- Nieważne, jak się nazywam, bo takich jak ja są w Polsce tysiące. Nie chcę, żeby ktoś powiedział, iż udzielam tego wywiadu, bo szukam rozgłosu albo próbuję sobie coś załatwić. Takimi kategoriami myśli się w tym środowisku - mówi trener z dużej warszawskiej akademii, który na tydzień wpuścił mnie do swojego sztabu i oprowadził po swoim świecie. Ma 35 lat, trenuje od 2013 roku, posiada licencję UEFA A i prowadzi dwie drużyny jednocześnie - do lat 14 i do lat 17. Pracuje też w szkole, w której prowadzi zajęcia sportowe i jest wychowawcą klasy.
REKLAMA
Zobacz wideo Krychowiak szczerze o relacji z ojcem. "Tata miał do mnie pretensje"
Świat, który mi pokazał, na co dzień pozostaje schowany za ścianą prostych tez o szkoleniu i hasełek z publicystycznych programów - iż źle, za mało intensywnie, bez pomysłu i szerszej wizji. To świat wielkich programów nakreślonych przez PZPN i Ministerstwo Sportu, ale też mnóstwa małych problemów - z zarezerwowaniem boiska na półtorej godziny, z brakiem magazynu na sprzęt czy z rywalem, który nie zgadza się na przełożenie meczu, mimo iż dzień wcześniej cała drużyna była na pogrzebie pożegnać matkę kolegi. To świat pełen zazdrości, brudnej gry i wzajemnych pretensji. Świat, w którym łatwo wskazuje się winnych - goniących za wynikiem trenerów albo szalonych rodziców marzących o wielkich karierach swoich dzieci. To wreszcie świat, na który wielu ekspertów, dziennikarzy i rodziców jedynie zerka z zewnątrz. I oczekuje, choć kilka o nim wie.
Wybija godz. 22, gasną wszystkie jupitery. By znaleźć piłki, trzeba odpalić latarki w telefonach
Jesienny wieczór. Ciemno, nad boiskiem unosi się delikatna mgła, kropi deszcz. Podjeżdża trener, podnosi się szlaban, do treningu jeszcze godzina. - Jak jesteś trenerem, musisz mieć samochód z dużym bagażnikiem - mówi, gdy podajemy sobie rękę. Zaczyna wyciągać kolejne rzeczy. Dwa worki z piłkami, torbę z koszulkami i kolejny worek z akcesoriami do treningów. Odżywki i treningowe pachołki. Na koniec najtrudniejsze - trzeba tak manewrować metalowym stelażem do projektora, który przechodzi między zagłówkami i sięga połowy samochodu, by nie wybić nim szyby ani nie zahaczyć o podsufitkę.
- Moje dzieciaki już się nauczyły, iż podczas jazdy trzeba mieć oczy dookoła głowy i czasem złapać jakąś piłkę, która na zakręcie wyleci z worka. To auto mam od niedawna, jest większe od poprzedniego. Żona się śmiała, jak je kupowaliśmy, iż żadna różnica, bo zaraz i tak będzie dwuosobowe, bo zagracę cały tył. Ale do tego już się przyzwyczaiła, denerwuje ją tylko smród wilgoci. W takim okresie jesienno-zimowym, jak wrzucę te wszystkie mokre piłki i rzeczy, to wszystko momentalnie paruje - opowiada. I z uśmiechem zaznacza: - Ale żonę i tak mam wyrozumiałą. Co jakiś czas wpadam przecież z informacją, iż muszę kupić drona albo iż chciałbym mieć kamerę Veo, która nagrywa cały mecz, sama śledzi piłkę i może transmitować na żywo. Nowa kosztuje ponad 5 tys. zł, ale udało mi się znaleźć taniej. Do tego jakiś kurs, jakiś staż… Wszystko kosztuje.
Trener przewozi to wszystko w samochodzie, bo choć w jego akademii trenuje ponad pięćset dzieci, to nie ma własnego boiska. Wynajmuje miejskie, którymi zarządza MOSiR. Warszawa, podobnie jak inne duże miasta, cierpi na brak pełnowymiarowych boisk. W dzielnicy, w której jesteśmy, są raptem dwa. Jedno ze sztuczną nawierzchnią, jedno z naturalną. Trener przeskakuje z jednego boiska na drugie, a sprzęt zabiera ze sobą. Część rzeczy może zostawić we wspólnym magazynku dzielonym z innymi klubami, za który akademia dodatkowo płaci, ale tylko wtedy, gdy akurat grafik ułoży się tak, iż dwa treningi z rzędu wypadają w tym samym miejscu. W tygodniu, który spędzamy razem, taki komfort ma tylko raz - piłki nocują w magazynie z wtorku na środę. - Próbowałem walczyć tutaj o porządek, ale niestety, jak coś jest wspólne, to jest niczyje - komentuje, gdy po uchyleniu drzwi magazynu lecą w jego stronę plastikowe tyczki.
