Pod wodzą nowego trenera Nielsa Frederiksena Lech Poznań królował przez całą jesień w Ekstraklasie. Wiosną jednak "Kolejorz" ma problemy z ustabilizowaniem formy, co sprawiło, iż w samej lidze przegrał już siedem spotkań w tych rozgrywkach. Z tego powodu przez moment był choćby na trzecim miejscu w tabeli, a aktualnie jako wicelider traci do prowadzącego Rakowa Częstochowa trzy punkty. W długiej rozmowie ze Sport.pl Niels Frederiksen analizuje przyczyny nierównej formy swojego zespołu, opowiada o planach na przyszłość, znajomości z trenerem Brentfordu Thomasem Frankiem, a także o reakcji Duńczyków na utratę 15. miejsca w rankingu UEFA na rzecz polskiej Ekstraklasy.
REKLAMA
Zobacz wideo Na zgrupowaniu reprezentacji Polski piłkarz został przyłapany w pokoju z hostessą. "Wiemy, iż tam jesteś, otwieraj!"
Jakub Seweryn: Po dwóch porażkach z rzędu w sobotę potrafiliście pokonać u siebie Koronę Kielce 2:0. Czy jest pan zadowolony z aktualnej formy zespołu? W ostatnim czasie było z nią trochę problemów.
Niels Frederiksen: Wiosną na pewno mamy za dużo wzlotów i upadków. Nasza forma faluje, nie ma co do tego wątpliwości, szczególnie w porównaniu do rundy jesiennej. Przegraliśmy też zbyt wiele spotkań. Cieszę się jednak, iż w weekend wygraliśmy. Przeszłości już nie zmienimy, nie wygramy już tych meczów, które przegraliśmy, dlatego cieszę się, iż obraliśmy odpowiednią ścieżkę i idziemy do przodu.
Z czego wynikało to falowanie? Zna pan przyczyny?
To nie jest żadna wymówka, ale wiosną trudno nam złapać odpowiedni rytm przez sprawy kadrowe. Drobne urazy i dolegliwości zdrowotne zawodników sprawiały, iż z meczu na mecz musieliśmy dokonywać wielu zmian w wyjściowym składzie. Chyba choćby nie udało nam się powtórzyć jednej jedenastki w dwóch kolejnych spotkaniach. Wybijało to nas z rytmu, jednak myślę, iż jesteśmy w tej chwili na dobrej ścieżce. Ostatni mecz był całkiem dobry, szczególnie w wykonaniu piłkarzy, którzy w ostatnim czasie nie grali zbyt wiele. Dotyczy to także bardzo młodych zawodników z akademii. Teraz możemy patrzeć tylko do przodu.
To był dobry weekend dla Lecha, bo i najgroźniejsi rywale pogubili punkty.
Można tak powiedzieć, ale najważniejsze było nasze zwycięstwo. Mówiłem zawodnikom teraz, żeby nie zwracać uwagi na wyniki innych zespołów. Sami mamy wiele do zrobienia w kwestii naszych meczów i naszej gry. Na tym musimy się koncentrować, dlatego staram się nie patrzeć na tabelę. Musimy wygrywać nasze spotkania.
Wasze wahania formy związane są też z tym, czy gracie na własnym stadionie, czy na wyjeździe. Z czego wynika tak duża różnica pomiędzy grą Lecha u siebie i tą na wyjazdach? Na wyjazdach Lech gra chociażby ze znacznie niższą intensywnością niż przy Bułgarskiej. Przykładem jest mecz z Jagiellonią, gdy Lech nie potrafił wykorzystać pod tym względem faktu, iż trzy dni wcześniej rywal grał bardzo wymagające spotkanie w Belgii w Lidze Konferencji.
Tak, to prawda. Jednak zdecydowana większość drużyn w Ekstraklasie, jak i całej Europie, jest wyraźnie lepsza na własnym stadionie niż na wyjazdach. To nie jest nic nadzwyczajnego, ale faktem jest, iż przegraliśmy zdecydowanie zbyt wiele meczów na boiskach rywali, a nasza postawa była w nich znacznie słabsza niż u siebie.
Czym jest więc to spowodowane?
