Bijące nieraz po oczach pustki na trybunach kontra pełen entuzjazmu piszczący tłum w strefach kibica. Mistrzostwa świata siatkarzy na Filipinach są na razie w pewnym stopniu turniejem sprzeczności, której na własnej skórze doświadczyli też Polacy. Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, trudno mówić o szoku, iż podczas niektórych meczów widownia była fatalna, ale też nie sposób nie odnieść wrażenia, iż zmarnowano tu potencjał.
REKLAMA
Zobacz wideo Polscy siatkarze wrócili do kraju po zwycięstwie w Lidze Narodów!
312 osób w hali na 15 tysięcy i pudrowanie rzeczywistości. Filipiny lepsze od uwielbianej Japonii
312 - tyle osób zasiadło w środę na trybunach podczas meczu Katar - Rumunia i tym samym zapisało się w historii jako najmniejsza widownia obecnych MŚ. Trudno bowiem przypuszczać, by w fazie pucharowej doszło do podobnej sytuacji. Fakt, widok niespełna 400 czy choćby 500 osób oglądających spotkanie w hali Smart Araneta Coliseum, która może podobno pomieścić (zerkając na układ trybun można było mieć co do tego wątpliwości) 15 tys. widzów, nie był przyjemny. Ale pojawiające się w trakcie fazy grupowej głosy, iż przyznanie organizacji turnieju Filipinom było błędem, warto przemyśleć. Nie pudrujmy rzeczywistości - w przeszłości pod kątem frekwencji bywało już gorzej.
Choćby trzy lata temu, gdy na meczu Turcja - Chiny w Lublanie zjawiło się całe 90 osób, a na kilku innych było o 10 widzów więcej. Owszem, Słowenia przejęła wtedy organizację imprezy razem z Polską na ostatnią chwilę, ale czy tym można wytłumaczyć w pełni aż tak słabą frekwencję? Myślę, iż to jednak sygnał, iż Filipiny nie są tu wcale jakimś wyjątkiem.
Rzeczywiście, przed trwającym w tej chwili turniejem nadzieje na frekwencyjny sukces były ogromne. Stale powtarzano, jak bardzo Filipińczycy pokochali siatkówkę i przypominano, z jaką euforią przyjmowali czołowe drużyny świata w ostatnich latach, gdy Manila była gospodarzem turniejów Ligi Narodów.
- Nie jest to na pewno coś, do czego nas kibice przyzwyczaili - zarówno w Polsce, jak i na Filipinach. Bo pamiętam, iż jak tutaj w 2023 roku byliśmy, to nieważne kto grał, to zawsze trybuny były wypełnione po brzegi - opowiadał po pierwszym meczu grupowym MŚ Jakub Kochanowski.
Środkowy jednak zapamiętał raczej najmocniej dwa ostatnie mecze Biało-Czerwonych z tamtego występu - ten z Kanadą obejrzało z trybun 7 650 osób, a z Japonią aż 10 550. Bo, gdy grali ze Słoweńcami, to na widowni pojawiło się 1 193 widzów, czyli mniej niż niedawno na ich meczu z Katarem (1 208), który był najsłabszy w ich przypadku pod tym względem. Mecz otwarcia z Rumunami przyciągnął na trybuny 1 785 osób, a ostatni z Holandią - 3 399. Trudno jednak mieć pewność, iż te 3 399 osób przyszło tylko dla Polaków - bilety w fazie grupowej sprzedawano na dwa spotkania, a zaraz po ekipie Nikoli Grbicia występowali tam żegnający się sensacyjnie z turniejem Japończycy.
A to właśnie ta reprezentacja jest ulubioną drużyną kibiców z Filipin. Wynika to z kilku rzeczy. Po pierwsze, jest najlepsza w Azji i znacząco przewyższa pod tym względem Filipińczyków, a po drugie, fanów przyciąga zbieżność kulturowa, w skład której wchodzi m.in. uwielbienie dla anime.
Ironia polega na tym, iż w tym turnieju, przed ostatnią kolejką fazy grupowej, to Filipińczycy byli bliżej awansu do 1/8 finału niż ekipa z Kraju Kwitnącej Wiśni. Ta ostatnia straciła szanse już wcześniej po dwóch przegranych, które oglądało - odpowiednio - 7 518 i 3 654 osoby na trybunach. Na jej pożegnalny mecz z Libią przyszło 4 833 widzów.
Zaskakujący widok podczas meczu otwarcia MŚ. Dla kogo siatkówka na Filipinach?
Oczywiście, grupa Japończyków była nieporównywalnie trudniejsza - mierzyli się z mocnymi Turcją i Kanadą, podczas gdy Filipińczycy grali z Tunezją, Egiptem i Iranem. Gospodarze i tak byli skazywani na pożarcie, ale walczyli z całych sił i to oni jako jedyni dwukrotnie zaliczyli frekwencję powyżej 8 tys. widzów. Na meczu otwarcia z Tunezją (przegranym 0:3) naliczono ich - 9 245, a na trzecim, decydującym spotkaniu z Iranem, zakończonym dramatyczną przegraną 20:22 w tie-breaku - 14 240. Niespodziewane zwycięstwo nad Egiptem 3:1 obejrzało 6 043 osoby.