Jest środa, dzień analizy poprzedniego meczu. To też jedyny dzień w tygodniu, w którym trener - znów, za dodatkową opłatą - ma do dyspozycji nieco większą szatnię. W tej, w której jego piłkarze przebierają się na co dzień, żaden ekran by się nie zmieścił. Rozstawia stelaż, przygotowuje rzutnik, podłącza laptopa. Analiza trwa kilkadziesiąt minut. Siedemnastoletni piłkarze raczej nie mają problemu z utrzymaniem koncentracji. Trener zadaje im sporo pytań: dlaczego tam pobiegłeś; jak inaczej mogłeś rozwiązać tę akcję; jakie mamy modelowe zachowania w takiej sytuacji. - Właśnie dlatego chciałem mieć tę kamerę veo, żeby móc im to wszystko pokazać. Nagrywamy też treningi z drona i wrzucamy do analizy - mówi trener, gdy przechodzimy z szatni na boisko.
W dniu treningu, w okolicach południa, okazało się, iż na wynajmowanym przez klub boisku inny zespół rozgrywa zaległy mecz. Zasady panujące w MOSiR są jasne: mecze mają priorytet, treningi schodzą wtedy na dalszy plan. Dlatego trener rozsyła do zawodników wiadomości, iż spotykają się pół godziny później. Na koniec okazuje się, iż i to nie wystarcza, bo mecz zaczął się nieco później. Dlatego, gdy na boisku rozgrywane są ostatnie akcje, na tartanowej bieżni już trwa rozgrzewka zespołu, któremu przyglądam się w tym tygodniu. - Każda minuta na boisku jest cenna. Jak skończy się mecz, będziemy już rozgrzani i zaczniemy najważniejszą część treningu - mówi trener.
I faktycznie, gdy tylko mecz się kończy, piłkarze błyskawicznie zmieniają płaskie buty na korki i wpadają na murawę. - To nie jest idealne rozwiązanie. Raz biegają po twardym, raz po miękkim. Raz mają trening na sztucznej trawie, raz na naturalnej. Później jednego bolą plecy, drugiego łydka. Ale inaczej się nie da. Nie mamy boiska na stałe. Skaczemy z jednego na drugie. To z naturalną trawą i tak nam za chwilę odpadnie, bo między końcówką listopada a połową marca, ze względu na pogodę i potencjalne zniszczenia murawy, w ogóle nie jest wynajmowane. Tłok na sztucznej będzie jeszcze większy - słyszę.
Gdy drużyny, które rozgrywały mecz, dziękują sobie na środku boiska, przy polu karnym już zaczyna się trening. Po drugiej stronie, gdzie trenuje młodszy rocznik, jest identycznie. Każda drużyna ma do dyspozycji tylko połowę boiska. To norma. Bardzo rzadko jedna drużyna może trenować na całym boisku. - Ale macie to dopracowane - zagaduję. - Zobaczysz, co się stanie o 22:00, to zrozumiesz - rzuca trener tajemniczym tonem.
Gdy wybija 22, nagle gasną wszystkie jupitery. Zarządcy nie obchodzi, iż część piłek podczas treningu wylądowała w pobliskich krzakach albo na niewielkiej trybunie. Jest ciemno. - Prosiliśmy, żeby to wydłużyć o te 3-4 minuty. Proponowaliśmy, iż możemy przecież po treningu sami to światło gasić i zluzować administratora. Ale nic z tego - mówi trener, który zbiera swoich piłkarzy przy ławce rezerwowych, podświetla tablicę lampką w telefonie i krótko podsumowuje trening. Później latarki włączają jego zawodnicy i szukają porozrzucanych piłek.
O 22:10 są już w drodze do szatni. Kwadrans później zaczynają z niej wychodzić. O której będą w domach? O której zjedzą kolację? O której pójdą spać? Mowa o siedemnastolatkach. Jutro szkoła. I następny trening.
Trener podświetlający tablicę po treningu. Jupitery gasną równo o godz. 22Dawid Szymczak
Trudna rozmowa z teściem. Poświęcenie nieadekwatne do zarobków
Trener wychodzi jako ostatni, zgrywa jeszcze nagranie treningu z drona i wysyła zawodnikom. Jak wrócą do domu, będą już mogli go obejrzeć. - Widzimy się jutro - zwraca się do mnie. - Będzie ciekawie, bo mamy dwa treningi. Najpierw z młodszymi tutaj, a później wsiądziemy w samochód i przejedziemy na drugie boisko do starszych. Niedaleko, cztery i pół kilometra - mówi i na wszelki wypadek, żebym się nie pogubił, wysyła mi swój grafik.