Gramy ofensywny futbol, do tego szczególnie na wyjazdach potrzeba dużo pewności siebie. Dużo łatwiej jest o to, gdy masz za sobą wiele tysięcy kibiców, którzy cię wspierają. To jedna z przyczyn - nasza pewność siebie jest wyższa przy Bułgarskiej. Do tego przeciwnicy także na własnych stadionach są silniejsi, tak jak my. Mieliśmy też kilka spotkań, w których zasługiwaliśmy na więcej, niż osiągaliśmy, w dwóch przegranych meczach graliśmy przez większość czasu w dziesiątkę. To się w Poznaniu nie zdarzyło ani razu. Tych powodów można znaleźć więcej, jednak bez wątpienia musimy poprawić naszą dyspozycję na wyjazdach.
Wie pan jak to zrobić?
To kwestia zyskania pewności siebie, może też trzeba zagrać trochę inaczej niż zwykle. Pracujemy nad tym w ostatnim czasie, żeby może grać troszeczkę prościej, bardziej bezpośrednio, bo mecze wyjazdowe są po prostu inne. Chcemy mieć także inne narzędzia do tego, by zdobywać więcej punktów na wyjazdach.
Może w niektórych meczach wyjazdowych przydałaby się ta słynna tablica z napisem "Keep attacking!", którą zaprezentował pan w lidze duńskiej.
Haha, bez wątpienia. Ale my staramy się atakować, niezależnie od meczu. Jesteśmy ofensywnym zespołem, nie jesteśmy drużyną, która staje nisko i się tylko broni. Chcemy kontrolować grę, atakować i grać z dużą intensywnością. Czasami jednak, gdy masz za sobą kibiców, własne i dobrze przygotowane boisko, to jest po prostu łatwiej. To nie jest niespodzianka, ale przyznaję - różnica jest zbyt duża.
Inna ogromna różnica to to, jak Lech się zachowuje, gdy straci gola jako pierwszy. W tym sezonie takiego meczu jeszcze choćby nie zremisowaliście.
I tu też kluczem jest pewność siebie. Trzeba też uczciwie powiedzieć, iż jesteśmy dość nowym zespołem, z nowym trenerem, który nie przepracował tu jeszcze roku. Doszło do wielu zmian w kadrze drużyny, czasami to jeszcze po prostu daje o sobie znać. Nie da się zbudować bardzo dobrego zespołu w dwa miesiące, trzeba trochę czasu, żeby nasza dyspozycja była znacznie bardziej stabilna niż do tej pory. Czasami za bardzo jesteśmy zaaferowani tym, iż sprawy nie idą tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Nie jesteśmy z tego zadowoleni, pracujemy nad tym. Myślę, iż mamy odpowiednie narzędzia, by to poprawić, ale jeszcze tego nie zrobiliśmy. Wierzę jednak, iż to się uda i zobaczymy efekty w końcówce sezonu, w której mamy jeszcze cztery wyjazdowe mecze do rozegrania.
Poprzeczka jest zawieszona wysoko, bo kibice Lecha chcą od was tylko jednego - mistrzostwa Polski.
w tej chwili mamy trzy punkty straty do Rakowa, ale i gorszy bilans meczów bezpośrednich. Będziemy walczyć.
Wierzy pan w ten tytuł dla Lecha?
Oczywiście. Przed nami jeszcze siedem meczów, do zdobycia jest 21 punktów. To jest bez wątpienia przez cały czas możliwe.
Według części kibiców może wam w tym przeszkodzić konflikty w drużynie. Jedni mówią o pana konflikcie ze starszyzną, inni o tym, iż starsi piłkarze nie dogadują się z młodymi. Jest coś na rzeczy?
Absolutnie nie. Absolutnie. Totalne głupoty. Radek Murawski nie grał, bo był kontuzjowany. W przeciwnym razie zagrałby w sobotnim meczu. To samo dotyczy Antonio Milicia. Nie widzę w zespole żadnego konfliktu. Nie wiem, w jaki sposób powstały te plotki, ale to głupoty. Być może czasem za bardzo, wręcz na siłę, szuka się przyczyn jednego czy drugiego niepowodzenia i po prostu ktoś musi w tym celu wymyślić cokolwiek. Ale te informacje, które pojawiły się wśród kibiców i dotarły też do mnie, są absolutnie nieprawdziwe.
