Wielkie emocje w meczu Polaków. Ruszyli w pogoń w ostatniej kwarcie

2 dni temu
Zdjęcie: Fot. FIBA


Mieliśmy piękny moment na końcu, słuchając dopingu z trybun i widząc to, co dzieje się na parkiecie uwierzyliśmy, iż uda się wyrwać to zwycięstwo! Ale kilka dobrych minut i udanych akcji to było za mało. Na start walki o igrzyska reprezentacja Polski koszykarzy przegrała z Bahamami 81:90. Mecz jest jednak godny zapamiętania - pisze z Walencji Piotr Wesołowicz ze Sport.pl.
Co to był za finisz! Dwie trójki Aleksandra Balcerowskiego, jedna A.J.-a Slaughtera. Genialna obrona Jeremy'ego Sochana, Michała Sokołowskiego i Mateusza Ponitki. I to wsparcie z trybun. W Walencji Polacy grali jak u siebie, hala "La Fonteta" była biało-czerwona, niosło się "Polska! Polska!".
REKLAMA


Zobacz wideo Gruzińscy piłkarze witani w swoim kraju jak bohaterowie


Polacy grali obiektywnie słaby mecz, ale na jego finiszu w reprezentację Polski koszykarzy wstąpiły nowe siły. To znowu była ta drużyna, która wyrywała zwycięstwa rywalom z gardła. Na minutę i 17 sekund przed końcem było minus sześć. Tylko minus sześć, 81:87. Była nadzieja, uzasadniona! Ale wtedy stało się TO.
Przed meczem optymizmu nie było
Valdez Edgecombe. Rewelacyjny 18-latek, który przez cały mecz skakał nam po głowach i był nie do zatrzymania, okazał się nie do zatrzymania również w ostatniej akcji. Po dwóch zbiórkach Bahamów w ataku trafił trójkę, która odarła nas z marzeń.
Na otwarcie walki o igrzyska przegraliśmy z Bahamami 81:90. I piekielnie utrudniamy sobie walkę o bilety do Paryża. Mogło – powinno! – być inaczej. Nie byliśmy faworytem starcia, ale nie byliśmy też outsiderem.


Czytaj także:


Gwiazda reprezentacji Polski trafiła do "piekła". "Wystarczył jeden błąd"


– Jak nastroje przed meczem? – zagadnęliśmy w trakcie rozgrzewki osoby z reprezentacji koszykarzy. – Wróć z pytaniem za mniej więcej dwie godziny – usłyszeliśmy w odpowiedzi. Oczywiście była to riposta z uśmiechem, choć w obozie kadry przed meczem z Bahamami dało się wyczuć ciut nerwowości.


Nie ma się czemu dziwić – na turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk nie ma marginesu błędu. Z Walencji z biletami do Paryża wyjedzie tylko jedna z sześciu drużyn, porażka na otwarcie rywalizacji może przekreślić szansę na awans z grupy.
Specjalnego entuzjazmu nie było też wśród publiczności. Już godzinę przed meczem okolice "La Fontety" – słynnej hali koszykarskiej – były biało-czerwone. Mecz z Bahamami oglądało ponad 2,5 tysiąca widzów, z czego gigantyczna grupa to Polacy.
– Urwaliśmy się z urlopu na Majorce, loty kosztują grosze, a jest okazja zobaczyć naszych koszykarzy. Dzisiaj będzie trudno, trzeba będzie powalczyć z Finlandią – powiedziała mi grupka osób w hali.
Wątpliwości mieliśmy już wcześniej. Kadra wygrała tylko dwa z pięciu sparingów, w dodatku Jeremy Sochan, który miał być "factorem X" wystąpił tylko w dwóch meczach, miał kłopoty z dostosowaniem się do gry w kadrze.