poniedziałek: trening starszej drużyny 15:45-17:00; młodsza od 16:10 ma na tym samym boisku trening motoryczny
wtorek: trening młodszej drużyny 16:20-17:45; trening starszej drużyny 17:45 – 19:30
środa: młodsi mają dzień wolny; starsi trenują od 20:30, ale zbierają się już od 19:45, żeby obejrzeć analizę ostatniego meczu
czwartek: trening młodszej drużyny 16:20–18:00; trening starszej drużyny 18:30-20:00. Treningi realizowane są na dwóch różnych boiskach oddalonych od siebie o 4,5 km.
piątek: starsi mają wolne; młodsi trenują 17:20-19:00
sobota: starsi grają wyjazdowy mecz o 12:30 (zbiórka 7:00)
niedziela: młodsi mają mecz u siebie o 17:00
Grafik dotyczy jedynie treningów w akademii i nie uwzględnia pracy w szkole. Trener średnio spędza w niej sześć godzin dziennie.
- Sporo tego - zauważam. - Tak pracuje jakieś 80 proc. trenerów w Polsce. Albo mają dwie-trzy drużyny w jednej akademii, albo trenują w dwóch klubach, albo mają pracę w akademii, a poza tym oferują treningi indywidualne, albo dodatkowo organizują obozy sportowe. Wielu łączy to też z pracą w szkole. U mnie tak to właśnie wygląda. Dopiero, gdy zsumuje się moje zarobki ze szkoły i z dwóch drużyn w akademii, to wychodzi tyle, ile moja żona ma na jednym etacie - porównuje.
Z badań przeprowadzonych przez firmę Synergia dla magazynu "Asystent Trenera", na grupie blisko 1400 trenerów, wynika, iż średnie wynagrodzenie trenerów w Polsce pod koniec 2023 r. wynosiło 1516 zł na rękę. Zarobki różniły się w zależności od miejscowości, w której pracuje trener (w miastach zarabia się więcej), a także od jego licencji, doświadczenia i grupy wiekowej zespołu, który prowadzi. Blisko połowa (42,8 proc.) trenerów w Polsce nie zarabia jednak choćby 1000 zł za jedną grupę piłkarzy, mimo iż najczęściej wiąże się to z prowadzeniem dwunastu treningów i czterech meczów w miesiącu. Zaledwie 9,8 proc. zarabia powyżej 2000 zł. Trenerzy nie mają wygórowanych oczekiwań. Z tych samych badań wynika, iż średnie preferowane przez nich wynagrodzenie wynosi 2697 zł netto. Dane z badań pokrywają się z informacjami, które dostaję od trenerów w trakcie pisania tego tekstu. Przez ostatnie dwa lata kilka się zmieniło. Potwierdzają to również ogłoszenia o pracę, na które natrafiam na trenerskich grupach.
Trenerzy zostali też poproszeni o wskazanie największych barier w swojej codziennej pracy. Najczęściej (60,3 proc.) wymieniali właśnie zbyt niskie wynagrodzenie, nieadekwatne do ilości pracy. 53 proc. wskazało konieczność godzenia pracy trenera z inną pracą zawodową, a 46,5 proc. przyznało, iż ma problem z pogodzeniem pracy trenerskiej i życia rodzinnego.
- Mówi się, iż najlepszy trener to trener, który nie ma żony i dzieci. Rodzina zawsze obrywa, chciałbyś mieć dla niej więcej czasu. Ja też miałem trudną rozmowę z teściem, w której dosadnie stwierdził, iż czas, jaki na to wszystko poświęcam, nie jest proporcjonalny do zarobków. Ale to człowiek z korporacji, patrzący na życie przez trochę inny pryzmat. Ja bym w jego świecie nie wytrzymał tygodnia. Pieniądze by mi tego nie zrekompensowały. Czasem słyszę, iż się zajeżdżam i muszę być bardzo zmęczony. Tak, czasami jestem, ale zmęczenie pracą, która jest moją największą pasją, jest jednak inne niż zmęczenie pracą, której nie lubisz czy choćby "zwykłą pracą" - przekonuje trener i sięga po telefon. Szuka wpisu, który w ostatnich tygodniach pojawił się na niemal każdej grupie trenerskiej. Inni trenerzy udostępniali go publicznie w mediach społecznościowych i wysyłali sobie w wiadomościach prywatnych. Wymowny jest już sam tytuł: "Cena pasji. Cena bycia trenerem".
"Wszystko ma swoją cenę. I nie mam na myśli pieniędzy, choć te też bywają problemem. Chodzi o coś innego - o czas, który mija, którego nie da się cofnąć. O relacje, które się rozluźniają. O chwile, które omijasz. O ludzi, którzy odchodzą, bo "znowu jesteś na meczu", bo "ciągle nie masz czasu". Bycie trenerem to nie tylko rozstawianie pachołków, prowadzenie treningu i wrzucenie zdjęcia z meczu. To życie, które oddajesz w imię pasji, której nikt poza tobą do końca nie zrozumie.