A jak pan reaguje na te oczekiwania, iż Lech musi w tym sezonie wywalczyć tytuł mistrzowski, żeby sezon nie był stracony? Argumentuje się to tym, iż wy i Raków od wrześniowych porażek w Pucharze Polski gracie już tylko co tydzień w Ekstraklasie.
W Lechu zawsze głównym celem jest mistrzostwo. To stały element tego klubu, jego ambicja. My również chcemy tytuł i jeżeli by się go nie udało zdobyć, to z pewnością byłoby to rozczarowanie. Ale mówiąc szczerze, nie uważam, żeby gra tylko w Ekstraklasie była naszą przewagą. Z wielką chęcią gralibyśmy teraz w Pucharze Polski czy europejskich pucharach. Kiedy pracowałem w Broendby, to graliśmy prawdopodobniej najlepiej właśnie wtedy, gdy mieliśmy wiele meczów do rozgrywania, i zapewniam, iż jeżeli będziemy grali w Europie w przyszłym sezonie, to z całą pewnością nie pisnę słowa o tym, iż możemy grać słabiej w lidze przez grę w europejskich pucharach. Dla mnie to nie jest argument.
Chcemy być mistrzami Polski, ale nie wszystko zależy od nas. Możemy skończyć sezon z liczbą punktów, która w wielu poprzednich rozgrywkach dałaby tytuł, a tym razem będzie inaczej, bo któryś z rywali zdobędzie ich jeszcze więcej. Dlatego też musimy skupić się na naszej dyspozycji, naszych zdobyczach punktowych i na koniec zobaczymy, czy to był dobry sezon, czy jednak nie. Zapewniam jednak, iż do samego końca będziemy o to mistrzostwo walczyć, bo takie są ambicje nie tylko kibiców, ale i nas oraz całego klubu.
Wspomniał pan już także o przyszłym sezonie. Czy rozpoczęło się już planowanie z nim związane? Brał pan udział w takich rozmowach z pionem sportowym czy na razie jest tylko skupienie na końcówce obecnych rozgrywek?
Oczywiście, iż takie rozmowy już się toczą. choćby teraz byłem na spotkaniu, które dotyczyło już różnych wariantów naszych działań pod kątem przyszłego sezonu. Różnych wariantów, bo na razie nie wiemy, gdzie zakończymy obecne rozgrywki. Być może będzie to mistrzostwo Polski, co także bardzo przybliży nas do gry w fazie grupowej europejskich pucharów. Być może trzeba będzie się do niej dostać nieco dłuższą i bardziej krętą ścieżką. Tego wszystkiego wciąż jeszcze nie wiemy, ale rozpatrujemy różne scenariusze i planujemy nasze reakcje na każdy z nich. To naturalne, iż już powoli myślimy też o letnich ruchach kadrowych, bo trzeba być na wszystko przygotowanym.
Mówi pan o różnych scenariuszach, a czy w każdym z nich także jest Niels Frederiksen jako trener Lecha? Niezależnie od tego, czy uda się zdobyć mistrzostwo Polski?
Podpisałem latem dwuletni kontrakt, więc niezależnie, co się wydarzy, mam jeszcze istotną umowę na kolejny sezon.
Dobrze wiemy, iż to nie musi być decydujące.
Dlatego nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.
A czy pan widzi siebie w tym zespole w kolejnym sezonie?
Oczywiście. W przeciwnym razie nie podpisałbym dwuletniego kontraktu.
Do tej pory mówiliśmy tylko o mistrzostwie Polski, ale prawdą jest, iż Lech musi sobie jeszcze zagwarantować podium i puchary. Patrzy pan także za siebie, gdzie jest chociażby najlepiej punktująca w 2025 roku Pogoń Szczecin?
Pogoń jest wiosną najlepsza? Tego nie wiedziałem. A przecież wygraliśmy z nimi w Szczecinie 3:0.
I to ich jedyna porażka w tej rundzie.
Najprostsza odpowiedź na to pytanie jest więc taka, iż nie patrzę ani w górę, ani w dół tabeli. Patrzę tylko na nas.
W kontekście sztabu Lecha Poznań dużo mówi się nie tylko o panu, ale też pana asystencie Sindre Tjelmelandzie.
Trudne nazwisko, prawda?