Niestety – środowe otwarcie turnieju potwierdziło obawy. Szczególnie słabą mieliśmy pierwszą połowę. Przegraliśmy ją 38:50, mając ogromne kłopoty i z grą w obronie, i z budowaniem akcji w ataku.
Koszykarzom z Bahamów trzeba oddać, iż rozpoczęli fantastyczne. W pierwszych trzech minutach trafili cztery trójki, w całej pierwszej kwarcie mieli sześć trafień na dziesięć prób. Szaleli ci, których można było o to podejrzewać – uznani w NBA Buddy Hield oraz Eric Gordon.
Na ich akcje nie mieliśmy skutecznej odpowiedzi. Ukryty na parkiecie był Michał Sokołowski (ledwie dwa punkty w pierwszych dwóch kwartach), podobnie Jeremy Sochan, który nie mógł sobie znaleźć miejsca. Pudłował też A.J. Slaughter (1/7 z gry w pierwszej połowie).
Piękny zryw, ale to było za mało
Nie traciliśmy jednak (nadto) dystansu. Głównie dlatego, iż Igor Milicić mógł polegać na duecie Mateusz Ponitka – Aleksander Balcerowski. Kapitan kadry po raz kolejny udowadnia, iż kocha grać dla reprezentacji, iż uwielbia rywalizację "o coś". Do przerwy miał dziewięć punktów i cztery zbiórki. W pierwszej kwarcie trafił istotną trójkę, a po chwili dołożył efektowne punkty wsadem. Jeszcze lepiej radził sobie Balcerowski, który pierwszą połowę skończył z 14 punktami i czterema zbiórkami. Choć tu mała dygresja – Balcerowski nie najlepiej radził sobie w obronie przeciwko gwieździe rywali, Deandre Aytonowi.


Te przebłyski nie zmieniały jednak generalnego obrazu – drużyna Milicia była zdecydowanie słabsza i do szatni schodziła, tracąc 12 punktów. "Najniższy wymiar kary" – komentowali kibice na trybunach.
Selekcjoner, zanim zszedł w przerwie do szatni, zrobił kółko po parkiecie z nietęgą miną. Miał o czym myśleć, ale wierzyliśmy, ze coś się zmieni! Tym bardziej iż trener nieraz udowadniał, iż potrafi motywować swoich graczy, znakomicie reagować i w końcu – wygrywać na takich turniejach.
I początek drugiej połowy wyglądał obiecująco! Po Biało-Czerwonych widać było ambicję, determinację. Po mowie ciała koszykarzy widać było, iż wróciła wiara w zwycięstwo. Po jednej z akcji, gdy Ponitka wymusił faul w ataku, wstać z parkietu pomagał mu choćby asystent Milicicia Grzegorz Kożan. To był team spirit, którego potrzebowaliśmy, który mógłby dać nam zwycięstwo.


Czytaj także:


Kapitan reprezentacji Polski pobił rekord. "Niesamowite". Był blisko perfekcji


W końcu pewności siebie nabrał Sochan. Do przerwy zdobył pięć punktów, ale nie były to wykreowane, pewne akcje, trafiał po dobitce i za trzy z rogu parkietu. Po przerwie w końcu jednak dał drużynie impuls. W końcu zaczął chętnie grać tyłem do kosza, trafiał, albo atakował obręcz po rzutach kolegów. W samej tylko trzeciej kwarcie zdobył dziewięć punktów, do tego nieziemsko grał w obronie. Dzięki temu – po trójce Aleksandra Dziewy – udało nam się zejść do minus sześciu punktów.


Ale to był łabędzi śpiew – w czwartej kwarcie Bahamy nam odpłynęły na dobre, kontrolowały mecz.
Teorie o ich grze indywidualnej ("Mamy trzech graczy z NBA, ale oni wolą grać jeden na jednego, nie mamy zespołu" – skarżyli się przed meczem kibice z Bahamów) można włożyć między bajki. Nasi rywale zaliczyli 24 asysty, z czego 15 do przerwy. Oczywiście – najwięcej krzywdy zrobili nam tamtejsi gracze z NBA, Ayton w całym meczu miał 18 punktów i dziewięć zbiórek, Hield zaliczył double-double z 17 punktami i 10 asystami, Gordon zdobył "tylko" 12 punktów, ale jego doświadczenie było dla Bahamów nieocenione. No i ten rewelacyjny Edgecombe, który zdobył najwięcej z nich, 21 punktów.
Przed nami mecz o wszystko z Finlandią. Z tymi niewygodnymi rywalami spotkamy się w czwartek o 20.30.
Polska - Bahamy 81:90
Idź do oryginalnego materiału