Czasem wracasz do domu po 22:00. Zmęczony, brudny, zziębnięty, ale w głowie wciąż analizujesz: "co mogłem zrobić lepiej?". Nie oglądasz seriali, nie chodzisz do kina, nie masz siły na spotkania towarzyskie. W weekendy inni odpoczywają - ty jesteś na boisku. Często nie jako trener - ale jako kierowca, psycholog, ojciec zastępczy, logistyk i czasem jedyny dorosły, który naprawdę wierzy w tych młodych ludzi.
Zanim ktoś powie: "Po co ci to?", odpowiem: bo to silniejsze ode mnie. Bo gdybym miał z tego zrezygnować - nie byłbym sobą. Bo piłka to nie tylko gra. To sens. To azyl. To jedyne miejsce, gdzie wszystko ma znaczenie. Ale to nie jest bajka. To kosztuje. I czasem, zbyt często, płacisz więcej, niż możesz sobie pozwolić. Zaniedbujesz rodzinę. Pracę zawodową. Relacje. Zdrowie. I choćby jeżeli masz wokół ludzi - to na końcu dnia, po ostatnim gwizdku, po powrocie do pustego mieszkania - zostajesz sam. Sam z myślami. Sam z pasją, która cię napędza... I po cichu wypala. I mimo to - wracasz. Na kolejne treningi. Na kolejne mecze. Z wiarą, iż choć cena jest wysoka, to to, co dajesz - i co zostawiasz po sobie -ma sens".
- Wszyscy trenerzy to sobie rozsyłali. W końcu mój kolega-trener mi napisał: "K***, jeszcze raz ktoś mi to wyśle, to chyba wybuchnę". Jest tu sporo prawdy, ale jest też zdecydowanie za dużo żalu. Ja nie zamierzam się skarżyć. Jestem trenerem, bo to kocham, bo to moja pasja. A iż trzeba piłki wozić w bagażniku? Że nie ma się wolnych weekendów? Że zarobki nie są duże? To mój wybór. Nikt mnie przecież do niczego nie zmusza.
Dwa treningi, dwa boiska, 4,5 km
Czwartek. Dzień, w którym trener jest najbardziej zapracowany. Dwa treningi, dwa różne boiska, a wcześniej etat w szkole.
Godz. 18:12 - kończymy trening z drużyną U-14. Maszerujemy do samochodu. Tablica pod pachą. Chłopcy dostali polecenie, by zanieść resztę sprzętu i zostawić przy bagażniku. Jedziemy. W tle starsze kawałki Pezeta i Sokoła. Wyświetlacz daje znać o kolejnych wiadomościach - smsach, WhatsAppie, Messengerze. Piszą rodzice, zawodnicy, drugi trener. Każdy ma sprawę. Jeden z rodziców domaga się, by trener interweniował w Mazowieckim Związku Piłki Nożnej, bo bramka, którą w przegranym meczu zdobył jego syn, została przez pomyłkę zapisana innemu zawodnikowi. Trener nie zamierza poświęcać na to czasu. Inny rodzic dopytuje, dlaczego syn musi trenować w termoaktywnej koszulce, skoro nie jest mu zimno. Kolejny chce umówić się na dłuższą rozmowę, bo jego syn gra ostatnio mniej niż w poprzedniej rundzie. Ktoś zgłasza drobną kontuzję, ktoś inny się spóźni. Trener drugiej drużyny chce zamienić się godziną treningu.
- Temat rodziców jest tak szeroki, iż potrzebny byłby kolejny artykuł. Są tacy, którzy tylko przywożą i odbierają dzieci z treningów i tym wszystkim się nie interesują, ale nie brakuje rodziców bardzo nagrzanych, myślących, iż doskonale znają się na piłce. Co się nie zmienia - niemal wszyscy rodzice patrzą na trenera i mecze przez pryzmat wyniku. Nie rozróżniają piłki seniorskiej i młodzieżowej. Przykładają tę samą miarę. Wygrasz? Wszystko świetnie. Przegrasz? Nie nadajesz się. Ale największym problemem nie są same mecze, tylko codzienny kontakt z rodzicami. Wymyślanie problemów, setki pytań, sugestii. Mama mówi, iż na Jasia nie można krzyczeć, a następnego dnia przychodzi ojciec i mówi, iż trzeba na niego podnieść głos. Pięciu rodziców powie, iż trener za dużo krzyczy przy linii, a sześciu stwierdzi, iż krzyczy za mało, nie podpowiada i ma wywalone. To zatruwa głowę, wielu trenerów sobie z tym nie radzi i przez to rezygnuje. Znam dokładnie takie przypadki, iż trenerzy odchodzili, bo nie dawali sobie rady z rodzicami. Zresztą, to jest też coraz powszechniejszy problemem wśród nauczycieli w szkołach. Najważniejsze to pamiętać, iż wszystkich się nie zadowoli, więc najlepiej po prostu być sobą.
