkiem ze Świątek błysnęła. I to nie raz. Bo przed szybkim, 45-minutowym, zwycięstwem nad Sevastovą bezboleśnie uporała się też z solidną Amerykanką Katie Volynets, wygrywając 6:1, 6:2. Dlaczego więc będąca w formie Sznajder była aż tak bezradna w pierwszym, koncertowym secie Igi?


REKLAMA


Zobacz wideo Kamery są prawie wszędzie. "Świątek będzie musiała się tłumaczyć"


Właśnie dlatego, iż Świątek zagrała koncert. Kilka dni temu wiceliderka światowego rankingu powiedziała, iż czuje, iż jest już blisko swojego dobrego grania. I wygląda na to, iż Polka miała rację.
Owszem, jej pierwszy mecz w Madrycie to była droga przez mękę. Wszyscy pamiętamy, jak Świątek w drugiej rundzie (w pierwszej miała wolny los) wyszarpała zwycięstwo nad Alexandrą Ealą w trzysetowym boju, w którym popełniła aż 57 niewymuszonych błędów. Owszem, teraz znów przeżywaliśmy horror. Którego przecież nic nie zapowiadało. Wszak między meczami z Ealą a Sznajder Iga pewnie pokonała Czeszkę Lindę Noskovą 6:4, 6:2. A teraz przeciw Sznajder zagrała popisową pierwszą partię. Szkoda, iż tylko pierwszą. W drugim secie Świątek najwyraźniej nie utrzymała koncentracji, dlatego po efektownym 6:0 musiała odrabiać straty, gonić ze stanu 0:2, a później, choć wyszła na 3:2, to niespodziewanie znów przegrała gema przy swoim serwisie i znowu goniła, tym razem ze stanu 3:4.
Świątek jest chwiejna, ale wiedziała, co mówi
Od drugiego seta Świątek była niestabilna i znów mnożyła niewymuszone błędy. Po pierwszym secie kibice i dziennikarze z całego świata zachwycali się, pisząc w mediach społecznościowych, iż Polka gra idealnie, iż rywalka nie ma żadnego punktu zaczepienia, iż jest nie o klasę, a o co najmniej dwie klasy niżej niż mistrzyni mączki. Niektórzy żartowali nawet, iż Madryt miał ogromny kryzys związany z brakiem prądu (z tego powodu mecz Świątek – Sznajder przełożono z poniedziałku na wtorek), natomiast Polka na pewno nie, bo jest niesamowicie naładowana.
Po takim secie "stara, dobra Iga" gwałtownie skończyłaby mecz. Zdominowanej rywalce nie dałaby już złapać oddechu. Tak jak to zrobiła choćby przed niecałym rokiem na paryskiej mączce, rozbijając 6:0, 6:0 rodaczkę Sznajder - Anastasiję Potapową. Niestety, dzisiejsza Iga nie potrafi ustabilizować formy. walczy z tym od początku roku. Są chwile, w których wydaje się, iż Świątek straciła instynkt killera, którym w ostatnich latach imponowała.


Oczywiście oddajmy Rosjance, iż gdy tylko załapała się na grę, to bardzo mocno powalczyła. Nie pękła, nie myślała tylko o tym, żeby ten koszmar jak najszybciej się skończył. Nawiązała ze Świątek równorzędną walkę po tym, jak została przez Polkę zbita. – Wiele tenisistek walczyłoby w takiej sytuacji tylko o to, żeby nie wyjechać z kortu na rowerze – mówiła Joanna Sakowicz-Kostecka w momencie, w którym Świątek prowadziła 6:0, 6:7, 5:4 i miała serwować. Komentatorka Canal+ miała nadzieję, iż Iga wyszarpie zwycięstwo, ale ogromnie doceniała mentalną siłę Sznajder. Świątek zdołała ten mecz wygrać, zamknąć go we wspomnianym momencie. Za to Idze chwała. Ale przed nią ważne lekcje do odrobienia. A wnioski Polka i jej sztab wyciągać powinni nie tylko z tego, co złe.
To 6:0 Świątek naprawdę warto zapamiętać
Popatrzmy w szczegółach na pierwszą partię, bo ona coś nam mówi. Mianowicie, iż Świątek nie kłamała. Królowa mączki dobrze wyczuwała, iż zbliża się do swojej najlepszej gry na ulubionej nawierzchni. Świetny w wykonaniu Polki pierwszy set meczu ze Sznajder przypomniał nam jej najlepsze chwile i z Madrytu, i Rzymu, i z Roland Garros. Słowem: ze wszystkich kortów ziemnych, na których w minionych latach robiła podobne rzeczy. Świątek wygrała tę partię 6:0 i to był jej już dziewiąty bajgiel (czyli set wygrany do zera) w tym sezonie. Ale żadne z poprzednich 6:0 Świątek z tego sezonu nie było tak okazałe, tak bezdyskusyjne, jak to nad Sznajder.
Cała partia potrwała zaledwie 22 minuty. Rosjanka nie miała szansy na wygranie żadnego gema, przegrywała je do zera, do 15 lub co najwyżej do 30. W sumie wygrała w tym secie zaledwie siedem punktów. Przy 24 punktach wygranych przez Polkę. Dla porównania prześledźmy, jak wyglądały poprzednie sety wygrane przez Świątek 6:0 w tym sezonie.