Zgadza się, ale jako Polacy, którzy mieliśmy choćby Błaszczykowskiego, nie powinniśmy pod tym względem narzekać. Jak wygląda podział obowiązków między panem a Sindre Tjelmelandem?
Mamy bardzo ścisłą współpracę i nie da się ukryć, iż również na Sindre spoczywa duża odpowiedzialność. To on w dużej mierze planuje nasze treningi, na co dzień przekazuje różne rady naszym zawodnikom, a w trakcie spotkań ma na ławce rezerwowych podgląd na bieżąco z kamery taktycznej, więc analizuje, w jaki sposób rozwijają się nasze rozwiązania taktyczne. To część dużej roli, jaką odgrywa w tej układance. Z nim oraz pozostałymi członkami sztabu szkoleniowego dyskutujemy o taktyce na kolejny mecz czy podstawowej jedenastce. Na koniec jednak to do mnie należą ostateczne decyzje, bo ja jestem głównym trenerem, ale dzielę się obowiązkami z moim sztabem, bo po to on tutaj jest.
A wie pan, jaki pseudonim ma pan u wielu kibiców w mediach społecznościowych czy na forach internetowych?
Nie.
"Zimny". Pewnie ze względu na stereotypy dotyczące Skandynawów, iż są oni mniej emocjonalni od innych.
Haha, dobre. Ale z samą tezą się nie zgadzam! Jest wielu duńskich trenerów, którzy są zdecydowanie bardziej emocjonalni ode mnie. Jednak w moim przypadku to nie chodzi o to, iż nie mam w sobie emocji. W piłce nożnej jest niezwykle dużo emocji u każdego, ale trener musi ciągle zachowywać chłodną głowę, żeby podejmować w trakcie meczów odpowiednie decyzje. Gdybym zaczął się przy tym kierować moimi emocjami, nie podejmowałbym ich adekwatnych. Dlatego staram się tonować emocje u siebie, jednak nie będę ukrywał - i u mnie jest ogromna różnica między tym, kiedy wygrywam, a kiedy przegrywam. Tak jak u każdego. Nienawidzę przegrywać. A gdy strzelamy gola, to przy linii bocznej czuję się bardzo szczęśliwy. Ale po prostu wiem, iż emocje nie mogą wpływać na moją pracę.
Lubi pan piłkę nożną?
Lubię wygrywać. A także rozwijać mój zespół, moich zawodników. Kręci mnie ten proces, gdy pracuje się nad czymś przez cały tydzień, a potem widzi się efekty tej pracy na boisku. Gdy widzisz, iż z czasem grasz lepiej i wygrywasz więcej meczów. To lubię najbardziej.
A jak pana zdaniem rozwinął się Lech pod pana wodzą? Co jest największą siłą, która może dać mistrzostwo?
Myślę, że, patrząc na liczby, poprawiliśmy względem ostatnich sezonów bardzo wiele rzeczy. Dotyczy to zarówno kwestii fizycznych, jak i taktycznych. Trudno jest wskazać jedną konkretną rzecz, ale na pewno jedną z nich jest klarowna filozofia gry, nasza strategia, co chcemy robić w różnych fazach meczów. Mamy określone narzędzia, z których korzystamy. To jest jedna z kwestii, którą należy połączyć z dobrym przygotowaniem fizycznym i wyraźnie poprawioną intensywnością w grze. W wielu meczach korzystaliśmy z tego bardzo dobrze, czasami mieliśmy z tym trochę problemów, ale taki jest futbol.
Co by pan z kolei uznał za największe braki w swojej drużynie? Nad czym musicie pracować najbardziej?
Praktycznie nad wszystkim, bo we wszystkim wciąż możemy się poprawić. Możemy jeszcze lepiej trenować, jeszcze lepiej rozwijać piłkarzy, także cały klub może się jeszcze znacznie rozwinąć. Tu tkwią naprawdę duże rezerwy, choćby jeżeli widzimy wiele pozytywnych rzeczy. Ale gdy rozsiądziesz się zadowolony na fotelu i przestaniesz pracować nad własnym rozwojem, to sam zaczniesz spadać w dół i dajesz też szanse rywalom na dojście do ciebie. Bo każdy klub stara się rozwijać w różnych obszarach, więc samozadowolenie przyniesie ci tylko zgubę. Jesteśmy na dobrej pozycji, ale mamy też duże ambicje, więc chcemy być pod każdym względem jeszcze lepsi.
