"Caitlin Clark wyniosła zainteresowanie kobiecą koszykówką na nowy, niedostępny wcześniej poziom" - pisał jakiś czas temu Michał Kiedrowski ze Sport.pl. Zaznaczył, iż 22-latka, która jeszcze niedawno występowała w lidze uniwersyteckiej, ma szansę zostać choćby najlepszą koszykarką w historii. Nie ma co się dziwić, zwłaszcza patrząc na jej rekordy: najlepszy wynik punktowy w akademickiej karierze (3951), najlepszy wynik punktowy w jednym sezonie (1234), najlepszy wynik w liczbie trafionych rzutów za trzy punkty w okresie (201), najlepszy wynik w karierze w liczbie punktów na mecz (29,2).
REKLAMA
Zobacz wideo Mamy Polaka w czołówce! Polski skoczek zaskoczył wszystkich
Tamtejsze media dosłownie oszalały na jej punkcie. "Uznano ją za talent, który zmieni kobiecą koszykówkę, tak jak męską zmienił Stephen Curry" - przekazał Kiedrowski, dodając, iż mecze z jej udziałem biją kolejne rekordy popularności, natomiast hasło "Caitlin Clark effect" doczekało się osobnego szerokiego opisu w Wikipedii. Nieco później sama zainteresowana została wybrana jako pierwsza w drafcie WNBA 2024 przez Indiana Fever.
Iga Świątek zareagowała na sukces Caitlin Clark. Wymowne słowa
Clark przyznaje, iż trudno jest znajdować się w centrum zainteresowania mediów oraz fanów, natomiast dzięki temu odczuwa wyjątkową odpowiedzialność. Chce być wzorem do naśladowania dla młodych sportowców. - To wyjątkowe uczucie widzieć młode dziewczyny oraz chłopców, którzy przychodzą do mnie po autograf ze swoimi mamami lub tatusiami - oznajmiła.
Amerykanka została niedawno wybrana przez magazyn "Time" sportowcem roku. Tuż po tym zamieściła w mediach społecznościowych kilka zdjęć z sesji zdjęciowej dedykowanej temu sukcesowi. Momentalnie pojawiło się mnóstwo komentarzy kibiców, jak i celebrytów, którzy docenili jej zwycięstwo. Zareagować postanowiła też była liderka światowego rankingu WTA Iga Świątek. "Nadzwyczajne osiągnięcie. Szacunek!" - podsumowała.
Clark uważa, iż zasłużyła na wszystko, co ją dotąd spotkało. Mało tego, wyznała, iż kocha koszykówkę i ma nadzieję, iż po zakończeniu kariery znajdzie jeszcze dziedzinę, która będzie ją aż tak bardzo ekscytowała. - Pewnego dnia chciałabym zostać właścicielką drużyny sportowej - stwierdziła, cytowana przez time.com.
Serwis zaznacza, iż Amerykanka jest świadoma swojego wpływu na ludzi niezależnie od tego, czy znajduje się na parkiecie, czy poza nim. Mimo to przyznaje, iż wciąż "uczy się życia". Po zakończeniu wymagającego roku, podczas którego rozegrała aż 82 mecze, stara się cieszyć wolnym czasem i spędzać go z najbliższymi, zanim wróci do gry. - Jestem bardzo szczęśliwa i wdzięczna, ale czuję, iż mogę jeszcze znacząco się rozwinąć - podsumowała.