Właściciel Lecha bez litości dla rywali z Ekstraklasy. "To chore, patologia"

1 tydzień temu
Mistrzostwo Lecha to świetna wiadomość dla całej polskiej piłki. Nie chodzi tylko o to, iż klub z Poznania będzie wyżej rozstawiony w el. Ligi Mistrzów niż byłby np. Raków Częstochowa. Chodzi też o to, iż wraz z triumfem Lecha zwyciężył model biznesowy, który pokazuje, iż w Polsce można zbudować klub, do którego nie trzeba ustawicznie dokładać.
O Lechu z przekąsem mówi się, iż to klub, w którym excel musi się świecić na zielono. Chodzi o to, iż bilans przychodów i wydatków musi być zrównoważony. W ostatniej rozmowie w podcaście "Biznes Klasa" potwierdził to Jacek Rutkowski.


REKLAMA


Zobacz wideo


Lech Poznań został zbudowany na dwóch filarach
Właściciel klubu, który ma tzw. złotą akcję Lecha, ujawnił, iż wydał na poznańską drużynę jedynie 18 mln złotych. Jedynie, bo cała masa biznesmenów, którzy chcieli zaistnieć w polskiej piłce, utopiła w klubach znacznie większe pieniądze. Dziś głównymi właścicielami Lecha są dzieci Rutkowskiego: Piotr, który ma 66 proc. akcji i Maja, która ma 33 proc.


Za 18 mln Rutkowski nabył udziały w spółce, gdy przejmował zespół w 2008 roku. Potem Lech musiał już utrzymywać się sam. Nie było mowy, aby właściciel ładował w niego pieniądze tak jak np. Bogusław Cupiał w Wisłę Kraków. - Powiedzieliśmy sobie, iż budujemy Lecha na dwóch filarach – na silnym skautingu i akademii - mówi Rutkowski w "Biznes Klasie".
w uproszczeniu chodzi o to, żeby zawodnika tanio kupić lub wyszkolić, a potem drogo sprzedać. Oczywiście handel zawodnikami to nie wszystko. Aby klub był naprawdę silny i osiągał przychody grubo ponad 100 mln złotych, musi jeszcze grać w europejskich pucharach. To, plus inne dochody biznesowe: bilety na mecz, sprzedaż koszulek i innych towarów z logiem klubu czy też transmisje telewizyjne, powoduje, iż można zbudować klub w Polsce bez dokładania do niego.
Cupiał stracił ponad 100 mln złotych i powiedział: pasuję
W ubiegłym sezonie przychody Lecha wyniosły 123 mln złotych. Dwa lata temu, gdy drużyna doszła do ćwierćfinału Ligi Konferencji UEFA, aż 183 mln. Zarobki z tego roku jeszcze nie zostały podsumowane. Wiadomo jednak, iż za mistrzostwo Polski Lech dostał rekordową w historii premię: około 36 mln złotych. Rok temu Jagiellonia zarobiła za tytuł 32,5 mln.


Rutkowski jest zdecydowanym przeciwnikiem, by właściciele utrzymywali kluby z własnej kieszeni. Uważa, iż zawsze prędzej czy później taki klub się wywróci, czego w historii ekstraklasy mieliśmy wiele przykładów: - Nie jest istotne, ile właściciel włożył swoich prywatnych pieniędzy, bo to jest kaprys. Na tym pierwszy się potknął w wielkiej skali Boguś Cupiał w Wiśle. Marzył, żeby zagrać w grupie Champions League. Siedem razy był mistrzem Polski, siedem razy odpadał, raz w dramatycznych okolicznościach parę minut przed końcem. W końcu powiedział: pasuję. Stracił sto ileś milionów.


Jednocześnie Rutkowski dodaje, iż adekwatnie nie zna przypadku, by jakiś biznesmen na polskiej piłce zarobił. On sam, choć do Lecha nie dokłada, to też na klubie nie zarabia, bo ma w statucie jest zapis, iż klub nie wypłaca dywidendy właścicielom. O innych biznesmenach w polskiej piłce mówi: - Nikt tego nie robił dla zysku i nie ma zamiaru robić dla zysku. Większość z nich potraciła pieniądze. Jak przekraczasz 100 mln to, mówisz sobie: cholera, po co to robię - dodaje Rutkowski.
Rutkowski nie gryzie się w język: To jest chore, patologia
Jest jednak taki model prowadzenia klubów piłkarskich w ekstraklasie, którego były prezes Lecha dosłownie nie znosi i mówi o tym bez ogródek: patologia.


Chodzi o kluby, które są dotowane z budżetów miasta. Na przykład są to: Górnik Zabrze, Piast Gliwice czy Śląsk Wrocław. - To, co jest chore w polskiej piłce – mówi Rutkowski i dodaje: - Jestem tego wielkim przeciwnikiem. Bezpośrednio finansowanie, gdy miasto daje 20-30 milionów, by klub istniał, to jest patologia.


Rozmiar wsparcia klubów z pieniędzy podatnika jest gigantyczny. Na przykład Śląsk Wrocław za kadencji prezydenta miasta, Jacka Sutryka dostał ponad 100 mln złotych na bieżącą działalność. Ponad 120 mln złotych dostał Piast od Gliwic w latach 2012-24. To są pieniądze, jakich żaden polski biznesmen nie zdecydowałby się wydać w tak krótkim czasie i jeszcze nie widzieć większych efektów inwestycji.
Idź do oryginalnego materiału