Przy okazji tego meczu otwarcia doszło do dziwnej sytuacji, bo na nieco ponad godzinę przed meczem na kasie biletowej umieszczono informację, iż wyprzedano wszystkie wejściówki. Potem jednak na trybunach widać było sporo wolnych miejsc, co potwierdziły późniejsze dane dotyczące frekwencji. Rozmawiałam wówczas z Filipińczykami, szukając przyczyny takiej sytuacji. Niektórzy wskazywali na porę spotkania i skrócone tego dnia godziny kursowania naziemnego metra, które dla wielu mieszkańców Manili jest podstawowym środkiem transportu, inni - na protesty w innej części miasta na tle politycznym, a jeszcze inni na obfite deszcze, które miały doprowadzić do sporych utrudnień w przemieszczaniu się w innym regionie.
Ogółem jednak przy dyskusji o frekwencji podczas obecnych MŚ w Manili najczęściej pojawiał się wątek ekonomiczny. W mediach społecznościowych, ale i podczas rozmów na żywo z tutejszymi kibicami można było usłyszeć, iż ustalone na początku ceny za wejściówki były dla nich zbyt wysokie. Gdy dyskutowaliśmy o tym w dziennikarskim gronie z Polski, to niektórzy podchodzili do tego argumentu nieco sceptycznie. Wskazywali choćby na wielką galerię, tuż przy której znajdowała się hala, w której Biało-Czerwoni grali swoje mecze grupowe i obowiązujące w niej ceny. Jeden z pracowników biura prasowego MŚ zwrócił mi jednak uwagę na istotny aspekt.
- Wśród kibiców siatkarskich w naszym kraju dominują młode osoby, które nie są klientami tych drogich sklepów w galeriach. Siatkówkę oglądają głównie studenci i młode osoby pracujące, których budżet jest znacznie bardziej ograniczony - tłumaczył mi będący w średnim wieku mężczyzna.
Warto też pamiętać też o hierarchii sportów na Filipinach. Numerem jeden bezsprzecznie jest koszykówka i to na bilety na jej mecze w pierwszej kolejności pieniądze wydają tutejsi mieszkańcy. Na drugim miejscu jest boks, a dopiero potem pojawia się siatkówka. Nie bez znaczenia jest też prawdopodobnie to, iż tę edycję MŚ, w której brały udział aż 32 zespoły, zorganizowano w jednym mieście. Łatwo było więc się domyślić, iż fani w pierwszej kolejności - jeżeli już będą mogli sobie pozwolić na zakup biletu - to wybiorą spotkanie uwielbianych Japończyków lub własnej kadry, a dopiero w dalszej kolejności innych drużyn.
Przekonali się o tym m.in. także dość popularni na Filipinach Amerykanie, na których meczu jak na razie maksymalnie było 3 663 widzów. Lepiej wypadli Chińczycy - ich ostatni pojedynek z Czechami obejrzało aż 7 432 osoby, ale trzeba tu pamiętać o łączonych biletach, a ten mecz był oferowany w pakiecie z ostatnim spotkaniem gospodarzy.
Sensacje pomogą czy zaszkodzą frekwencji na MŚ? Polacy częścią testu
Głosy dotyczące zbyt wysokich cen wejściówek dotarły nie tylko do siatkarzy, ale też do organizatorów. Ci, próbując ratować sytuację, jeszcze w trakcie fazy grupowej obniżyli stawki za bilety aż do końca turnieju o ok. 30 procent.
Norbert Huber i Wilfredo Leon od początku przewidywali, iż frekwencja poprawi się, gdy rozpocznie się faza pucharowa turnieju. Tyle iż - wbrew powszechnemu przekonaniu sprzed rozpoczęcia imprezy - zabraknie w niej tak uwielbianych tu Japończyków. Poza tym z turniejem pożegnali się już także, sprawiając jeszcze większą sensację, Francuzi - mistrzowie olimpijscy z Tokio i Paryża oraz Brazylijczycy. A na MŚ wciąż szansę mają choćby Tunezja, Belgia, Turcja czy Kanada.
- Chyba przez ostatnie parę lat - może nie tyle ja, bo ja się cieszę, iż cały czas jesteśmy gdzieś w czołówce - ale większość kibiców mogła być zmęczona obserwowaniem tych samych zespołów walczących w ostatnich fazach turnieju. Natomiast teraz mamy nowe zespoły, nowych zawodników. Mam nadzieję, iż dzięki temu siatkówka zyska popularność też w innych regionach świata i będzie się rozwijała, czy to w Turcji, czy w Kanadzie. Myślę, iż Filipiny też dostały duży boost i zainteresowanie tą dyscypliną jeszcze tu wzrośnie - podkreślał w piątek na spotkaniu z polskimi dziennikarzami Kurek.
Tylko pytanie, czy ten wysyp niespodziewanych rozstrzygnięć pomoże też frekwencji na trybunach podczas tych MŚ. Może to być prawdziwy test dla filipińskiej miłości do siatkówki. Jednym z nich będzie sobotni mecz 1/8 finału Polska - Kanada, który rozpocznie się o godz. 14 czasu warszawskiego.