A wymieniłby pan coś konkretnego, co pod tym względem rzuca się w oczy najbardziej jako element do poprawy?
Na pewno musimy być znacznie stabilniejsi. Tak jak mówiłem wcześniej, mamy za dużo wzlotów i upadków.
To może właśnie takim elementem jest ta pewność siebie?
Oczywiście, ale to tylko część. Musimy znacznie lepiej spisywać się na wyjazdach. Również to, o czym pan wspominał, czyli umiejętność odbicia się przy niekorzystnym wyniku i odwrócenia go. To na dzisiaj nasze najpilniejsze potrzeby.
Czy widzi pan też konieczność wzmocnienia składu Lecha?
Jestem zadowolony z piłkarzy, których posiadam. Ale w piłce nożnej to normalne, iż co okno dokonuje się jakichś zmian w zespole. Nie widzę potrzeby dokonywania wielu, ale jakieś zmiany na pewno będą. Być może któryś z piłkarzy zostanie dobrze sprzedany i trzeba będzie znaleźć kogoś w jego miejsce. Zawsze staramy się podnieść jakość naszego zespołu. Można to robić na dwa sposoby - poprzez rozwijanie posiadanych piłkarzy, a także sprowadzanie nowych, lepszych. Będziemy działać w obu kierunkach.
Co uważa pan za największe różnice pomiędzy Danią a Polską, w tym między ligami obu krajów?
jeżeli chodzi o ligi, to trudno powiedzieć. Myślę, iż to dość podobne ligi, pomiędzy którymi nie ma wielkich różnic. Być może różnią się obie trochę mentalnością, bo w Danii wszystkie zespoły chcą grać dużo piłką. choćby te, które tego nie potrafią, a mimo to tego naiwnie próbują, czego koszty ponoszą w wynikach. Tutaj to nastawienie jest bardziej realistyczne - drużyny trzymają się tego, w czym są najlepsze. Nie robią tego, czego nie umieją, a zamiast tego używają narzędzi, które przynoszą lepsze efekty. Trochę więcej się bronią, bardziej skupiają się na grze z kontrataku i stałych fragmentach gry. W ten sposób jest więcej różnic pomiędzy różnymi zespołami niż w Danii.
Polska Ekstraklasa wyprzedziła ligę duńską na 15. miejscu w rankingu UEFA, co daje duże korzyści w postaci dodatkowego zespołu w europejskich pucharach. Jak zareagowano na to w Danii?
Nie zdajecie sobie sprawy, jak to jest istotna kwestia w Danii! Duńskie drużyny miały za zadanie przede wszystkim obronić to miejsce w top 15 rankingu, a zostały wyprzedzone przez zespoły z Polski. To była ogromna porażka dla Danii, tak samo jak wielkim sukcesem jest to dla Polski. Wszyscy teraz są niezadowoleni z tego powodu. Choćby dlatego, iż największe kluby w Danii mają wyraźnie większe budżety od polskich drużyn. Nie znam konkretnych liczb, ale taka FC Kopenhaga ma trzy czy cztery razy większy budżet niż największe kluby z Ekstraklasy. choćby Broendby ma do dyspozycji spore pieniądze, więc od tych drużyn oczekiwano wręcz bycia lepszymi od Polaków.
Ten rok był jednak wyjątkowo niedobry pod tym względem. Broendby odpadło po rywalizacji z Legią Warszawa, FC Kopenhaga przegrała u siebie z Jagiellonią. choćby jeżeli muszę przyznać, iż w obu tych rywalizacjach polskie zespoły miały trochę szczęścia.
Nie będziemy się z tym kłócić.
Tak czy siak, duńskie zespoły przegrały te konfrontacje. To była wielka sprawa w Danii, ale też trzeba otwarcie powiedzieć, iż w tym sezonie oba polskie zespoły - Jagiellonia i Legia - wykonały świetną robotę w Europie. To dobra informacja dla całego polskiego futbolu.
Czy pańskim zdaniem Ekstraklasa faktycznie jest jedną z 15 najlepszych lig Europy?