- Kolega mi kiedyś powiedział, iż on nigdy nie będzie miał problemów z rodzicami. Bzdura. Każdy będzie miał. Rodzic zawsze może przyjść do ciebie z jakąś uwagą. Od najmniejszych drobnostek po poważniejsze sprawy. Zawsze też znajdzie się ktoś niezadowolony. Naprawdę, nie wymyśliłbyś wszystkich tematów, z jakimi rodzice potrafili napisać mi smsa po godz. 23. Najważniejsze, jak gwałtownie zareagujesz i to ugasisz, a na ile pozwolisz pożarowi rozprzestrzeniać się na innych rodziców i na dzieciaki. Na kursach nie poświęca się temu za wiele czasu, a to kluczowa rzecz w pracy trenera. Źle poprowadzona kooperacja z rodzicami może rozwalić drużynę. Dlatego też praca z dziećmi jest trudniejsza niż z seniorami. W seniorach masz siedmiu niezadowolonych zawodników w drużynie, a tutaj za siedmioma niezadowolonymi piłkarzami stoi jeszcze siedmiu niezadowolonych rodziców. A w tym wszystkim są jeszcze pieniądze, bo rodzic płaci za grę swojego syna, więc jest klientem, może wymagać.
- Dam ci przykład, jak prosta rzecz potrafi sprawić, iż trener będzie miał pod górkę. Wyobraź sobie, iż zaniepokojony rodzic dzwoni do ciebie, iż jego syn za mało gra. Może narzeka, może prosi o więcej minut. Nieważne. Co robisz? Miałem taką sytuację, iż z góry planowałem wystawić jego syna w następnym meczu w pierwszym składzie. Co wówczas pomyślałby taki rodzic? Że wystarczy do mnie zadzwonić, trochę postraszyć, trochę pomarudzić i od razu daję syna do pierwszego składu. Powie to innym rodzicom. I co się dzieje? Mam kilka takich telefonów w tygodniu. Mam pożar w drużynie. To co? Mam zmienić po takiej rozmowie plan i takiego zawodnika nie wystawić, żeby rodzic nie pomyślał, iż to dzięki jego ingerencji? Byłoby to niesprawiedliwe, bo ten zawodnik zapracował na to miejsce na treningach. Jako trener naprawdę masz problem.
- Co zrobiłeś? - pytam. - Wystawiłem tego chłopaka, ale wcześniej bardzo dokładnie mu wytłumaczyłem, dlaczego gra. Zacząłem już na treningach, a powtórzyłem przed meczem przy całej grupie. Tłumaczyłem też rodzicowi. W ogóle przez te wszystkie lata nauczyłem się lepiej reagować. Pomogło mi też to, iż moje dzieciaki poszły do szkoły. Teraz lepiej rozumiem drugą stronę. Wiem, iż ciężko słucha się o swoim dziecku, iż w czymś odstaje, coś mu nie wychodzi albo w czymś jest słabe. Zacząłem więc delikatniej pewne sprawy nazywać i jeszcze bardziej zwracać uwagę na przekaz. Czasami jest tak, iż więcej czy dosadniej możesz o czymś powiedzieć dziecku niż rodzicowi - mówi trener.
Rozmawiamy też o środowisku trenerskim. - Trudno uogólniać i stwierdzić, iż poziom wśród trenerów rośnie. Na takim jednym boisku, jak my trenujemy, spotkasz każdy rodzaj trenera. Będzie pasjonat, który do wszystkiego podchodzi profesjonalnie i dba o każdy szczegół. Ale będzie też trener, który tylko porozstawia pachołki, zrobi minimum, po półtorej godzinie będzie już w samochodzie, a później zgarnie taką samą wypłatę. Każdy wybiera, jak chce trenować i kim chce być.
Pytam, czy ubywa "wynikowców", czyli trenerów, dla których wygranie meczu jest ważniejsze niż długofalowe rozwijanie piłkarzy. PZPN, poprzez kursy, szkolenia i prelekcje w klubach, stara się tłumaczyć, iż sam rezultat meczu nie świadczy o umiejętnościach trenera, a w rozgrywkach młodzieżowych jest mnóstwo ważniejszych czynników. Ostatnio w wywiadzie dla Sport.pl długo mówił o tym Marcin Dorna, dyrektor sportowy federacji.
- Jeden z trenerów z Holandii opowiadał, iż właściciel klubu, w którym pracuje, ciągle zadaje mu pytanie: "kto następny?". Kto następny do pierwszego zespołu. Kto następny do sprzedaży, do wyższej kategorii wiekowej, do reprezentacji. Nie pyta, jaki był wynik. Kto zna wszystkich mistrzów świata U-17 czy U-20? Na kursie UEFA było dwudziestu czterech trenerów młodzieży i tego nie pamiętali. A kto to jest Wayne Rooney? Albo Lionel Messi? Wszyscy to wiemy. Oni byli najlepszymi piłkarzami tych turniejów - tłumaczył Dorna.
