W Madrycie odpięli wrotki: "Rozgrywki są zafałszowane"

4 tygodni temu
Po ogłoszeniu, iż Barcelona rozegra ligowy mecz z Villarrealem w Miami, w Madrycie wybuchła prawdziwa histeria. Real wzywa UEFA, FIFA i hiszpańską Wysoką Radę Sportu, by zablokować ten pomysł. Jeszcze dalej idą dziennikarze z Madrytu, którzy jeszcze przed startem rozgrywek podważają ich uczciwość. I jak zwykle w Hiszpanii punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Real Madryt to najbardziej pokrzywdzony klub świata. Wystarczy spojrzeć, ile upokorzeń musiał znosić w ubiegłym sezonie. Wszystkim wydawało się, iż naszpikowany gwiazdami zespół rozjedzie rywali jak walec, a tymczasem w lidze okazała się lepsza Barcelona, a w Lidze Mistrzów Real swoją przygodę zakończył na ćwierćfinale. Jednak nie te krzywdy były najgorsze. Najwięcej zła wyrządziły Realowi redakcja "France Football", UEFA, La Liga i hiszpański związek piłkarski. Ta pierwsza w spisku z tą drugą miała zadbać, aby Złotej Piłki nie dostał Vinicius jr, więc Real wielką galę w Paryżu zbojkotował. "Złota Piłka i UEFA nie szanują Realu Madryt, a Realu nie będzie tam, gdzie go nie szanują" - ogłosił klub z Madrytu.


REKLAMA


Zobacz wideo


Rozgrywki jeszcze się nie zaczęły, a Real już protestuje
Natomiast La Liga podpadła klubowi ze stolicy, wyznaczając nieudolnych sędziów na jego ligowe mecze. W lutym Real wydał ostre oświadczenie, pisząc w nim: "Decyzje przeciwko Realowi Madryt osiągnęły taki poziom manipulacji i fałszowania rozgrywek, którego nie możemy pozostawić bez reakcji". Klub domagał się reformy całego systemu sędziowskiego w Hiszpanii.
Kolejna drama wybuchła przed finałem Pucharu Króla. Real zażądał zmiany arbitra meczu z Barceloną. Klub z Madrytu odwołał tradycyjny trening przed finałem i konferencję prasową. Hiszpańska prasa pisała, iż może dojść do bojkotu finału, bo hiszpańska federacja nie chciała słyszeć o zmianie sędziego. Ostatecznie Real przystąpił do gry, choć w specjalnym oświadczeniu napisał: "Real Madryt uważa, iż wartości piłkarskie muszą zwyciężyć, pomimo wrogości i animozji, które po raz kolejny okazali dziś naszemu klubowi sędziowie wyznaczeni na finał".
Rozgrywki w okresie 2025/26 jeszcze się nie zaczęły, a Real rozkręcił kolejną dramę. Tym razem powodem jest zaplanowany na grudzień mecz Villarrealu z FC Barceloną, który ma się odbyć w Miami. Klub z Madrytu wezwał UEFA, FIFA i hiszpańską Wysoką Radę Sportu, aby pomysł La Ligi zablokowali: "Uczciwość rozgrywek wymaga, aby wszystkie mecze odbywały się na tych samych warunkach dla wszystkich drużyn" - napisał Real w oświadczeniu. "Jednostronna modyfikacja tego systemu łamie równość między zawodnikami, podważa wiarygodność wyników i ustanawia niedopuszczalny precedens, który otwiera drzwi do precedensów opartych na interesach, które nie są ściśle związane ze sportem, wyraźnie wpływając na uczciwość sportową i ryzykując zafałszowanie rozgrywek. Gdyby ta propozycja została zrealizowana, jej konsekwencje byłyby tak poważne, iż byłby to punkt zwrotny w świecie piłki nożnej".


Dziennikarze z Madrytu: Liga zostanie sfałszowana
Real wskazuje, iż kwestia rozgrywania meczów w USA, powinna być jednomyślną decyzją wszystkich klubów ligi hiszpańskiej, a nie tylko jej szefów.
O co chodzi Realowi, jasno wyłuszczył Tomas Roncero ze sprzyjającego Realowi madryckiego dziennika "AS", który tak napisał o meczu z Miami: "Oznaczałoby to od samego początku, iż Barca rozegra w tej lidze 20 meczów u siebie i 18 meczów na wyjeździe. A Villarreal tylko 18 u siebie i 20 na wyjeździe. Innymi słowy, rozgrywki są fałszowane, ponieważ nie ma w nich takich samych warunków dla reszty z 18 uczestniczących w nich klubów".