Czy można dyskutować z liczbami? Skoro jest na piętnastym miejscu w rankingu, to znaczy, iż jak najbardziej. Myślę, iż to należy zaakceptować i wcale się nie zastanawiać, czy polska liga jest 15. w Europie, czy może 20. Ten ranking jest w tej chwili naprawdę dobrym wyznacznikiem, by móc porównać poszczególne ligi. Jest moim zdaniem sprawiedliwy i uczciwy. Ekstraklasa to naprawdę silna liga, choć trudno też ją porównywać z ligą duńską. W Danii, która jest znacznie mniejszym krajem, mamy tylko dwanaście zespołów w najwyższej klasie rozgrywkowej. W Polsce jest ich aż osiemnaście. Poziom obu lig jest jednak bardzo zbliżony.
Przez kilka lat pracował pan w Broendby, z którym zdobył pan choćby mistrzostwo Danii. Co jest jednak w tym klubie takiego dziwnego, iż kompletnie sobie nie radzi w europejskich pucharach, w przeciwieństwie do Kopenhagi czy Midtjylland, z którymi rywalizuje w lidze? Tylko raz w ostatnich latach, za pana kadencji, zakwalifikowało się ono do fazy grupowej Ligi Europy, gdy nie mogło "spaść" niżej po zdobyciu tytułu mistrzowskiego.
W ostatniej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów przegraliśmy wtedy z Red Bullem Salzburg. To trudne pytanie. Myślę jednak, iż Broendby po prostu trochę ustępuje jeszcze tym dwóm klubom, dlatego też radzi sobie gorzej w Europie. Przez dziesięć lat również w lidze Kopenhaga i Midtjylland osiągały wyraźnie lepsze wyniki. Broendby nie pozostało na tym poziomie. choćby wtedy, gdy wygrywaliśmy mistrzostwo Danii, był to pierwszy tytuł od 16 lat.
Kopenhaga i Midtjylland mają po prostu lepsze zespoły, lepszych piłkarzy. Broendby było znakomite w latach 80. i 90., gdy również regularnie grało w europejskich pucharach. Było wtedy najlepszym duńskim zespołem w Europie, grało choćby w półfinale Pucharu UEFA z Romą, ale też zdobywało mnóstwo tytułów w Danii. Później jednak zaczęły się problemy finansowe, klub niemalże zbankrutował i potrzebował się odbudować. Aczkolwiek przeciwko Legii w tym sezonie zabrakło im trochę szczęścia, tak samo jak miała go trochę Jagiellonia w starciu z Kopenhagą. Nie można im odbierać tego sukcesu, ale myślę, iż gdyby oba zespoły rozegrały między sobą dziesięć takich spotkań, to siedem czy osiem wygrałaby FC Kopenhaga.
Pracował pan jako trener młodzieży w Danii - zarówno w Lyngby, jak i jako selekcjoner młodzieżowych reprezentacji Danii, więc pracować z młodzieżą na pewno pan potrafi. W ostatnim meczu z Koroną dał pan szansę gry od początku nie tylko Gurgulowi czy Kozubalowi, którzy grali już sporo w tym sezonie, ale też takim piłkarzom, jak Mońka czy Lisman. Czy to jednorazowy przypadek, czy jednak trochę zmienia pan kierunek i przestawia się na jeszcze większe korzystanie z akademii Lecha? Czy "produkty" tej akademii mają ku temu odpowiednią jakość?
Tak sądzę. W przeciwnym razie by nie grali. choćby teraz, przy kilku kontuzjach i nieobecnościach, miałem w kadrze inne, bardziej doświadczone opcje do gry na tych pozycjach. Uważam jednak, iż ci młodzi piłkarze spisują się naprawdę dobrze, a stawianie na młodzież jest niezwykle istotną częścią strategii tego klubu. Mamy bardzo dobrą akademię, kształcącą bardzo dobrych zawodników. Klub poświęca na ten cel sporo pieniędzy i z pewnością chciałby widzieć tego efekty.
To część naszej filozofii, młodzi piłkarze na pewno będą otrzymywali kolejne szanse gry w pierwszym zespole, tym bardziej iż ja jako trener bardzo lubię te szanse młodym faktycznie dawać. Młodzież daje każdemu zespołowi nową energię, a także nieco inne spojrzenie na świat, bo przecież młodzi piłkarze nie muszą jeszcze spotykać się z tak wieloma problemami życiowymi. Dlatego też z pewnością ci zawodnicy będą grali, ale rzecz jasna nie mogę zagwarantować, iż będzie to już w następnym spotkaniu w Lublinie. Rozwijanie młodych piłkarzy z akademii jest również częścią mojej pracy.
