Po świetnym początku rundy wiosennej w postaci wygranej z Rakowem Częstochowa, podopieczni Dawida Szulczka nieco wyhamowali i w kolejnych spotkaniach dwukrotnie zaliczyli bezbramkowe remisy. Były one naznaczone słabą postawą w ofensywie, którą należało jak najszybciej poprawić, aby skutecznie walczyć o kolejne ligowe punkty.
Na inaugurację 23. kolejki Ekstraklasy zmierzyły się ze sobą zespoły mające wiele wspólnego. Zarówno Cracovia Kraków, jak i Warta Poznań wiosnę rozpoczęły od domowego zwycięstwa, by w następnych dwóch meczach zremisować. Dorobek pięciu punktów po trzech kolejkach można uznać za przyzwoity, aczkolwiek obie drużyny powinny osiągać jeszcze lepsze rezultaty, jeżeli chcą zafundować sobie spokojną końcówkę sezonu. Przed tą serię gier przewaga Cracovii nad strefą spadkową wynosiła bowiem cztery oczka, a Warty zaledwie dwa. Wobec tego każde kolejne zwycięstwo w kontekście walki o utrzymanie może dać choć chwilowy bufor bezpieczeństwa. W taki scenariusz na korzyść któregoś spośród uczestników piątkowej rywalizacji można było powątpiewać, gdyż w dwóch ostatnich kolejkach zdobyli oni łącznie… jedną bramkę.
Dobra destrukcja, szwankująca konstrukcja
Przez pierwsze kilka minut rywalizacji stroną próbującą przejąć inicjatywę była Warta. Przyjezdni całkiem sprawnie przedostawali się na połowę rywala i gwałtownie odzyskiwali piłkę. Cracovia jednak nie dała się stłamsić i dość gwałtownie zaczęła przejmować kontrolę nad grą. Efektem tego była rosnąca przewaga po stronie gospodarzy, która w 14. minucie mogła zaowocować zdobyczą bramkową. Akcję precyzyjnym przerzutem zainicjował Andreas Skovgaard, następnie Benjamin Källman przytomnie dograł w pole karne, a tam z bliskiej odległości w dogodnej sytuacji pomylił się Michał Rakoczy. Kolejna szansa „Pasów” miała miejsce kilkanaście minut później, gdy odebrali oni futbolówkę próbującej wyprowadzić akcję krótkimi podaniami Warcie. Tym razem niecelnie uderzał jednak Källman. „Zieloni” nie zdołali odpowiedzieć w pierwszej połowie żadną konkretną sytuacją. Charakteryzowała ich niedokładność. Kilkukrotnie potrafili skutecznie minąć zakładającego pressing przeciwnika, ale już na połowie krakowian zagrywali zwykle niecelnie, przez co praktycznie każdy atak kończył się już w zarodku. Podobnie miała się sprawa w przypadku gospodarzy. Oni również przedostawali się z piłką pod bramkę przeciwników, ale tam szwankowało albo ostatnie podanie, albo wykończenie.
Bardzo podobne style gry obu zespołów dość często na siebie oddziaływały. Jedni i drudzy próbowali pressować przeciwnika, bazowali na fazach przejściowych, a w rozegraniu mieszali grę po ziemi z długimi podaniami. Oba bloki defensywne skutecznie więc wywiązywały się ze swoich zadań, choć ten grający w zielonych koszulkach od początku drugiej połowy został poddany poważnej próbie. Na boisko po przerwie nie mógł wybiec bowiem Dawid Szymonowicz, który w trakcie gry nabawił się urazu żeber. Mimo tego gdybyobrona drużyny z poznańskiej Wildy bardzo dobrze sobie radziła z początkowym naporem Cracovii w drugiej części spotkania, a skutecznie asekurował ją rozgrywający kolejny dobry mecz Jędrzej Grobelny. Z czasem goście coraz lepiej organizowali się w defensywie, a gospodarze nie mieli pomysłu, jak sobie z tym poradzić. Natomiast swój pierwszy strzał Warciarze oddali dopiero na początku drugiej połowy, co było spowodowane tym, iż ich gra ofensywna przez cały czas nie funkcjonowała na odpowiednim poziomie. Tym razem jednak nie przeszkodziło im to w osiągnięciu najlepszego możliwego rezultatu. W 79. minucie Warta po przerzucie z linii obrony wypracowała sobie rzut rożny, który zaowocował zdobyczą bramkową. Po dośrodkowaniu Mohameda Mezghraniego piłka została wybita na 16. metr, gdzie było ustawionych dwóch graczy gości. Najpierw szczęścia spróbował Miguel Luís, ale skiksował. Znacznie lepiej swoją szansę wykorzystał Tomáš Přikryl, który pięknym technicznym strzałem przy słupku umieścił futbolówkę w bramce. Tym samym przełamał trwającą ponad pięć godzin niemoc swojego zespołu w ataku.