Dziennikarz z Madrytu uważa, iż w Miami liczące 65 tys. miejsc trybuny Hard Rock Stadium wypełnią się w przeważającej części fanami Barcelony i dlatego drużyna Hansiego Flicka będzie się tam czuć jak u siebie w domu.
Szef Villarreal obiecał co prawda, iż zafunduje podróż każdemu z 19 tys. posiadaczy karnetów na mecze swojego klubu, ale wątpliwe, by wielka liczba z nich wybrało się do Miami. Zwłaszcza iż w razie rezygnacji z podróży dostaną zwrot 20 procent ceny karnety.
Mecz w Miami pokazał: fan już nic nie znaczy
Roncero pisze dalej: "Jeśli Real przegra ligę dwoma lub trzema punktami, a Barca wygra strategiczny mecz w Miami, będę miał prawo uznać, iż rozgrywki zostały sfałszowane na korzyść drużyny, która w dodatku już w zeszłym sezonie skorzystała z interwencji państwa, aby w drugiej części sezonu zatrudnić Daniego Olmo. Był on w dodatku graczem, który w kilku meczach zdecydował o zwycięstwie Barcelony".


Z kolei Alberto Barbero z dziennika "Marca" ujął się za fanami z Hiszpanii, którzy nie będą mogli obejrzeć meczu dwóch reprezentantów kraju w Lidze Mistrzów na rodzimej ziemi, ale w Miami. Już sam tytuł wiele mówi: "Fan już nie ma znaczenia. Miami to potwierdziło". Dalej autor pisze, iż decyzja władz La Ligi o meczu Miami "kradnie go fanom". Barbero ma też pretensje do piłkarzy, iż "głośno milczą" w tej sprawie. I tylko jeden Unai Simon, bramkarz reprezentacji Hiszpanii i Athletic Bilbao miał odwagę powiedzieć, iż tego rodzaju inicjatywa to "brak szacunku dla kibiców".


Oczywiście w Barcelonie do sprawy podchodzą zupełnie inaczej. Denis Iglesias z katalońskiego "Sportu" wskazuje, iż to wcale nie troska o integralność rozgrywek zmusiła Real do apelu o zablokowanie meczu w Miami. Dziennikarz twierdzi, iż Real chce po prostu mieć przewagę nad Barceloną na amerykańskim rynku. Właśnie w Miami "Królewscy" mieli swoją bazę podczas klubowych mistrzostw świata i uważają to miasto za swoją strategiczną lokalizację i punkty wyjścia do ekspansji w USA.
Mecz zagranicznej ligi na Santiago Bernabeu
W całym tym sporze jest mnóstwo hipokryzji i partykularnych interesów. Troska o fanów, którą wyrażają Real i dziennikarze z Madrytu, jest po prostu śmieszna wobec tego, iż Superpuchar Hiszpanii już od kilku lat jest rozgrywany w Arabii Saudyjskiej jako mini turniej. Zresztą o rozgrywaniu meczów ligowych na innych kontynentach mówiło się w Hiszpanii już od 2019 roku.
Dla La Ligi USA to najważniejszy rynek. Tam liga ma szansę na znaczący wzrost przychodów z transmisji telewizyjnych, bo w Hiszpanii i Europie już takich perspektyw nie ma. Dlatego obecność na tamtejszym rynku dla La Ligi jest kluczowa. Można się spodziewać, iż mecz Villarreal – Barcelona to tylko początek całej serii meczów, która się tam będzie rozgrywać.


Zresztą pomysł, aby rozgrywać ligowe mecze poza swoim krajem, nie jest nowatorski. Od lat robią to północnoamerykańskie ligi zawodowe: NFL, MLB, NHL czy NBA. jeżeli chodzi o tę pierwszą ligę, to w tym sezonie rozegra swoje mecze w Sao Paulo, Dublinie, Berlinie, Londynie i... Madrycie. Tak. Na Santiago Bernabeu zagości amerykańska liga. Zagrają ze sobą Miami Dolphins i Washington Commanders i nikt w USA nie pomyśli nawet, iż z tego powodu rozgrywki najbogatszej ligi świata zostaną sfałszowane.
Idź do oryginalnego materiału