W Polsce dużo mówi się o tym, jak trudny jest przeskok z piłki juniorskiej do seniorskiej. Jest u nas wiele talentów, wielu dobrych młodych piłkarzy, którzy, gdy trzeba zacząć grać zawodowo, nie są w stanie wskoczyć na ten poziom, co ich rówieśnicy z innych krajów, a niektórzy w ogóle przepadają. Co pana zdaniem jest najważniejsze, by ten przeskok z juniora do seniora był udany?
Myślę, iż jest to zaufanie. Ze strony klubu i trenerów. Zbyt wielu trenerów wychodzi z założenia, iż nie będzie grało młodym zawodnikiem, bo pozostało młody, nie ma doświadczenia i będzie popełniał kosztowne błędy. A to jest kompletny brak zaufania, choć tak stwierdzić jest najłatwiej. W młodych zawodników trzeba uwierzyć. Jak ma młody piłkarz zdobyć to doświadczenie, gdy nie dostaje na to odpowiednich szans? Jasne, iż nie wystawia się ośmiu czy dziewięciu piłkarzy U-18 w podstawowej jedenastce, to by było za dużo. Ale naszym zadaniem jako trenerów jest uwierzenie w młodych piłkarzy i obdarzenie ich niezbędnym zaufaniem.
To jest najważniejsze, bo uważam, iż ci zawodnicy są naprawdę dobrze wykształceni piłkarsko w akademiach. Ale jak nie będą dostawali szans, to nigdy nie zrobią kroku naprzód. Mogą to uczynić tylko poprzez grę i trzeba zrobić im do tego miejsce. To duża odpowiedzialność, która spoczywa na klubach. Zamiast grać trzema piłkarzami mającymi więcej niż 29 lat, w wielu przypadkach można śmiało wystawiać tylko jednego i obsadzić pozostałe miejsca młodymi. To powinno być częścią kultury piłkarskiej danego kraju. W Lechu staramy się, aby tak było. Zaufanie i wiara w nich są najważniejsze.
Dlatego też wiosną regularnie występuje Antoni Kozubal, mimo iż jego forma nie jest tak dobra jak jesienią?
To jest pana opinia. Ja tego nie twierdzę, iż gra gorzej niż jesienią. Oczywiście, iż młodym piłkarzom zdarzają się wahania formy, ale czy starszym zawodnikom to się nie zdarza? Jasne, iż tak. choćby taki Mikael Ishak nie w każdym meczu jest w stanie wejść na swój najwyższy poziom. Czasami w przypadku młodego zawodnika stosuje się to jako wymówkę. Że ma nieco niższą dyspozycję, bo jest młody. A tak naprawdę to każdy piłkarz czasem ma lepszą formę, a czasem nieco gorszą, również ten doświadczony. Młodych trzeba obdarzyć zaufaniem.
Oczywiście, czasem potrzebują też przerwy, tak jak było u nas w przypadku Michała Gurgula. Jego dyspozycja trochę się obniżyła, potrzebował chwili odpoczynku, a potem otrzymał kolejną szansę i wrócił do składu. Linia rozwoju zawodnika nie jest linią prostą wznoszącą. Ona jest falą, która jednak z każdym wzlotem jest na coraz wyższym poziomie.
Po kilkuletniej pracy w Broendby miał pan dość długą, półtoraroczną przerwę, zanim przybył pan do Poznania. Czym była ona spowodowana?
Po prostu czekałem na ofertę z tego klubu, haha. A tak poważnie, to złożyło się na to wiele różnych rzeczy. Gdy zakończyłem pracę w Broendby, wciąż miałem aż osiem miesięcy ważnego kontraktu. Wtedy postanowiłem, iż zrobię sobie przerwę i nie będę podejmował kolejnej pracy. Uznałem, iż lepiej trochę popodróżować po świecie, poczynić różne obserwacje, starać się zdobyć nowe doświadczenia, obejrzeć z trybun mecze różnych lig.
Może zdradzi pan jakieś szczegóły?