- U nas w lidze na kilkanaście zespołów w piłkę naprawdę chcą grać trzy-cztery. Ale to nie jest taka prosta sprawa z tymi "wynikowcami". Dobry wynik zawsze trenerowi pomaga. Jeden ojciec napisał mi smsa, iż gramy lepiej niż Manchester City, a ja jestem ich Guardiolą. Później odszedł od nas do większej akademii najważniejszy zawodnik, dwóch innych nabawiło się kontuzji i wyniki się pogorszyły. Ten sam ojciec na jednym spotkaniu z rodzicami zarzucił mi, iż nie mam pomysłu na grę i chłopacy się nie rozwijają. Pracowałem identycznie, graliśmy z tymi samymi założeniami, co wcześniej. Tłumaczysz wtedy rodzicom, co i jak. Uświadamiasz. Ale nie do każdego dotrzesz. Dlatego wynik pomaga. Identycznie jest z prezesami czy dyrektorami akademii - tłumaczy trener.
- Mam dobry przykład, który pokazuje, jakie jest środowisko trenerskie. Mój kolega został wybrany trenerem roku w swoim województwie. Na Facebooku dostał mnóstwo gratulacji i pochwał od innych trenerów. Tyle iż i ja, i on wiemy, iż ci sami ludzie, którzy pisali mu te gratulacje, regularnie go obrażają, obgadują i oskarżają o przeróżne rzeczy. Zawiść i zazdrość trapią to środowisko. Kiedyś miałem zresztą podobną sytuację. Do mojej szatni wszedł trener rywali i chciał mi podać rękę. Nie podałem mu i poprosiłem, żeby wyszedł. Powiedział do chłopaków: "Zobaczcie, jakiego macie trenera". Wytłumaczyłem im, iż ten pan wcześniej obrażał mnie w internecie i pisał na forach trenerskich, iż jestem złodziejem. To też była dla nich lekcja, iż to co robią w internecie, ma później wpływ na prawdziwe życie.
- Kolejna historia. Jedna z najtrudniejszych. Zmarła mama jednego z moich piłkarzy. W sobotę był pogrzeb, na który poszliśmy całą drużyną. Chłopacy bardzo to przeżyli. W niedzielę mieliśmy mecz, więc kilka dni wcześniej odezwałem się do tamtego klubu, wytłumaczyłem naszą sytuację i poprosiłem o przełożenie meczu. "Nie". Dlaczego? "Bo nie". Gdy tam jechaliśmy, nikt w autobusie się nie odzywał. Wygraliśmy chyba 3:0, ale choćby nie było radości. Wracaliśmy też w milczeniu - opowiada.
- Rywalizacja między trenerami jest olbrzymia. O wyniki, o boiska, o miejsca na kursach, o zawodników. O wszystko. Mnie bardzo dużo osób ze środowiska nie lubi, bo twierdzi, iż kradnę zawodników. Nie szkolę, tylko zabieram. Szeroki temat, ale w tym środowisku działa to tak, iż jak wysyłasz zawodnikowi zaproszenie na testy do swojej drużyny, to adresujesz to na maila klubu. I zwykle jest tak, iż ten klub choćby tego zawodnika ani jego rodziców nie poinformuje, bo nie chce go stracić. Boi się, iż jeżeli pójdzie do innego klubu na testy, to mu się tam spodoba i odejdzie. Działamy na wolnym rynku, ale nie wszyscy to rozumieją. Dlatego staram się docierać bezpośrednio do zawodnika i jego rodziców. Znam jednak swoje miejsce w szeregu. Nie wyciągam piłkarzy z dużych akademii, tylko z klubów, w których tacy zawodnicy się wyróżniają, a moim zdaniem, nie mają już takiego pola do rozwoju, jak będą mieli u mnie. W końcu i u mnie ten zawodnik dojdzie do sufitu, więc przekaże go do jeszcze lepszej akademii. Naturalna kolej rzeczy.
Godzina 18:37 - docieramy na trening z drużyną U-17. Trener znów zabiera tablicę, na ramię zarzuca piłki, a w drugiej ręce niesie torbę. Wpada na boisko, wysypuje piłki. Asystent jest od początku treningu i kończy prowadzić rozgrzewkę.
- Bardzo brakuje nam boisk. Powoli piłka nożna staje się przez to tenisem, bo trenowanie dzieci jest coraz bardziej kosztowne. To prosty rachunek: boisk jest mało, więc ceny wynajmu idą w górę, a akademie przerzucają to na rodziców, więc rosną miesięczne składki. U nas składka miesięczna to 350 zł. 70 proc. tych składek idzie na wynajem boisk. Za niedzielny mecz zapłacimy 1000 zł. A takich meczów w ten weekend nasze drużyny zagrają na tym boisku sześć. Faktura będzie na ponad 6000 zł. Ale prawda jest taka, iż gdyby z dnia na dzień ktoś podniósł cenę o 500 zł, to my i tak byśmy musieli zapłacić, bo nie mamy alternatywy. Nie ma w okolicy innego boiska - tłumaczy trener.
