Kibice na Filipinach już wcześniej oszaleli na punkcie niespełna 22-letniego Aleksandara Nikołowa i jego młodszego o trzy lata brata Simeona. Ci, występem w pełnym dramaturgii ćwierćfinale mistrzostw świata, który obejrzało z trybun ponad 10 000 widzów, dali im tylko ku temu kolejny powód.
REKLAMA
Zobacz wideo Polscy siatkarze wrócili do kraju po zwycięstwie w Lidze Narodów!
Utalentowany nastolatek ledwo stał. Złoci bracia mają wskrzesić światową potęgę
Simeon Nikołowow po tym siatkarskim maratonie cierpliwie odpowiadał w strefie wywiadów na pytania grupki azjatyckich dziennikarzy, a po chwili - na prośbę przedstawicieli mediów - przystanął do zdjęcia z Micah Christensonem. Wiele osób właśnie w młodym Bułgarze widzi siatkarza, który w niedalekiej przyszłości powinien zastąpić Amerykanina w roli najlepszego rozgrywającego świata. W ćwierćfinale, w którym Bułgarzy przegrywali już 0:2, znów pokazał, iż wiek to tylko liczba i zagrał jakby miał za sobą wiele imprez tej rangi. Znacząco pomógł drużynie, dokładając pięć punktów. Ale już przyzwyczaił do tego, iż regularnie punktuje blokiem, zagrywką czy agresywnymi kiwkami pod siatką.
Na twarzy mierzącego 208 cm nastolatka widać było w czwartkowy wieczór w Manili wielkie zmęczenie, ale zgodził się po wspomnianej sesji zdjęciowej z Christensonem ze mną krótko porozmawiać.
- Na pewno był to najtrudniejszy mecz w mojej karierze, ale też finalnie najprzyjemniejszy. Jestem teraz wyczerpany, a to pokazuje, jak trudne było to spotkanie. To, co pomogło nam wygrać, to siła mentalna. Bardzo trudno się nie poddawać przy wyniku 0:2 w setach, ale nie mieliśmy wówczas też nic do stracenia i zagraliśmy potem na najwyższym poziomie - analizował młodszy z braci Nikołow, który w pewnym momencie pochylił się i oparł ręce na nogach.
Powtórzył to po zakończeniu rozmowy, czekając na starszego brata. Wtedy na przemian się pochylał i opierał o ścianę. A czekał na Aleksandara, zdobywcę 29 punktów, bo oczywiście fotoreporterzy chcieli też zrobić im wspólne zdjęcie.
Żaden z nich nie ma prawa pamiętać poprzednich MŚ, w których Bułgaria była w półfinale, bo zdarzyło się to 19 lat temu. Ale doskonale pamięta je ich ojciec Władimir, który był częścią tamtej drużyny. Teraz kibice liczą, iż jego synowie sprawią, iż drużyna narodowa po latach posuchy znów będzie błyszczeć na arenie międzynarodowej.
- Słyszałem, kiedy poprzednio nasza drużyna była w strefie medalowej, ale nie chcę teraz o tym myśleć. Chcę wygrać półfinał i wtedy nasz wynik będzie jeszcze lepszy - zadeklarował Simeon.
"Niemal straciłem nadzieję". Przed Bułgarami trudna noc
Z Aleksandarem rozmawiałam dłużej w lipcu, przy okazji turnieju Ligi Narodów w Gdańsku. O nim, jego bracie i ojcu oraz o znajomości z trenującym Polaków Nikolą Grbiciem. Gdy spotkaliśmy się teraz w Manili, to żartobliwie stwierdziłam, iż latem nie spodziewałam się, iż rozmawiam z przyszłym półfinalistą MŚ.
- Ja też nie - rzucił z uśmiechem.
Gdy spytałam o przebieg czwartkowej batalii, to przyznał szczerze, iż przy stanie 0:2 niemal stracił nadzieje na zwycięstwo.
- Ale wtedy swoje zrobiła moja drużyna. Dzięki niej odzyskałem tę iskrę i nadzieję (początkowo miał bardzo słabą skuteczność - red.). To wystarczyło, by dziś wygrać. Dlatego mojemu zespołowi należą się wielkie podziękowania - zaznaczył skromnie jeden z głównych bohaterów.
O czym przy stanie 0:2 myślał prowadzący od ubiegłego roku Bułgarów Gianlorenzo Blengini - Na tym etapie MŚ każdy mecz jest trudny, a każdy rywal mocny. Przy wyniku 0:2 w ćwierćfinale nie myślisz. Próbujesz tylko przekazać zawodnikom, by się nie poddawali i szukali lepszych rozwiązań. Dziś u nas była to zagrywka, która początkowo nie funkcjonowała dobrze. A potem ważne było to, by zachować spokój i skupić się na kolejnej piłce. Nie zawsze udaje się dzięki temu odwrócić takie spotkanie, ale dziś się udało - wskazał Włoch.
Bazująca na młodych zawodnikach ekipa Bułgarii miała w grupie dwóch przeciwników, którzy - w przeciwieństwie do niej - rywalizowali choćby w ubiegłorocznych igrzyskach w Paryżu. I wiele osób właśnie w Słoweńcach i Niemcach upatrywało tych, którzy awansują do fazy pucharowej. Tymczasem zespół Blenginiego pokonał obie te ekipy.
- Pierwszym celem był awans z grupy. Udało nam się to dzięki temu, iż do każdego meczu podchodziliśmy tak samo. Te MŚ dobitnie pokazały nie tylko w naszym przypadku, ale i wszystkich innych, iż to jedyne adekwatne podejście - zaznaczył szkoleniowiec, nawiązując do wysypu niespodzianek w tej imprezie.
Bułgaria, która zajmuje dziewiąte miejsce w światowym rankingu, w półfinale zmierzy się z 17. w tym zestawieniu Czechami, którzy sprawili na Filipinach wielką sensację historycznym awansem do czołowej czwórki. Czy awans Bułgarów to - przy wielu innych zaskakujących wynikach - też niespodzianka?
- Teoretycznie z pewnością, ale zamierzamy po prostu kontynuować dobrą passę. Dziś pokazaliśmy, iż będziemy walczyć jak psy i chcemy to podtrzymać. Nic więcej nie będę deklarował. Skupiamy się po prostu na kolejnym punkcie, secie i meczu. Zobaczymy, gdzie nas to doprowadzi - zaznaczył ostrożnie starszy z braci Nikołowów.
Wzbraniał się przed określeniem, iż to Bułgaria będzie faworytem sobotniego półfinału, który wyłoni niedzielnych rywali dla drugiej pary, czyli Polaków i Włochów. Szanse ocenia 50:50. O kolejnym meczu choćby nie chciał myśleć jeszcze Blengini.
- Na razie muszę się zająć moim zespołem, bo ta noc będzie trudna. Po takim meczu jak ten nie jest łatwo. Bo emocjonalnie był on bardzo wyczerpujący - zaznaczył. Wystarczył rzut oka na pochylonego Simoeona Nikołowa dla potwierdzenia prawdziwości tych słów.