Ważne liczby
W końcówce spotkania zawodnicy Dawida Szulczka wybronili się przed atakami krakowian. istotną rolę odegrał przy tym Jędrzej Grobelny, łapiąc futbolówkę po dwóch groźnych próbach rywali. Najpierw z dogodnej pozycji uderzał Filip Rózga, a tuż przed doliczonym czasem gry kąśliwy płaski strzał z dystansu oddał Patryk Makuch. Należy jeszcze wspomnieć o istotnej interwencji Dimitrisa Stavropoulosa jeszcze na kilka minut przed golem dla Warty. Do sytuacji sam na sam wychodził już Makuch, ale w ostatniej chwili piłkę sprzed nóg wybił mu właśnie Grek. Prawdopodobnie, gdyby dobiegł do niej dwie-trzy sekundy później, to zakończyłoby się to faulem i czerwoną kartką, a poznaniacy graliby w osłabieniu. Warta zdołała dowieźć jednobramkowe prowadzenie, a mogła je jeszcze podwyższyć w ostatniej akcji spotkania, gdy wyszła z groźnym kontratakiem, ale niecelny strzał oddał Márton Eppel.
W każdym razie „Zieloni” dopisali sobie w tabeli trzy punkty i jeżeli wyniki niedzielnych spotkań Ekstraklasy ułożą się korzystnie, to poznaniacy mogą oddalić się od miejsca skutkującego spadkiem z ligi na dystans pięciu punktów. Z kolei drużyna ze stolicy Małopolski do pewnego momentu rozgrywała przyzwoite spotkanie, aczkolwiek w ostatecznym rozrachunku zabrakło jej więcej konkretów. Zawodnicy Jacka Zielińskiego drugi mecz z rzędu zakończyli więc bez zdobyczy bramkowej. Jest to też po części zasługa Warty Poznań, która po raz kolejny rozegrała bardzo dobre zawody w defensywie. Jej ligowi przeciwnicy w ostatnich trzech meczach oddali 11 strzałów celnych (oficjalne statystyki Ekstraklasy) i żaden z nich nie zakończył się golem. Po czterech meczach rundy wiosennej jedyna bramka stracona przez Wartę padła po rzucie karnym. Trzecie czyste konto z rzędu to bardzo optymistyczny wynik w kontekście skutecznej walki o ligowy byt. Jak i fakt, iż od wznowienia rozgrywek piłkarze trenera Szulczka zdobyli osiem punktów, a więc na wiosnę co mecz inkasują średnio dwa oczka. Podtrzymanie takiej statystyki w kolejnych spotkaniach dałoby na koniec sezonu 49 punktów, gwarantujących spokojne utrzymanie. O taki rezultat może być co prawda trudno, ale pokazuje to, iż „Duma Wildy” na początku rundy utrzymuje bardzo dobrą tendencję. Chcąc zmaksymalizować swoje szanse, „Zieloni” wciąż muszą jednak poprawić swoją postawę w ataku. W czterech meczach tego roku oddali oni zaledwie dziewięć strzałów celnych. przez cały czas widać brak płynności w akcjach ofensywnych, ponadto Warciarze dość często przy operowaniu piłką rażą niechlujnością i niedokładnością. Tym bardziej więc należy doceniać ich dorobek punktowy, który będą mogli poprawić w następnej kolejce. Wówczas do Grodziska Wielkopolskiego przyjedzie ostatni zespół, jak i najgorsza defensywa ligi, czyli ŁKS Łódź.
Igor DZIEDZIC