- O tym za dużo się w telewizjach nie mówi. A to realne problemy - zauważam. - W ogóle nie słucham opinii ekspertów o szkoleniu w programach publicystycznych, np. byłych piłkarzy, bo generalnie nie mają oni pojęcia, jak sprawa wygląda. Temat szkolenia jest ostatnio podnoszony w kontekście naszej reprezentacji U-21, ale to elitarny poziom, nie oddaje codziennych problemów ze szkoleniem. To lanie wody, proste wnioski, które do niczego nie prowadzą i na pewno nie przyczyniają się do rozwoju szkolenia. Pewnie, część tych haseł, które są powtarzane w mediach, jest prawdziwa. I są one poprawiane przez PZPN. Ale tylko na górze piramidy. Programy są kierowane lub docierają tylko do największych akademii, tymczasem większość piłkarzy najpierw szkoli się w mniejszych ośrodkach, gdzie te problemy wciąż są obecne. Piłkarz najczęściej zaczyna w małym klubie i dopiero później zmienia akademię na większą, by dopiero jako szesnastolatek trafić np. do Legii czy Lecha. Ale on już wtedy ma szkoleniowe deficyty, które później trudno nadrobić. Wiesz, czego Jaś się nie nauczył, Jan nie będzie umiał - stwierdza trener.
Mecz to święto
Niedziela - dzień meczu młodszej drużyny. Pierwszy gwizdek - 17:00. Zbiórka piłkarzy - 16:00. Z trenerem spotykamy się już o 15:00. Opowiada mi o meczu, który miał dzień wcześniej. Ze starszą drużyną jechał na najdalszy w tym sezonie wyjazd.
- Przegraliśmy 1:2. Ale pechowo, bo nasz zawodnik już w pierwszej minucie meczu złamał nogę. Rywal wszedł mu bardzo ostro, a sędzia choćby nie dał kartki. Będziemy się odwoływać, mamy to nagrane. Prowadziliśmy i w końcówce straciliśmy dwie bramki. Szkoda. Ciężki dzień. Ruszaliśmy przed siódmą, więc wyszedłem z domu jeszcze godzinę wcześniej, żeby odebrać drożdżówki dla chłopaków na drugie śniadanie i obiady. Rodzice jednego z zawodników prowadzą catering, więc u nich zamawiamy. Wróciliśmy do Warszawy po godz. 19. Wysiadłem z autokaru i od razu zagadał mnie ojciec zawodnika, który w tym meczu nie wszedł na boisko. Poprosił o dłuższą rozmowę. Umówiliśmy się na następny tydzień. Wróciłem do domu, ale jeszcze cały czas byłem pod telefonem, bo zawodnik z podejrzeniem złamania pojechał z rodzicami do szpitala. Potwierdziło się. Gips na pięć tygodni - mówi.
Trener już w trakcie jednego z treningów wspominał, iż na mecze u siebie zawsze stara się przygotować coś specjalnego, bo wpaja piłkarzom, iż mecz to święto, nagroda po całym tygodniu treningów. Przyjeżdża wcześniej, by przygotować szatnię. - Nie chcę, by zawodnicy wyciągali z torby stroje i to wszystko rozrzucali. Przywożę wieszaki i rozwieszam im koszulki numerami do przodu. Szczegół, ale skoro zawodnicy widzą, jak wygląda szatnia przed meczami reprezentacji, gdzie wszystko jest pięknie przygotowane, to chcę im dać namiastkę tego - tłumaczy.
"Latem jeden z naszych trenerów spotkał swojego wychowanka, który jest młodzieżowym reprezentantem Polski, w środku nocy na mieście. Wpadli na siebie pod barem"
Zanim piłkarze zaczną się schodzić, siadamy w pokoju trenerów - niewielkim pomieszczeniu z biurkiem i sofą, którego ściany przyozdabiają proporczyki różnych klubów. Wreszcie mamy czas, żeby spokojnie porozmawiać. Nie podczas treningu i nie w biegu z jednego boiska na drugie.
- Gdzie ja się widzę za parę lat? Na pewno będę trenerem. Nie wyobrażam sobie innej drogi. Całe moje życie tak wygląda: szkoła, a po szkole trening. Za dzieciaka sam grałem, a od dwunastu lat jestem trenerem. Moim marzeniem jest pracować tylko w akademii i zostawić szkołę. Może kiedyś się uda, na razie nie ma na to szans. Praca w szkole daje zabezpieczenie i stabilizację. Emeryturę, ubezpieczenie. Poczucie, iż nie skończysz z niczym, jak nagle klub z ciebie zrezygnuje. Chciałbym dalej pracować w piłce młodzieżowej, jedenastoosobowej, czyli między U-15 - U-18, bo to wymagający okres. Marzeniem byłaby praca w sztabie przy młodzieżowej reprezentacji Polski.