Byłem w naprawdę wielu krajach! Zaprowadziło mnie to choćby do RPA, gdzie mogłem poznać najważniejszego dyrektora sportowego w tym kraju i zupełnie inną kulturę. Odwiedziłem też mojego dobrego znajomego, który prowadzi angielski Brentford - Thomasa Franka, który jest bardzo dobrym trenerem. Byłem również w Polsce, a konkretnie w Pogoni Szczecin u Jensa Gustafssona, a także w Niemczech czy Austrii. Wykorzystałem ten wolny czas, a potem zacząłem szukać nowej pracy, ale to wcale nie było tak, iż planowałem skorzystać z pierwszej lepszej oferty. Tych było sporo z Danii, Norwegii czy Szwecji, ale żadna z nich nie wydawała się mi atrakcyjna, dopóki nie dostałem propozycji z Lecha Poznań. Nie ukrywam też, iż chciałem spróbować czegoś spoza Skandynawii, innej kultury. I tak wylądowałem tutaj, z czego bardzo się cieszę.
Wątek Thomasa Franka wydaje się bardzo ciekawy. Dobrze się znacie?
Współpracowaliśmy w dwóch różnych klubach. Mało kto wie, iż to ja dałem mu pierwszą poważną pracę w roli trenera na pełen etat. Wiele lat temu zatrudniłem go jako trenera młodzieży w Lyngby, co było dla niego początkiem tej znakomitej kariery.
Jego nazwisko wymienia się praktycznie za każdym razem, gdy któryś z choćby tych największych klubów Premier League szuka nowego szkoleniowca. Co czyni Thomasa Franka tak dobrym trenerem?
Jest pasjonatem, już jako bardzo młody trener niezwykle interesował się tajnikami tej pracy, tej gry. w tej chwili świetnie zna się na piłce, ma ogromną wiedzę na temat taktyki, a do tego jest bardzo dobrym motywatorem. Jest w stanie dotrzeć do każdego zawodnika w szatni. Bardzo rozwinął swoje umiejętności związane z zarządzaniem ludźmi. I tak jak ja, trenował w swoim czasie Broendby.
Pana przeszłość nie zawsze była związana z futbolem.
To prawda, zanim zostałem trenerem piłkarskim, pracowałem w sektorze bankowym. Mam też wykształcenie ekonomiczne, ale nie sądzę, żebym kiedykolwiek wrócił do tej branży, choć nigdy tego w stu procentach nie wiadomo. Chciałbym jeszcze długo pozostać w świecie futbolu, może być też w innej roli. Być może za dziesięć lat nie będę już trenerem, a dyrektorem sportowym.
A są jakieś doświadczenia z pracy w sektorze bankowym, które pan przenosi do świata piłki nożnej?
Być może etykę, sposób pracy. Te dwa światy są kompletnie inne, nie da się ich porównać. W piłce nożnej myśli się znacznie bardziej krótkofalowo, jest też wiele emocji, podczas gdy w biznesie jest więcej racjonalnego planowania długofalowego. Może właśnie to można przenieść do klubu piłkarskiego, bo przy tworzeniu silnego klubu ważne jest to, żeby umieć ze swoją strategią trochę wybiec w przyszłość. Nie można wszystkiego uzależniać tylko od najbliższego meczu.
Do tego dochodzi też kwestia zarządzania ludźmi. Czasami te relacje w piłce nożnej, w piłkarskiej szatni są bardzo prymitywne, a trzeba umieć traktować piłkarzy przede wszystkim jako ludzi. Trzeba starać się, by rozwijali się oni pod każdym względem. Teraz w wielu miejscach stało się to już częścią piłki, ale kiedyś zupełnie tak nie było. 20 czy 30 lat temu traktowanie zawodników, zarządzanie nimi wyglądało kompletnie inaczej.
W odwrotnym kierunku też dałoby się coś przenieść?
Myślę, iż dodanie odrobiny emocji wcale by w biznesie nie zaszkodziło. W banku nigdy się nie celebruje zwycięstw, jak to jest w sporcie.
Oj, "Wilk z Wall Street" by się z tym stwierdzeniem nie zgodził.
Haha, no może. Niemniej jednak, myślę, iż z każdego z tych światów można by było wyciągnąć to, co najlepsze, i to przenieść.