6:0 z Jastremską w Indian Wells w 31 minut. W punktach 30:18. Mecz wygrany 6:0, 6:2
6:0 z Garcią w Indian Wells w 27 minut. W punktach 26:10. Mecz wygrany 6:2, 6:0
6:0 z Jastremską w Dubaju w 33 minuty. W punktach 24:8. Mecz wygrany 7:5, 6:0
6:0 z Azarenką w Dubaju w 28 minut. W punktach 27:11, mecz wygrany 6:0, 6:2
6:0 z Lys w Australian Open w 24 minuty. W punktach 26:10. Mecz wygrany 6:0, 6:1
6:0 z Raducanu w Australian Open w 39 minut. W punktach 30:17. Mecz wygrany 6:1, 6:0
6:0 ze Sramkovą w Australian Open w 27 minut. W punktach 25:10. Mecz wygrany 6:0, 6:2
6:0 z Helgo w United Cup w Sydney 38 minut. W punktach 31:17. Mecz wygrany 6:1, 6:0


W powyższym zestawieniu widać, iż Świątek efektownie pokonywała swoje rywalki zwłaszcza w trakcie Australian Open. Trudno nie odnieść wrażenia, iż tam była w takiej formie, jakiej później już nie prezentowała. W Melbourne doszła do półfinału, czym wyrównała swoje najlepsze osiągnięcie z tego wielkoszlemowego turnieju (w półfinale AO była też w 2022 roku). Ale tym razem była o krok - o malutki kroczek - od finału. Bowiem w walce o niego miała piłkę meczową, ale ją zmarnowała i po tie-breaku w decydującym secie uległa Madison Keys. Późniejszej mistrzyni.


Świątek już długo czeka. To powinna być jej baza
Teraz Świątek szykuje się do drugiego w tym roku turnieju wielkoszlemowego. Do swojego ulubionego Roland Garros (wygrała go już cztery razy: w 2019, 2022, 2023 i 2024 roku). W pierwszym turnieju na mączce, w Stuttgarcie, wygrała tylko jeden mecz i odpadła ze swoją zmorą, Ostapenko (ma z nią bilans już 0:6).
W Madrycie Polka wygrała właśnie trzeci mecz z rzędu i awansowała do ćwierćfinału. Widać, iż jej gra jeszcze mocno faluje. Koniecznie ograniczyć trzeba liczbę własnych błędów. Jest ich aż tak dużo, iż Iga przegrywa choćby seta, w którym rywalka ma zaledwie 6 winnerów i aż 18 niewymuszonych błędów (Sznajder) albo 5 winnerów i 17 pomyłek (Eala). Ale jak ma być inaczej, gdy Świątek w tych setach ma zatrważające bilanse 9:34 (w drugiej partii ze Sznajder) czy 11:25 (w pierwszej z Ealą)?
Jest co poprawiać, ale jest też z czego czerpać. Bo cenne i sporo mówiące są takie momenty, gdy Świątek się przełamuje, gdy pokazuje charakter. Mecz ze Sznajder wygrała, mimo aż 56 niewymuszonych błędów. Przy 27 winnerach. To bilans jeszcze gorszy niż 40:57 z Ealą.
Cenne są też takie momenty, jak pierwszy set meczu ze Sznajder. W nim Iga miała siedem winnerów i pięć niewymuszonych błędów (czyli w dwóch następnych setach łączny bilans wyniósł 20:52!). Ten set to może być i to powinna być baza. Coś, do czego Świątek w trudniejszych chwilach będzie mogła się odwołać, mówiąc samej sobie, iż przez cały czas potrafi grać świetnie i zdominować choćby naprawdę solidną rywalkę. Oraz iż mączka to wciąż jej królestwo. I iż wreszcie – po raz pierwszy od Roland Garros 2024 – może wygrać turniej. Może już tu, w Madrycie. Ale na pewno nie z taką grą, jak od stanu 6:0 w meczu ze Sznajder.


W ćwierćfinale Świątek zmierzy się z Amerykanką Madison Keys (5. WTA). Mecz odbędzie się w środę.
Idź do oryginalnego materiału