- Dlaczego twierdzę, iż to trudny wiek? Bo pojawiają się wtedy nowe pokusy. Już nie liczy się tylko szkoła i treningi. Straciliśmy naprawdę wielu utalentowanych chłopaków, bo nikt o nich w porę nie zadbał. Proporcje szkoły, treningów, podwórka i ulicy zaczęły się zaburzać. A jak ktoś nie ma odpowiednich wzorców w domu, to łatwiej mu zbłądzić. Jak nie interesują się rodzice i nie interesuje się trener, to zainteresuje się ulica. Dorastałem w dzielnicy, w której teraz trenuję. To tzw. trudna dzielnica. Znam ją i jej problemy. Sam wiem, ilu moich kolegów ze szkoły dzisiaj już nie żyje albo siedzi na ławeczce. Jako trener musisz dbać o swoich piłkarzy. Latem jeden z naszych trenerów spotkał swojego wychowanka, który jest młodzieżowym reprezentantem Polski, w środku nocy na mieście. Wpadli na siebie pod barem. Prosił tylko, żeby nie pisać nic jego ojcu, bo mu naściemniał.
- Ja swoich zawodników raczej w podobnej sytuacji nie spotkam, bo nigdzie nie wychodzę - śmieje się trener. - Każdą wolną chwilę poświęcam swoim dzieciom. Spacer, piesek, rower, a jak nie ma pogody, to bawimy się w domu. Ale dużo wiem o moich zawodnikach. Wiem, jak mają w domu. Wiem, jak się uczą. W poprzednim zespole, który trenowałem, miałem jeszcze większą wiedzę, bo byłem też wychowawcą klasy. I czasami ingerowałem dosyć mocno. Jak dwóch-trzech chłopaków zaczęło się za bardzo interesować podwórkowym życiem, to potrafiłem przejechać się po osiedlu i zobaczyć, czy po treningu idą do domów, czy gdzieś się szlajają. I czasami ich zgarniałem, wsadzałem do samochodu i zawoziłem do domu, a po drodze tłumaczyłem, jakie mogą być konsekwencje. Może mi kiedyś podziękują. Najważniejsze jednak, iż wciąż grają w piłkę i udało mi się ich przy tym utrzymać.
- Trzy-cztery lata temu w ogóle mieliśmy problem, bo freak fighty miały swój najlepszy moment. I widziałem, jaką robią krzywdę. Chłopacy byli tym pochłonięci. Wzorowali się na tych ludziach. Przyjmowali ich zasady, zaczynali mówić ich językiem. Trudno było z nimi porozmawiać, o coś zapytać, bo zaraz wyzywali się od "sześćdziesion". Mówiłem im: wiecie, z jakiej pochodzę dzielnicy, nie musicie mnie uczyć prawilności. I mogę wam opowiedzieć, jak skończyli ci najbardziej prawilni. Mogę choćby wam paru takich przyprowadzić na trening. Zobaczycie, jak wyglądają, co robią. Wściekałem się na te freak fighty. Zgłaszałem rodzicom, co się dzieje. Czym ich synowie się fascynują - opowiada.
- Uważam, iż trudno być trenerem dzieci bez tej podstawy, jaką dają studia pedagogiczne. Trzeba mieć mnóstwo kompetencji miękkich. Jeszcze więcej niż przy pracy z seniorami, bo ważnym aspektem, który dochodzi, jest chociażby kooperacja z rodzicami. W młodszych kategoriach wiekowych rodzice mają dużo różnych próśb. Czasami chcą, żeby trener pomógł rozwiązać jakiś problem wychowawczy, bo ma większy autorytet. "W szkole pyskuje, nie uczy się, w domu się źle odzywa… Niech pan z nim porozmawia". Nie mam z tym problemu. Staram się tych chłopaków wychowywać, bo wiem, iż nie wszyscy będą grać w piłkę, ale dzięki naszemu klubowi mogą poznać zasady i wartości, które przydadzą im się w życiu. Widzę to po sobie. Jestem tym, kim jestem, bo grałem w piłkę. Pewność siebie, organizację i sumienność wyniosłem z boiska.
- Mam takie marzenie, żeby zawodnik, którego prowadziłem przez 5-6 lat i wychowywałem jako piłkarza i jako człowieka któregoś dnia zadzwonił i zaprosił na swój mecz. jeżeli po paru latach wciąż będzie o mnie pamiętał, to będzie najlepsza nagroda.

1 dzień temu

















![Fair Play pokonują lidera! Świetny mecz koneckich siatkarzy [wideo, zdjęcia]](https://tkn24.pl/wp-content/uploads/2025/12/Fair-Play-Konskie-Hetman-Wloszczowa-6.jpeg)