– Olimpijskie złoto i brąz, medale z mistrzostw świata i Europy… Sportowiec spełniony?
– Myślę, iż tak. Wszystkie te osiągnięcia bardzo mnie cieszą. I szczerze nie spodziewałem się, iż przez tyle lat utrzymam tak wysoki poziom. Wciąż mam satysfakcję z tego, co robię. Mimo nie najmłodszego wieku, wielu przeżyć i doświadczeń, znajduję motywację do treningów i stawiam sobie kolejne cele.
– Nie ma mowy o spoczywaniu na laurach, skoro zdobyło się wszystko, co było do zdobycia?
– Nie mam czasu, żeby choćby o tym pomyśleć. Że mi się nie chce, iż sobie coś odpuszczę… Zwykle kończy się jedna impreza i od razu zaczynają się przygotowania do kolejnej. Mam nadzieję, iż będzie dopisywać mi zdrowie i jeszcze przez kilka lat będę dobrze rzucał.
– Czyli myślenie, iż lekkoatleci „żyją” od igrzysk do igrzysk, jest błędne?
– Utarło się przekonanie, iż trenujemy tylko pod tę najważniejszą imprezę, jaką są igrzyska olimpijskie. Raz na cztery lata. W rzeczywistości działamy z sezonu na sezon, kiedy też dzieje się wiele. Trzeba na bieżąco dbać o zdrowie i starać się unikać kontuzji. Ważne, żeby każdego roku potwierdzać wysoką formę i rywalizować z najlepszymi na świecie.
– 4 sierpnia, Stade de France, Paryż. Czy już zaczyna pan sobie wyobrażać ten dzień, kiedy stanie do walki o kolejny olimpijski medal?
– Nie, nie. Staram się o tym nie myśleć. Póki co jestem skupiony na bieżących sprawach. Zaraz jadę na obóz przygotowawczy do Spały, potem lecę do Kenii na zawody… Muszę wejść w odpowiedni rytm. Poziom podczas igrzysk na pewno będzie bardzo, bardzo wysoki. Każdy będzie chciał wygrać, ale uda się to tylko jednemu. Taki jest sport. Brutalny i piękny zarazem. Zapewniam, iż dam z siebie wszystko, ale nie gwarantuję sukcesu. Przede mną jeszcze czerwcowe mistrzostwa Europy w Rzymie – będą próbą generalną. Pewnie po nich zacznę już żyć Paryżem, ale wcześniej nie chcę sobie zaprzątać tym głowy, żeby przedwcześnie niepotrzebnie nie wywoływać stresu.